Dlatego w Opolskiej Izbie Rolniczej odbyło się spotkanie szkoleniowo-informacyjne pt. „Susza – zagrożenia dla upraw rolniczych”, na którym rolników zapoznano z możliwościami i koniecznymi działaniami, które powinni podejmować w obliczu suszy.

Na spotkaniu omawiano m.in. zasady wydawania pozwoleń wodno-prawnych na inwestycje nawadniające pola, przedstawiono również plan przeciwdziałania skutkom suszy.

Przywoływane tematy, chociażby tzw. małej retencji, czy melioracji, dla mieszkańców wsi nie są nowe. W przeszłości były na wsi, teraz trzeba do nich wrócić, choć łatwo i tanio nie będzie.

– Są kraje, które sobie z suszą poradziły – podkreśla Marek Froelich, prezes Opolskiej Izby Rolniczej. – Musimy przyjąć takie metody, które i nam pomogą.

– Odwiedziliśmy Włochy i Hiszpanię, gdzie występował całkowity brak zielonego koloru – mówi Opowiecie.Info prezes OIR. – A przecież te kraje mają rozwiniętą produkcję roślinną i produkcję zwierzęcą, bo sobie poradzili. To, co istotne, to mają zagospodarowaną wodę z rzek, a tej wody rzecznej mają więcej niż my w Polsce. Tam nawadnia się nawet plantacje kukurydzy! W nawadnianie upraw zainwestowano w tych krajach ogromne pieniądze.

Dlaczego w Polsce zaniedbano rowy melioracyjne i małą retencję?

– Od trzech lat mamy susze, ale poprzednie lata były mokre, więc wydawało się, że tak będzie zawsze – wyjaśnia Marek Froelich. – W efekcie na mapach są zbiorniki naturalne, ale w rzeczywistości ich już nie ma, bo zostały zaniedbane i zasypane.

Prezes Izby Rolniczej w Opolu podkreśla, że w naszym województwie są jeszcze spółki wodne, które o dbają o rowy melioracyjne.

– Ale zastawki piętrzące wodę na rowach zostały zniszczone, rozkradzione – przyznaje Marek Froelich. – Ten rów napełniony wodą podnosił wody gruntowe, to nawadniało bardzo szeroki obszar. Więc te rowy są jak dobry zbiornik retencyjny.

W przeszłości każdy mógł piętrzyć bez zezwolenia wodę do pewnej wysokości, dopiero po przekroczeniu tego poziomu musiał uzyskać na to zgodę. Dlatego na strumykach co kilkaset metrów były proste, kamienno-drewniane zapory, które piętrzyły i zatrzymywały wodę.

– Świat już dawno się obudził, a władza tylko mówi, a wszystko nadal jest w sferze planowania – denerwuje się Jerzy Grabowski, rolnik z powiatu brzeskiego. – Jeśli państwo da pieniądze na małą retencję, to nie będzie musiało ich wydawać na odszkodowania suszowe, które zawsze budzą wiele emocji i poczucie niesprawiedliwości.

Danuta Bajak, prezes zarządu Opolskiego Związku Rolników i Organizacji Społecznych w rozmowach kuluarowych zwróciła uwagę, że w Polsce wszystko działa na zasadzie straży pożarnej.

– Bo o suszy już słyszałam dwanaście lat temu i należałoby przejść z produkcji intensywnej na ekstensywną – uważa Danuta Bajak. – A retencja to dzisiaj fikcja, dopóki nie zmieni się prawo, które reguluje, do jakiej wielkości można piętrzyć bez zezwolenia wodno-prawnego.

Co do konieczności przywrócenia zaprzepaszczonej melioracji nikt już nie ma wątpliwości.

– Mieliśmy bardzo dużo łąk, bagna, rowy, które były czasem bagienne. A to zasypano, żeby powiększyć stan areału i to się teraz zemściło – mówi Danuta Bajak. I dodaje, że nadal nie mamy planu zatrzymywania wody przez dłuższy okres czasu na małym obszarze.

Uczestnicy konferencji przyznali, że wcześniej nikt nie widział sensu dbania o wodę. Teraz już widzą.

– Lepiej późno niż wcale. Trzeba magazynować wodę, my możemy dyskutować, ale tutaj potrzebne są pieniądze i zmiany w prawie – stwierdza Gerhard Kubon, rolnik z powiatu nyskiego.

Kubon podkreśla także, że trzeba szanować wodę ze studni głębinowych, bo to jest woda nieodnawialna i korzystanie z niej w nieograniczony sposób może się źle skończyć.

– To jest woda tylko do spożycia, a nie do produkcji rolnej – tłumaczy Gerhard Kubon.

Jolanta Jasińska-Mrukot

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarstwo, moja miłość, tak było od zawsze. Próbowałam się ze dwa razy rozstać z tym zawodem, ale jakoś bezskutecznie. Przez wiele lat byłam dziennikarzem NTO. Mam na swoim koncie książkę „Historie z palca niewyssane” – zbiór moich reportaży (wydrukowanie ich zaproponował mi właściciel wydawnictwa Scriptorium). Zdobyłam dwie (ważne dla mnie) ogólnopolskie nagrody dziennikarskie – pierwsze miejsce za reportaż o ludziach z ulicy. Druga nagroda to też pierwsze miejsce (na 24 gazety Mediów Regionalnych) – za reportaż i cykl artykułów poświęconych jednemu tematowi. Moje teksty wielokrotnie przedrukowywała Angora, a opublikowałam setki artykułów, w tym wiele reportaży. Właśnie reportaż jest moją największą pasją. Moim mężem jest też dziennikarz (podobno nikt inny nie wytrzymałby z dziennikarką). Nasze dzieci (jak na razie) poszły własną drogą, a jeśli już piszą, to wyłącznie dla zabawy. Napisałam doktorat o ludziach od pokoleń żyjących w skrajnej biedzie, mam nadzieję, że niedługo się obronię.