Centrum Integracji Społecznej CISPOL w Polanowiacach gminie Byczyna świętowało swoje 15-lecie. W ciągu tych piętnastu lat przez CIS w Polanowiacach przewinęły się setki osób. Bo to też wyjątkowe miejsce, pierwsze takie – aktywizacji społecznej i zawodowej – w województwie, a nawet w kraju.

Miejsce, gdzie przygotowuje się ludzi po przejściach, czy zakrętach życiowych, aby potem mogli odnaleźć się w życiu i rozpocząć pracę. Trzeba przyznać, że w ogóle Byczyna na mapie Polski w działaniach prospołecznych jest wyjątkowa.

Iwona Sobania, burmistrz Byczyna przypomina sobie początki istnienia CISPOL-u.

– Sam pomysł był niesamowity, ale jak CIS tworzyli, to  patrzyliśmy, kiedy to się rozsypie i myśleliśmy, co ten burmistrz Grüner wymyślił – przyznaje burmistrz Sobania. – W Byczynie było wtedy ponad 20-procentowe bezrobocie, mieliśmy tutaj środowisko popegeerowskie. A to przetrwało i się rozwija.

Trafili tu m.in. Jan, Zdzisław, Janusz, Adam, Anna, Maria i inni mający za sobą trudne życie, czasem alkohol, chorobę i inne ciężkie ludzkie przypadki. Teraz mówią, że nie piją, a i nawet nie palą, tak jak Jan i Zdzisław.

Pani Ula pracuje teraz w sklepie i ma uśmiech na twarzy. Tomek z wyższym wykształceniem też był podopiecznym CIS-u, teraz pracuje w pomocy społecznej. A Beata, była podopieczna, uzupełniła wykształcenie i też jest pracownikiem socjalnym. Adam ma trzy fakultety, ale w jego życiu coś się wydarzyło, co nie pozwalało wyjść na prostą. Anastazja przyjechała z Kazachstanu z dzieckiem, było pod górkę. Mówi, że dzięki CIS-owi zdobyła zawód fryzjerki, zrobiła prawo jazdy i czuje się wartościowym człowiekiem. I wielu innych, którzy przeszli przez to miejsce.

38-letni Adam kocha muzykę i pomaga ludziom starszym oraz schorowanym. Do CIS-u wrócił już kolejny raz, bo wcześniej miał kilka wpadek. A ustawa przewiduje takie sytuacje i na nie zezwala.

– To znaczy, wróciłem do picia, ale teraz mam mocne postanowienie, jestem wdzięczny pani Wioli, że przyjęła mnie kolejny raz – mówi pan Adam. – Zrobię wszystko, żeby nie zawieść jej zaufania.

Po prawie 12 latach do CIS-u wrócił Andrzej, bo znów potrzebował pomocy. Ma mocne pragnienie zmiany i wiary, bo przycież tylu innym się udało.

Jak to jest, że w Polanowicach tak wiele im wychodzi?

– Trzeba lubić ludzi, lubić być z nimi, być konsekwentnym, empatycznym i wyrozumiałym – podkreśla Wioletta Kardas, od prawie trzynastu lat dyrektor Centrum Integracji Społecznej CISPOL. – Trzeba umieć wczuć się w drugiego człowieka, bo krytyki nasz podopieczny już w swoim życiu pod swoim adresem usłyszeli wiele. Oni tutaj przychodzą po pomoc, przychodzą tutaj realizować indywidualny program zatrudnienia socjalnego. Jedna osoba potrzebuje pół roku, inna rok, jeszcze inna półtorej. Przychodzą z różnymi problemami, pomożemy im na tyle, na ile nam na to pozwolą. To trudne zadanie.

W czwartek mówiono o sukcesach uczestników Centrum Integracji Społecznej, ale nie ukrywano, że w życiu zdarzają się wpadki.  O tych sukcesach podopiecznych można powiedzieć, że są poniekąd wspólne, ale bezapelacyjnie to sukcesy tych osób, które postanowiły zmieniać swoje życie. Ale i tych, którzy na co dzień w tym prostowaniu pomagają, a takim aniołem stróżem uczestników CIS i organizatorem jest Wioletta Kardas i  podległy jej zespół. A także samorządowcy, bo bez nich, bez zleceń pracy rzecz gminy, niewiele by się udało.

Na jubileusz CIS przyjechali przedstawiciele władz państwowych i samorządowych Opolszczyzny, był też Roman Ciasnocha, kierownik Centrum Promocji i Rozwoju Ekonomii społecznej ROPS. Przyjechali też prezesi spółdzielni socjalnych, m.in. Piotra Kindziaka z Las Vegas.

