Z Tomaszem Kostusiem, opolskim posłem Koalicji Obywatelskiej, rozmawia Jolanta Jasińska-Mrukot

– Jak pan ocenia wystąpienie premiera Mateusza Morawieckiego, tuż po wybuchu protestów na Białorusi?

– Bardzo rzadko to robię, bo nie ma ku temu odpowiednich okazji, ale tym razem muszę pochwalić Mateusza Morawieckiego i rząd, że szybko zareagowali na to, co się w ostatnich dniach na Białorusi wydarzyło. To nie tylko inicjatywa Mateusza Morawieckiego, ale też prezydenta Dudy, który zaapelował do prezydenta Łukaszenki, do całego świata, żeby położono kres tej brutalnej przemocy wobec demonstrantów, którzy wyrazili swoje niezadowolenie wobec domniemania sfałszowania na Białorusi wyborów.

– Były premier Włodzimierz Cimoszewicz w jednej ze swoich ostatnich wypowiedzi mówił coś innego – że premier Morawiecki nie ma moralnego prawa, aby tak apelować w sprawie Białorusi.

– Nie zgodzę się z tym, chociaż bardzo szanuję i cenię Włodzimierza Cimoszewicza. Obowiązkiem polskiego premiera jest reagować w sytuacjach destabilizacji politycznej u naszego wschodniego sąsiada. Przypominam, że Polska stanowi zewnętrzną granicę Unii Europejskiej, zarówno z Federacją Rosyjską Ukraina, jak i Białorusią. To był absolutny obowiązek polskiego premiera i dobrze zrobił. To jest taka jedyna pozytywna ocena działań rządu, bo przez ostatnich pięć lat myśmy tę politykę wschodnią zaniedbali.

– W przeszłości chyba wyglądało to dużo lepiej.

– Polityka wschodnia przez ostatnich pięć lat nie funkcjonowała. Kiedyś była wyróżnikiem państwa polskiego po 1989 roku, wszystkie rządy tę politykę wschodnią szczególnie traktowały.

– Takie podejście wynikało z naszych historycznych doświadczeń, z obawy przed odrodzeniem imperialnych ambicji Rosji, które zawsze obracały się przeciwko nam.

– Dla mnie to jest bardzo ważny element polskiej racji stanu. Im bardziej stabilna, demokratyczna Ukraina, a także Białoruś, tym my możemy spać spokojnie. I odwrotnie. Tutaj trzeba przywołać, to co się działo na Ukrainie.

– Czy możemy porównywać to, co się działo na Ukrainie, do tego, co jest na Białorusi?

– Sytuacja całkowicie różna, ale procesy te same. Jak wtedy, kiedy zaczęły się pierwsze masowe protesty na Ukrainie, na Majdanie, a potem zajęcie Krymu przez Federację Rosyjską i wyniszczająca wojna na wschodzie Ukrainy. Destabilizacja na Białorusi służy tylko Rosjanom, którzy od dłuższego czasu chcą całkowicie podporządkować sobie gospodarczo ten kraj. Teraz tylko pytanie, czy związek Białorusi z Federacją Rosyjską się pogłębi, czy pozostanie na takim poziomie jak teraz. Rosjanie chcą utworzyć dużą bazę wojskową na Białorusi, czemu dotąd sprzeciwiał się konsekwentnie Łukaszenka. Teraz Rosja sytuację ewentualnych zachodnich sankcji na Białoruś może wykorzystać, żeby jeszcze bardziej związać gospodarkę białoruską z gospodarką rosyjską.

– Widać też, że Białorusini mają już dosyć autorytarnych rządów Łukaszenki i pragną zmian.

– Od 26 lat nie było tam takich protestów, z jakimi mamy do czynienia teraz. Do tej pory protesty obejmowały granice administracyjne Mińska, a dzisiaj wybuchają w różnych miastach Białorusi. Białoruś się budzi i nie daje się zastraszyć. Oni jednoznacznie powiedzieli „Mamy dość!” tej propagandy, tej hipokryzji, łamania praw. Dlatego na ulicę wyszli młodzi i starzy. Wyszli na ulice już nie tylko w Mińsku. Czy to zmieni białoruską scenę polityczną? To zależy nie tylko od postawy naszych, ale też europejskich polityków.

– Ale już usłyszeliśmy, że nie zostanie zwołana nadzwyczajny szczyt Rady Europejskiej w sprawie Białorusi.

– Unia Europejska chce mieć przede wszystkim poprawne relacje z Moskwą, a ten element na Białorusi jest ważną tego częścią. Pytanie, na ile polscy politycy ponad podziałami i sporami, ponad bieżącą polityką, będą chcieli wywierać skuteczną presję na Parlament Europejski, Komisję Europejską, Radę Europy, ale też na Biały Dom i amerykański Kongres. Jeszcze raz podkreślę, że jesteśmy krajem granicznym Unii Europejskiej i graniczymy z Białorusią. To nam powinno zależeć, żeby tam sytuacja nie wymknęła się spod kontroli.

– A co Polska mogłaby dla Białorusi zrobić?

