– W Borkach. Wolimy jak się mówi w Borkach – poprawili mnie dwaj młodzi  mężczyźni, których zapytałem o ulicę Pelargonii w Opolu-Borkach. Wiceprezydent Małgorzata Stelnicka i sekretarz Grzegorz Marcjasz  spotkali się z mieszkańcami Borek w środowy (16 stycznia) wieczór.

Prawie wszystkie miejsca w boreckiej świetlicy były zajęte. Najwięcej emocji wzbudziła sprawa sieci ciepła. Niestety przedstawiciele miasta nie potrafili powiedzieć jakie koszty będą musieli ponieść mieszkańcy w przypadku zbudowania (delikatnie forsowanej przez urzędników) instalacji gazowej – jednocześnie życząc sobie, by mieszkańcy zadeklarowali, kto chciałby się do tego przedsięwzięcia przyłączyć.

– Znów traktują nas jak idiotów. Są kompletnie nieprzygotowani – mówił jeden z mieszkańców Borek. – jak ludzie maja deklarować skoro nie wiedzą ile to będzie kosztować.

Mieszkańcy uważają, że niepotrzebna im instalacja gazowa skoro mają pod nosem elektrownię i ECO. Ostatecznie ustalono, że przedstawiciele mieszkańców i zaproponowani przez nich naukowcy z Politechniki Opolskiej spotkają się 29 stycznia z przedstawicielami ratusza, by konkretnie omówić i rozpatrzeć sprawę instalacji cieplnej.

Kolejnym tematem była sprawa przebudowy ulicy Pelargonii. Po włączeniu Borek do Opola ulicą tą zaczęły jeździć autobusy MZK. Ta wąziutka uliczka natychmiast została przez autobusy rozjeżdżona (czego przedstawiciele władz miasta nie zauważyli). Ponadto na  ulicy nie mieści się autobus z drugim pojazdem – nawet zwykłym samochodem osobowym,

-Nie mamy tego w planie, nie ma na to pieniędzy – usłyszeli w odpowiedzi.

To działa na mieszkańców jak płachta na byka.  – Nie jesteśmy ubogimi krewnymi, którzy proszą o łaskę. My do Opola się nie prosiliśmy, ale wnieśliśmy w wianie bogatą elektrownię. My nie prosimy, my żądamy!

Z niewiele większym zainteresowaniem gości z Opola spotkał się problem braku oświetlenia przejścia dla pieszych przy Biedronce – w bardzo ruchliwym miejscu.

Nie będzie także ekranów dźwiękochłonnych przy obwodnicy Czarnowąsów. Jak stwierdzili przedstawiciele władzy: mierzyliśmy hałas i nie są potrzebne.

W tym duchu mniej więcej przebiegało całe spotkanie. Widać było wyraźną nieufność i zdenerwowanie mieszkańców  przy protekcjonalny zachowaniu urzędników.

Bardzo dziwną postacią dla obserwatora z zewnątrz jest przewodniczący rady dzielnicy. Powinien reprezentować jej interesy tymczasem ustawił się – nawet fizycznie – w kontrze do mieszkańców.

Fot. melonik

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarz, publicysta, dokumentalista (radio, tv, prasa) znany z niekonwencjonalnych nakryć głowy i czerwonych butów. Interesuje się głównie historią, ale w związku z aktualną sytuacją społeczno-polityczną jest to głównie historia wycinanych drzew i betonowanych placów miejskich. Ma już 65 lat, ale jego ojciec dożył 102. Uważa więc, że niejedno jeszcze przed nim.