Z Tobiaszem Gajdą z Dobrzenia Wielkiego, doktorantem z Centrum Badań Problemów Prawnych i Ekonomicznych Komunikacji Elektronicznej na Wydziale Prawa Uniwersytetu Wrocławskiego, rozmawia Jolanta Jasińska-Mrukot

– Czy na tym wydziale zajmujecie się też satelitami telekomunikacyjnymi z firmy Elona Muska, które ostatnio pojawiły się na niebie, zaskakując Opolan?

– To już nie jest prawo lotnicze, ten obszar należy do badaczy  zajmujących się prawem kosmicznym. A ja zajmuję się prawem cywilnym nowych technologii.

– O jakie nowe technologie chodzi, którymi musi się zajmować  prawo cywilne?

– Badamy np. waluty cyfrowe, m.in. bitcoin’y, zajmujemy się także pojazdami autonomicznymi, sterowanymi sztuczną inteligencją. Samochody Tesli, które obywają się bez kierowcy, spowodowały już wypadki, nawet śmiertelne. Pojawia się więc kwestia, kto ma odpowiadać za taki wypadek: twórca technologii, twórca pojazdu? A jaką ewentualną winę ponosi kierowca? To nie są wydumane problemy. Część samochodów już ma te elementy autonomiczne, np. wjeżdżają i wyjeżdżają z parkingu bez ingerencji kierowcy, więc może dojść do niekontrolowanego zdarzenia.

– A drony? Coraz więcej ich lata, i wcale nie wysoko.

– Używanie dronów uregulują dwa rozporządzenia unijne, pochodzące z 2018 roku, które wchodzą w życie już teraz, w czerwcu. Skończy się to, co dotychczas można było nazwać wolną amerykanką. Dotychczas nie były rejestrowane, a  od czerwca drona będzie trzeba zarejestrować, dostanie też swój indywidualny numer. Certyfikat, umożliwiający loty dronem, będzie mogła uzyskać osoba, która ukończyła 16. lat. Takie świadectwo będzie uznawane na terenie całej Unii Europejskiej, a wcześniej honorowano je tylko na terenie kraju, w którym zostało wydane. Obniżone też zostaną koszty szkolenia i uzyskania certyfikatu dla osób prowadzących drony.

– Drony pojawiają się w wielu miejscach, także nad lotniskami, stanowiąc ogromne zagrożenie.

– Właśnie zajmuję się incydentami związanymi z nowymi technologiami. A jeśli zdarzy się np. wypadek z dronem, badam, kto ponosi wtedy odpowiedzialność.

– Odpowiedzialność chyba spoczywa na tym, kto dronem kierował.

– Nie zawsze. Bo możemy się spotkać z wadą sprzętu, wtedy za spowodowanie wypadku winę ponosi producent drona. To może być również kwestia zupełnie niezależna od osoby prowadzącej, np. silny podmuch wiatru, albo ptak. Mamy wówczas do czynienia z siłami natury, więc wtedy mówimy o ryzyku niezawinionym. Jeżeli mamy do czynienia z czynnikiem zewnętrznym, albo awarią sprzętu, to pilot drona nie ponosi winy za nieumyślne spowodowanie zdarzenia. Tym samym, zgodnie z prawem cywilnym, nie będzie ponosił odpowiedzialności odszkodowawczej względem osoby, która doznała uszczerbku. Może być tak, że okaże się, iż nikt nie ponosi winy.

– A w przypadku incydentów z dronami nad lotniskami, to jak często było to spowodowane wadą techniczną, a jak często głupotą ludzką?

Niestety, w większości przypadków to głupota ludzka. Obszar nieba jest podzielony na różne sfery, a sfera położona około 2 km od lotniska jest wyłączona z jakiegokolwiek ruchu, takich ministatków powietrznych również. Na wlot w taką strefę dron nigdy nie uzyskałby zezwolenia. A jeżeli wkracza w taką strefę, powoduje zagrożenie w ruchu i jest to poważne przestępstwo. Taki najgłośniejszy ostatni incydent wydarzył się nad lotniskiem Gatwick w Londynie, przed Świętami Bożego Narodzenia. Uziemione zostało wtedy całe lotnisko, to były ogromne koszty. Bo też nigdy nie wiadomo, co jest zamiarem osoby, która wprowadza dron w przestrzeń lotniska.

– Gdzie jeszcze nie mogą pojawiać się drony?

Jest długa lista obiektów, opublikowana przez ministra, nad które nie można skierować drona. Wśród nich są m.in. jednostki wojskowe, miejsca użyteczności publicznej, muzea, kościoły oraz inne miejsca zabytkowe. Chodzi o to, że dron może spaść i spowodować np. zniszczenie zabytkowego dachu, albo inne niebezpieczeństwo. Ale już w miejscach obok takiego zakazu nie ma.