– Przede wszystkim udzielić pomocy wszystkim tym, którzy zostali na Białorusi aresztowani. Powinniśmy wywierać presję na opinię międzynarodową i zadbać o to, żeby Białorusini mieli dostęp do rzetelnej informacji, bo proszę zwrócić uwagę, tam odcięto dostęp do internetu, więc kompletnie są pozbawieni informacji. Musimy się przygotować, żeby przyjmować uchodźców politycznych. Przed nami wiele ważnych zadań, które będą testem dla polskiej dyplomacji i całej sceny politycznej. Jak już mówiłem, polityki wschodniej nie ma, bo podporządkowaliśmy wszystko polityce proeuropejskiej.

– Wielu polskich polityków widzi mnóstwo analogii w tym, co dzieje się na Białorusi i w Polsce.

– Nie użyję takiego porównania, to zapewne chodzi o ten tweet zamieszczony przez Rafała Trzaskowskiego, ale ja to zrozumiałem zupełnie inaczej, jako solidarność z narodem białoruskim. Mogę tutaj mówić o analogiach w brutalności policji z minionego piątku i soboty, kiedy niewspółmiernie do sytuacji aresztowano uczestników demonstracji środowisk LGBT w Warszawie. Widzieliśmy te sceny, kiedy brutalnie przyduszano tych młodych ludzi, kiedy nago musieli robić przysiady. Jednak ja bym sytuacji na Białorusi do sytuacji w Polsce nie porównywał, bo to jest nadużycie. Tam strzelano do demonstrantów kulkami gumowymi, użyto gazu łzawiącego, strzelano z armatek wodnych i pałowano ludzi. Na Białorusi podczas demonstracji była ofiara śmiertelna, więc to jest zakres nieporównywalny. Pewnie, że PiS obniża standardy praworządności, ale ta skala jest nieporównywalna do tego, co się dzieje na Białorusi. Ważne jest to, żeby teraz działali wspólnie, nie tylko koalicja rządząca, ale też opozycja, więc potrzebne jest jak najszybciej zwołanie przez prezydenta Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Ważne, żeby na najbliższym posiedzeniu Sejmu w piątek było przedstawienie informacji przez ministra spraw zagranicznych na temat tego, co dzieje się i co będzie się działo na Białorusi. Wszystkie spory zostawmy na boku, a liczy się teraz polska racja stanu. W sprawach pryncypialnych musimy mówić jednym głosem. Ważna jest też ponadpartyjna inicjatywa w parlamencie europejskim.

– A jednak jeszcze się odniosę do analogii z Polską, bo kiedy słuchało się szefowej TV Biełsat Agnieszki Romaszewskiej-Guzy, to jednoznacznie wychodzi, że wcześniej białoruska opozycja, tak jak w Polsce, koncentrowała się na większych miastach. Teraz dziennikarze TV Biełsat pojawili się na tych zapomnianych wiejskich terenach i przekonali się, jak bardzo społeczności wiejskiej potrzebne jest zainteresowanie ich sprawami, a nikt się nimi dotychczas nie zajmował.

– Analogie są uniwersalne, bo dotyczą nie tylko Polski, Białorusi, ale generalnie życia społecznego. Mieszkańcy miast mają lepszy dostęp do mediów, jest im łatwiej. A zmiany w tych zapomnianych środowiskach to jest proces. Teraz nie tylko w Mińsku, ale także w miastach i miasteczkach były protesty i demonstracje. Skandowali przeciwko najprawdopodobniej sfałszowanym wyborom. Ale trudno jeszcze mówić o takim narodowym zrywie, szczególnie w odniesieniu do społeczności wiejskiej, tam też ta świadomość dotrze, ale to wymaga czasu. Co istotne, nie było tam misji obserwacyjnej OBWE, a zwykle podczas wyborów parlamentarnych, prezydenckich oni są. W Polsce też przecież byli obserwatorzy OBWE, którzy u nas bardzo krytycznie odnieśli się do mediów publicznych. Natomiast na Białorusi nie było tych obserwatorów, bo nie zostali wpuszczeni. Nie zostały też wpuszczone międzynarodowe organizacje pozarządowe, które są obserwatorami podczas wyborów, opozycja też nie mogła uczestniczyć w ich monitorowaniu.  To wszystko sprawia, że trudno będzie udowodnić jednoznacznie, że władza te wybory sfałszowała, choć bezdyskusyjne jest, że zostały one uczciwie przeprowadzone.

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarstwo, moja miłość, tak było od zawsze. Próbowałam się ze dwa razy rozstać z tym zawodem, ale jakoś bezskutecznie. Przez wiele lat byłam dziennikarzem NTO. Mam na swoim koncie książkę „Historie z palca niewyssane” – zbiór moich reportaży (wydrukowanie ich zaproponował mi właściciel wydawnictwa Scriptorium). Zdobyłam dwie (ważne dla mnie) ogólnopolskie nagrody dziennikarskie – pierwsze miejsce za reportaż o ludziach z ulicy. Druga nagroda to też pierwsze miejsce (na 24 gazety Mediów Regionalnych) – za reportaż i cykl artykułów poświęconych jednemu tematowi. Moje teksty wielokrotnie przedrukowywała Angora, a opublikowałam setki artykułów, w tym wiele reportaży. Właśnie reportaż jest moją największą pasją. Moim mężem jest też dziennikarz (podobno nikt inny nie wytrzymałby z dziennikarką). Nasze dzieci (jak na razie) poszły własną drogą, a jeśli już piszą, to wyłącznie dla zabawy. Napisałam doktorat o ludziach od pokoleń żyjących w skrajnej biedzie, mam nadzieję, że niedługo się obronię.