– Musimy się wyzbyć nienawiści. Musimy to zrobić sami. Nikt za nas tego nie załatwi. Ze Stanisławem Jałowieckim rozmawia Leszek Myczka.
Stanisław Jałowiecki, absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego, kierunek socjologia (dr). Od IX 1980 w „S”; przewodniczący KZ w Instytucie Śląskim, V-VII 1981 delegat na I WZD Regionu Śląsk Opolski, przewodniczący ZR, delegat na I KZD, członek KK. Po 13 XII 1981 współorganizator i lider podziemnej działalności związkowej w Regionie Śląsk Opolski, redaktor pism podziemnych „Solidarność Walcząca” i „Sygnały Wojenne” . 14 V 1982 aresztowany, przetrzymywany w areszcie KW MO, następnie AŚ w Opolu, skazany przez Sąd Śląskiego Okręgu Wojskowego we Wrocławiu na 10 mies. więzienia, zwolniony w I 1983. 1983-1985 na emigracji w USA; 1985-1994 dziennikarz RWE w Monachium, 1986-1988 wicedyrektor. RWE; 1994-1997 dziennikarz Radio Free Europe Inc. Warszawa. 1998-2002 marszałek Województwa Opolskiego; 2004-2009 poseł do Parlamentu Europejskiego.
Leszek Myczka: Pamięta Pan ten dzień przed czterdziestu laty, gdy podpisano Porozumienia Sierpniowe?
Stanisław Jałowiecki: Doskonale pamiętam. Trudno, żeby ktokolwiek w Polsce, kto oczywiście był wtedy w takim wieku, że już miał pamięć, nie pamiętał. To było coś tak ważnego i tak niesłychanego… Czy myśmy wtedy przewidywali, że to wszystko potem może za jakiś czas runąć, że to się wszystko może udać? Było więcej obaw niż nadziei. Ale nadzieja była, no bo w końcu jak żyć bez nadziei? Śledziliśmy to wszystko, słuchaliśmy Radia Wolna Europa, uszy przytykaliśmy do radioodbiorników. To wszystko było oczywiście straszliwie zagłuszane, ale mimo wszystko staraliśmy się żeby do nas dotarło co się dzieje. To, że komuniści się wtedy zgodzili na to by to porozumienia podpisać – jedno i drugie: trzydziestego w Szczecinie i trzydziestego pierwszego w Gdańsku, było czymś niezwykłym, bo przecież Lenin mówił, że raz zdobytej władzy się nie oddaje. Co prawda można powiedzieć, że to tylko związki zawodowe – niewiele – ale to była ta cegła, która potem po latach doprowadziła do tego, że mury runęły.
Czy gdy patrzy pan na to z dzisiejszej, niezbyt wesołej perspektywy – nie żal Panu?
Nie. Ja wiem, że różnimy się między sobą poglądami, że mówi się o dwóch a może nawet trzech Polskach, ale chcieliśmy ustroju, w którym ludzie decydują. Ludzie są tacy jacy są – jedni są tacy drudzy są inni, ale wszystko to są Polacy. Ich wybór trzeba uszanować. Ja się mogę z nimi nie zgadzać, nie podzielać ich poglądów, ale to nie ma nic do rzeczy. Polacy tak chcą. My tak chcemy.
A jak się ustrzec przed kłamstwem i nienawiścią?
Trzeba się nienawiści wyzbyć. Nienawiść jest czymś najgorszym. Kiedy na opanowuje jesteśmy skłonni do wielu brzydkich rzeczy, czasami najgorszych. Na szczęście nie zdarzają się jeszcze w naszym kraju. Mówimy o ludzkości a nienawiść prowadzi do nieludzkich skutków.
Komuny nie nienawidziliśmy – to było zupełnie inne uczucie. W tej chwili władza podsyca nienawiść do siebie samej, by łatwiej jej było rządzić.
Zgadza się, to nie była nienawiść. Ja bardzo sam się wzbraniam przed nienawiścią, ale też jestem człowiekiem i czasami budzą się we mnie różne nastroje i uczucia. Ale staram się z tym walczyć. To nie jest ludzkie. To nie tak nas Bóg stworzył. Ja jestem już starzejącym się człowiekiem, żyję sobie u siebie w Bielicach i staram się walczyć z nienawiścią nie nienawidząc bliskich wokół. Sąsiadów, którzy wyrzucają mi śmieci czy butelki do ogrodu – takich też mam sąsiadów. No to zbieram te butelki… ale staram się złe uczucia w sobie zwalczać. No cóż – tacy jesteśmy. Jeśli będziemy się starali to uczucie zwalczyć, jeśli uznamy, że to jest coś więcej nawet niż grzech, bo z grzechu można się wyspowiadać, i że trzeba się przed tym bronić – no to będzie inaczej. Wszystko zależy od nas. Nikt za nas tego nie zrobi. Musimy to zrobić sami.
W namiocie na błoniach Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej Stanisław Jałowiecki promował swoją książkę pt. „Tam i tu i tu i tam”.
– Jeśli chodzi o to co we mnie najgłębiej tkwi, przypominając dzieciństwo, to właśnie to, że ukształtował mnie Śląsk. Rodzinnie mnie ukształtował, przez wychowanie, przez sąsiedztwo, przez środowisko, w którym żyłem, przez to, że mówiłem długo wyłącznie gwarą – zanim się nauczyłem języka polskiego. Uczyłem się polskości – bo musiałem się tego nauczyć. U mnie wisi taki niewielki obrazek, reprodukcja Grottgera, na którego pierwszym planie siedzi w fotelu dziadek , a obok niego wnuczek. Dziadek pokazuje mu palcem jak ostra jest szabla, która trzyma w ręku. Na drugim planie, dwóch panów, zapewne ojciec i wujek kują, bo to jest taka kuźnia domowa. Kują szablę i tarczę. Czy ten obrazek mógł wisieć na Śląsku wtedy, za moich czasów? W domach śląskich – nie. My żyliśmy inną tradycją, tradycją skrywaną, było to wszystko bardzo skomplikowane. Ja się uczyłem polskości – a najlepszym dowodem, że się nauczyłem, jest ten obrazek Grottgera. Polskości musiałem się uczyć. Nie wyssałem jej z mlekiem matki. Ale jestem dumny z tego, że jestem Polakiem i jestem dumny z tego, że jestem Ślązakiem. Bardzo jestem wdzięczny mojemu losowi, że tak mnie ukształtował, że mogę być dumny z jednego i z drugiego.
Fot. kapitan