– A jeśli np. właściciel drona skieruję go nad sąsiedzki ogród, żeby np. sfotografować opalające się tam topless panie?

– O, to bardzo ważna kwestia prawa do prywatności. Osoba, która zaobserwuje drona w przestrzeni nad swoim ogródkiem, może pozwać osobę, która jest prowodyrem takiego wlotu, w związku z naruszeniem jej dóbr osobistych oraz prywatności. Może domagać się odszkodowania od takiej osoby, która dokonuje u niej takiego niezgłoszonego przelotu, bez zezwolenia. Można to zgłosić na policję.

– Jednak niełatwo jest chyba potem udowodnić, że ktoś nas podglądał z drona.

– Wcale nie. Czy dron był i kto nim kierował, można sprawdzić na aktualnych mapach radarowych za pomocą aplikacji Drone Radar. Poza tym, jak już wspominałem, od czerwca każdy dron będzie rejestrowany, będzie miał swój indywidualny numer, co ułatwi jego identyfikację. Właśnie część osób dotychczas logowała się już w tej aplikacji, a wykorzystują ją wszyscy, którzy korzystają z dronów, także tych do filmowania i fotografii. Aplikacja umożliwia lokalizowanie w danej przestrzeni, czy nie będą w tym czasie odbywały się jakieś inne loty, tak, żeby nie doszło do kolizji. Umożliwia też ona uzyskanie zezwolenia na taki wyższy lot.

– Drony widzieliśmy też często nad kominami domów w sezonie g0rzewczym…

Właśnie prowadziłem badania w pierwszej gminie w Polsce, w Twardogórze na Dolnym Śląsku, gdzie wprowadzono drona do badań smogu. Wszędzie się jednak zaznacza, że taki dron ma wyłączoną kamerę, ze względu na ochronę prywatności. Dron do badania smogu ma wysięgnik, który pobiera próbkę powietrza do badania stężenia smogu. Jeśli normy są przekroczone, to burmistrz ma prawo zgłosić policji, by sprawdzono, czym taka osoba pali w piecu i czy to jest paliwo dozwolone.

– Dronów bardzo często używają też fotoreporterzy.

Jest to możliwe, z zachowaniem wszelkiego rodzaju rygorów BHP. Taka osoba musi mieć kamizelkę z napisem „reporter”, musi mieć też certyfikat, ponieważ dron wykorzystywany przez reporterów w celach komercyjnych jest dronem cięższym. Drony dzieli się ze względu na ich wagę, a taki powyżej 600 gramów zaliczany jest już do sprzętu ciężkiego, na który wymagane są już wszelkiego rodzaju badania i szkolenia.

– Z tego wszystkiego wynika tyle, że po raz kolejny pojawiają się nowe technologie, a dopiero potem prawo. Po raz kolejny przepisy muszą nadganiać rzeczywistość.

– Tak, tak… Takich dziedzin, gdzie rzeczywistość wyprzedza prawo, jest zdecydowanie więcej. Problemów na styku nowych technologii i prawa jest bardzo dużo, dlatego proponujemy rozwiązania dla ustawodawcy, a głos naukowców co do nowych technologii jest brany pod uwagę. Dzięki temu otrzymujemy nowe możliwości, a takim przykładem może być choćby obecna pandemia i e-rozprawy w sądzie, z cyfryzacją wymiaru sprawiedliwości – przesłuchanie świadków na odległość, dowody na odległość, składanie pism procesowych na odległość za pomocą skrzynki ePUAP.

 

Rozmowa. Podglądanie z drona opalającej się sąsiadki może drogo kosztować

fot. archiwum Tobiasz Gajda

           

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarstwo, moja miłość, tak było od zawsze. Próbowałam się ze dwa razy rozstać z tym zawodem, ale jakoś bezskutecznie. Przez wiele lat byłam dziennikarzem NTO. Mam na swoim koncie książkę „Historie z palca niewyssane” – zbiór moich reportaży (wydrukowanie ich zaproponował mi właściciel wydawnictwa Scriptorium). Zdobyłam dwie (ważne dla mnie) ogólnopolskie nagrody dziennikarskie – pierwsze miejsce za reportaż o ludziach z ulicy. Druga nagroda to też pierwsze miejsce (na 24 gazety Mediów Regionalnych) – za reportaż i cykl artykułów poświęconych jednemu tematowi. Moje teksty wielokrotnie przedrukowywała Angora, a opublikowałam setki artykułów, w tym wiele reportaży. Właśnie reportaż jest moją największą pasją. Moim mężem jest też dziennikarz (podobno nikt inny nie wytrzymałby z dziennikarką). Nasze dzieci (jak na razie) poszły własną drogą, a jeśli już piszą, to wyłącznie dla zabawy. Napisałam doktorat o ludziach od pokoleń żyjących w skrajnej biedzie, mam nadzieję, że niedługo się obronię.