Dla podopiecznych CIS to był niewątpliwie wyjątkowy dzień, bo mogli poczuć, że ze swoimi życiowymi problemami nie pozostali sami. Gości podejmowali swoimi specjałami – pysznym jabłecznikiem, ciastem z makiem i jabłkami, cukierniczym specjałem ze szpinakiem oraz innymi wypiekami. Wyjątkowym bigosem, kiełbasą i kaszanką z dodatkami, a dla wegetarian były zapiekanki z pieczarkami. A porządne meble ogrodowe, na których siedzieli goście, wykonano w warsztacie CIS.

Bigos zachwalała wicewojewoda Teresa Barańska, podkreślając, że stara się często uczestniczyć w takich spotkaniach.

– Ten pierwszy CISPOL na Opolszczyźnie, a jeden z pierwszych w kraju pokazuje, że nie trzeba skazać drugiego człowieka na społeczny niebyt, a można wskazać mu drogę – tłumaczy pani wicewojewoda. – U nas w województwie jest pięć takich instytucji. W gminach można wykorzystać ich umiejętności i sprawić, że taka osoba ma swoje miejsce w życiu.

Burmistrz Byczyny Iwona Sobania słowa uznania kierowała do podopiecznych CIS.

– Tak wspaniałych, a jednocześnie wrażliwych ludzi, jakimi są uczestnicy centrum, to nie znam – mówiła pani burmistrz. Dziękuję wam, że wykonaliście tyle ważnych prac, za wysiłek, który wkładacie w to, żeby wasza gmina wyglądała pięknie. Za to z całego serca dziękuję.

Pani burmistrz ma takie przekonanie, że człowiek zły odnoszący sukcesy nigdy nie stanie na krawędzi życia tak, jak uczestnicy CIS.

– A to są dobre osoby, które nie odnajdują się w tym złym świecie, to są osoby, które mając swoje problemy potrafią dzielić się sobą – podkreśliła Iwona Sobania.

Paweł Wąsiak, wójt Łubnian mówi, że kontakt z osobami z polanowickiego CIS-u uczy pokory, a człowiek zaczyna patrzeć inaczej na życie.

– Byłem świeżo po studiach zagranicznych we Włoszech, wydawało mi się, że już wszystkie rozumy zjadłem – opowiada. – Uczestniczyłem w tworzeniu tego CIS, a kiedy poznałem historie wielu uczestników, poznawałem te osoby, to nabierałem większego dystansu do życia, widząc, że każdemu może powinąć się noga. Jak sobie przypomnę pierwszą tutaj wigilię, to wiele osób tutaj płakało, bo to były czasem ich pierwsze wigilie po kilkunastu latach. To są chwile, których się nie zapomina, za co tym osobom dziękuję. A pani dyrektor Wioli Kardas gratuluję, że tak to Centrum wspaniale się rozwija.  Jolanta Jasińska-Mrukot

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Jeden komentarz

  1. Unia kasę daje, wszystko na pokaz..Kiedys były Warsztaty, uczyli młodzież zawodu. A teraz niektórzy ludzie po szkole średniej śmieci przebierają albo w parku grabia.Wiadomo żadna praca nie hanbi ale jak się ktoś pastwi nad toba i mówi że nie dokładnie toaletę umyłes to masz już dość takiej pracy..

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarstwo, moja miłość, tak było od zawsze. Próbowałam się ze dwa razy rozstać z tym zawodem, ale jakoś bezskutecznie. Przez wiele lat byłam dziennikarzem NTO. Mam na swoim koncie książkę „Historie z palca niewyssane” – zbiór moich reportaży (wydrukowanie ich zaproponował mi właściciel wydawnictwa Scriptorium). Zdobyłam dwie (ważne dla mnie) ogólnopolskie nagrody dziennikarskie – pierwsze miejsce za reportaż o ludziach z ulicy. Druga nagroda to też pierwsze miejsce (na 24 gazety Mediów Regionalnych) – za reportaż i cykl artykułów poświęconych jednemu tematowi. Moje teksty wielokrotnie przedrukowywała Angora, a opublikowałam setki artykułów, w tym wiele reportaży. Właśnie reportaż jest moją największą pasją. Moim mężem jest też dziennikarz (podobno nikt inny nie wytrzymałby z dziennikarką). Nasze dzieci (jak na razie) poszły własną drogą, a jeśli już piszą, to wyłącznie dla zabawy. Napisałam doktorat o ludziach od pokoleń żyjących w skrajnej biedzie, mam nadzieję, że niedługo się obronię.