Z Tomaszem Kostusiem, opolskim posłem Koalicji Obywatelskiej, rozmawia Jolanta Jasińska-Mrukot

– Jarosław Gogin dogadując się niemal w ostatniej chwili z Jarosławem Kaczyńskim w sprawie ustawy kopertowej zszokował wiele osób. Czy po tym nagłym zwrocie akcji, jakiego nikt się nie spodziewał, można powiedzieć, że Jarosław Gowin zdradził?

– Te ostatnie dni były rzeczywiście pełne napięcia i nieoczekiwanych zwrotów w polityce, jakich dotąd nie było. A Jarosław Gowin po raz kolejny udowodnił, że jest politycznym człowiekiem gumą. Przepraszam za to określenie. Cechuje go taki wyjątkowy cynizm i wyrachowanie polityczne, on bez względu na sytuację zawsze chce spaść na te przysłowiowe cztery łapy. Zawsze, niezależnie od sytuacji, chce realizować swoje cele polityczne. Ma świadomość, że jest języczkiem u wagi, on i jego 17 posłów.

– Ale nie wszyscy chcieli go poprzeć w sporze z Jarosławem Kaczyńskim.

– Rzeczywiście, tam ewidentnie nastąpił bunt na pokładzie, ta próba zbliżenia Gowina do opozycji spowodowała pęknięcie w Porozumieniu, a chodzi nie tylko o apanaże parlamentarzystów, sekretarzy stanu, czy ministrów, ale również działaczy w terenie, którzy z tych dobrodziejstw bycia u władzy czerpią korzyści. Mogło się okazać tak, że w ostatnich dniach Gowin, gdyby był konsekwentny w tych ustaleniach i uzgodnieniach z opozycją, to musiałby partię opuścić, bo straciłby nad nią panowanie. Oficjalnie jego partia nie dała mu „zielonego światła” do opuszczenia dobrej zmiany, wprost przeciwnie, akcentowała, że jest częścią obozu Zjednoczonej Prawicy.

– Czy patrząc na to teraz można uznać, że nie warto było podejmować rozmów z Jarosławem Gowinem w sprawie storpedowania wyborów korespondencyjnych?

– Jarosław Gowin podejmował rozmowy z opozycją, zarówno z Koalicją Obywatelską, jak z PSL i Kukiz’15. Tylko Lewica nie podjęła tego dialogu, czym się teraz chwali, a innym czyni zarzut, że nie warto było, bo Gowin i tak postąpił, jak chciał Jarosław Kaczyński. Potwierdził, że jest częścią Zjednoczonej Prawicy, tzw. dobrej zmiany.

– Wobec tego wraca pytanie, czy opozycji opłacało się podejmować tę grę z Gowinem.

– Już od kilku tygodni wielu działaczy PO i publicystów mówiło o tym, że rozmowy z Gowinem są pozbawione zupełnie sensu, że to element większej gry, którą kontroluje Jarosław Kaczyński. Że Gowin sobie krzywdy nie da zrobić i bez względu na okoliczności zawsze będzie w obozie „Dobrej zmiany”. I rzeczywiście to się potwierdziło. Ale z drugiej strony chciałbym podkreślić, że gdyby tych rozmów nie było, gdybyśmy nie przestraszyli Jarosława Kaczyńskiego, to wybory byśmy mieli 10 maja. A to byłoby całkowitą kompromitacją państwa polskiego, blamażem i kompromitacją demokracji. Dzień po dniu widzieliśmy ten narastający chaos i bajzel towarzyszący tym przygotowaniom do wyborów bez podstawy prawnej, co jest przestępstwem. Widzieliśmy te fruwające karty do głosowania w polskich miastach, które staną się wizytówka tego, co robił Jacek Sasin przygotowując Pocztę Polska do wyborów.

– Ustawa kopertowa ma być jednak tylko nowelizowana, czyli nic się nie zmienia.

– Kompromitacji uniknęliśmy, ale nie zmienia, to faktu, że sprawa została przesądzona i wybory odbędą się korespondencyjnie. My się na to nie zgadzamy, przypominając, że wybory muszą być powszechne, bezpośrednie, równe i tajne. Przy korespondencyjnych wyborach żaden z tych elementów nie zostanie spełniony. Opinia Senatu była druzgocąca dla propozycji wyborów korespondencyjnych. Senatorowie wskazali cały szereg błędów legislacyjnych i błędów, jak choćby odbiór druków bez poręczenia. Państwo nie zapewni bezpieczeństwa tych druków do chwili liczenia. Przez wybory korespondencyjne wykluczymy z głosowania około miliona obywateli poza granicami kraju. W szczycie pandemii w wielu krajach obowiązują ścisłe rygory wynikające z kwarantanny, a nasze placówki dyplomatyczne nie będą w stanie skutecznie dostarczyć takich pakietów tym, którzy mogą głosować.

– Według porozumienia między prezesem PIS, a Jarosławem Gawinem, ustawa ma być nowelizowana, od organizacji wyborów zostanie odsunięty wicepremier Jacek Sasin, a PKW zostanie przywrócona właściwa funkcja.

– Zgoda, tak mówią ci, którzy za ten projekt odpowiadają i od początku go forsowali. Jednak to nie zmienia faktu, że święto demokracji, jakim są wybory, będą nadal farsą. Jeżeli te wybory miałyby się odbyć pod koniec czerwca bądź w lipcu, to byłby czas, żeby zachować jakiś element kampanii wyborczej. Ale to nie jest dobry czas na wybory. Konstytucjonaliści, prawnicy mówią, nie będą one miały cech wyborów, które są dokładnie zapisane w polskiej konstytucji. Będą wykluczały część wyborców, nie będą tajne, ani równe, ani powszechne. PKW jest dzisiaj ubezwłasnowolniona. Teraz obiecują, że ta rola PKW ma być większa, no to pożyjemy, zobaczymy.

– To światowy fenomen, że o wszystkim decyduje „ustawka” dwóch „szeregowych posłów”.

– Tak, bo ani jeden, ani drugi nie pełni żadnej ważnej funkcji państwowej. To oni ustalają plan polityczny, zakładając, co zrobi Sąd Najwyższy, Trybunał Konstytucyjny. I wykazują się wyjątkowym cynizmem politycznym.

– Wracając do wyborów, skoro korespondencyjne, to dlaczego nie wprowadzić też głosowania internetowego?

– Moim zdaniem dzisiaj szansa jest na to niewielka, natomiast rządzący mówili, że będziemy mieli jeszcze na ten temat debatę, że będziemy zgłaszać wnioski, propozycje. Ale w dobrą wolę rządzących nie wierzę, bo od początku „dobrej zmianie” nie zależało na dialogu. Bo to jest dyktat partyjny i ustawka dwóch panów wyręczających najważniejsze organy konstytucyjne.

– Za to w ostatnich tygodniach samorządowcy zdali egzamin z niezależności i praworządności.

– To prawda. Samorządy, cała opozycja wykazała się konsekwencją, a w polityce konsekwencja ma sens. Bo gdyby nie ten upór samorządów, czy opozycji, która od początku kwestionowała termin 10 maja, od samego początku mówiła, że szaleństwem jest narażanie życia i zdrowia Polaków, gdyby nie odwaga samorządów szczebla gminnego, powiatowego i wojewódzkiego, to mielibyśmy wybory z pogwałceniem zasad. Co nie zmienia faktu, że rząd chce tego nadal dokonać, korespondencyjnie. Za ten bałagan PiS próbuje obarczać winą opozycję, a to PiS robił obstrukcję w Senacie, czynili wszystko, żeby Senat nie zdążył z procedowaniem ustawy o wyborach korespondencyjnych, co miałoby skutkować tym, że ona by trafiła bezpośrednio do podpisu prezydenta. Natomiast samorządy pokazały, że stoją na straży prawa, że mają cywilną i polityczną odwagę powiedzieć tym pisowskim zapędom stop. I ja samorządowcom, szczególnie opolskim, jestem za to bardzo wdzięczny. Tylko naprawdę nieliczni poddali się tej politycznej presji PiS i chcieli te dane osobowe przekazać.

– Kiedy więc będą wybory?

– Według oficjalnych zapowiedzi powinny się odbyć na przełomie czerwca i lipca, taki termin marszałek Elżbieta Witek ma ogłosić. Ale w to do końca nie wierzę, bo tutaj wszystkie scenariusze są możliwe. Jeśli z wyników sondaży, nastrojów społecznych, oczekiwań Polaków, sytuacji na rynku pracy będzie wynikać, że z każdym tygodniem PiS traci, to te wybory lipcowe będą dla nich ryzykowne i nie zawahają się, by przeprowadzić je 23 maja.

– Pojawiły się spekulacje, że PO może jeszcze wycofać swojego kandydata, a na miejsce Małgorzaty Kidawy – Błońskiej wystawić np. Radosława Sikorskiego.

– Mówienie czegoś takiego jest jednym z elementów odwracania przez PiS uwagi od istotnych problemów. Powtórzę za przewodniczącym Borysem Budką, że pani marszałek Małgorzata Kidawa-Błońska była i jest oficjalnym kandydatem KO. Należy podkreślić, że bardzo dobrze wypadła podczas debaty w TVP1. I jeśli te wybory będą w lipcu, to wszyscy podczas kampanii będą mogli usłyszeć panią marszałek. Poznać jej program wyborczy.

– Co nas w ogóle może jeszcze czekać?

– Jeszcze w czwartek bardzo realnym wydawał się scenariusz przedterminowych wyborów parlamentarnych, połączonych z wyborami prezydenckimi. W ogóle bardzo ubolewam, że rząd PiS  zamiast zajmować się suszą i walką z pandemią, to prze z uporem do wyborów. Polacy nie chcą wyborów, to wszystko można przełożyć, wprowadzając stan klęski żywiołowej, to wszystko jest uregulowane w konstytucji. Niestety, upór PiS sprawia, że brniemy w jakieś wątpliwe pod względem prawnym scenariusze

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarstwo, moja miłość, tak było od zawsze. Próbowałam się ze dwa razy rozstać z tym zawodem, ale jakoś bezskutecznie. Przez wiele lat byłam dziennikarzem NTO. Mam na swoim koncie książkę „Historie z palca niewyssane” – zbiór moich reportaży (wydrukowanie ich zaproponował mi właściciel wydawnictwa Scriptorium). Zdobyłam dwie (ważne dla mnie) ogólnopolskie nagrody dziennikarskie – pierwsze miejsce za reportaż o ludziach z ulicy. Druga nagroda to też pierwsze miejsce (na 24 gazety Mediów Regionalnych) – za reportaż i cykl artykułów poświęconych jednemu tematowi. Moje teksty wielokrotnie przedrukowywała Angora, a opublikowałam setki artykułów, w tym wiele reportaży. Właśnie reportaż jest moją największą pasją. Moim mężem jest też dziennikarz (podobno nikt inny nie wytrzymałby z dziennikarką). Nasze dzieci (jak na razie) poszły własną drogą, a jeśli już piszą, to wyłącznie dla zabawy. Napisałam doktorat o ludziach od pokoleń żyjących w skrajnej biedzie, mam nadzieję, że niedługo się obronię.