W tej spółce liczą się przede wszystkim nowe technologie i ludzie. Ziemia jest tylko dodatkiem, co dla wielu naszych rolników stanowi kosmiczne podejście. To dlatego rozumni przedsiębiorcy rolni od lat patrzą na Top Farms w Głubczycach jak na wzór, długo dla nas niedościgniony.

– U nas maszyny rolnicze, kupowane za ciężkie pieniądze, stoją w krzakach przez jedenaście miesięcy w roku, a Top Farms opiera się na świadczonych im przez Czechów usługach – mówi Mateusz, jeden z opolskich przedsiębiorców rolnych. – Na południu żniwa rozpoczynają się wcześniej, więc Czesi mogą świadczyć im te usługi swoimi maszynami. No i Top Farms uczył nas, jak uprawiać soję i wielu jeszcze innych rzeczy.

Top Farms, spółka rolna z kapitałem brytyjskim, ma 200 pracowników stałych, to kadra techniczna, a do 50 osób zatrudnia sezonowo (podobnie było w PGR! – aut.). Maszyny tylko super specjalistyczne, np. do zbiorów czipsowego ziemniaka. To wzorcowa spółka na skalę europejską, której przyszłość stanęła teraz z powodów politycznych pod znakiem zapytania. Jakby zapomniano, że jeszcze w latach 90. modlono się ten zagraniczny kapitał, bez którego miejscowi po zlikwidowanym głubczyckim kombinacie PGR klepaliby biedę.

Teraz toczy się seria spotkań, mających ostatecznie zadecydować o losie Top Farms. Pierwsze odbyło się w miniony czwartek w technikum rolniczym w Głubczycach. Byli na nim m.in. Jacek Malicki, dyrektor Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa, dyrektor opolskiego oddziału KOWR, przedstawiciele Izby Rolniczej w Opolu, Tomasz Ognisty, przewodniczący „Solidarności” Rolników Indywidualnych na Opolszczyźnie, a także grupa miejscowych rolników zainteresowanych dzierżawą ziemi po Top Farms.

Kolejne spotkanie już w poniedziałek, z załogą spółki ma się spotkać Janusz Kowalski, opolski poseł Solidarnej Polski, oraz Tomasz Ognisty (który jest za parcelacją Top Farms). Trudno przypuszczać jednak, by to spotkanie miało przebieg inny niż wiecowo-propagandowy.

O problemach spółki Top Farms z Głubczyc pisaliśmy już kilkakrotnie na portalu w Opowiecie.info, a także w ostatnim drukowanym wydaniu naszego miesięcznika Magazynu Opowiecie.info. Skąd wziął się cały problem?

Z opinii Izby rolniczej w Opolu wynika, że w 2011 roku spółka Top Farms nie wywiązała się z ustawowego obowiązku i nie wydzieliła 30 proc. dzierżawionych gruntów (po dawnym PGR) rolnikom indywidualnym. A to uniemożliwia jej przedłużenie obecnej dzierżawy.

– Umowa wygasa spółce z końcem 2023 roku, wtedy ziemia trafi do dyspozycji Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa (KOWR) i odwrotu już nie ma – wyjaśnia Marek Froelich, prezes Izby Rolniczej w Opolu, także członek rady społecznej działającej przy opolskim KOWR.

Ardanowski nie chciał likwidacji Top Farms

Jednak to szerszy problem (o czym będziemy informować), bo takich spółek rolniczych jak głubczycki Top Farms, których ważą się losy w Polsce, jest prawie sto. Tyle że  głubczycka spółka należy do największych i najlepiej działających w Polsce, a ponadto zatrudnia byłych pracowników PGR oraz ich potomków.

Na grunty tych spółek pożądliwym okiem patrzą rolnicy indywidualni, widząc po ich parcelacji szansę na dzierżawę dobrej ziemi (potem nabycie przez zasiedzenie). Te oczekiwania i nadzieje podsycają tzw. prawicowi politycy (u nas Janusz Kowalski),  walczący o wiejski elektorat (40 proc. Polaków mieszka na wsi – aut.). Z jednej strony jest więc głód ziemi (szczególnie tej urodzajnej z pogórza głubczyckiego), a z drugiej polityka dalszej centralizacji i likwidacji dużych prywatnych spółek, by obsadzić je swoimi ludźmi.

Czym więc zaowocowało to pierwsze, czwartkowe spotkanie z dyrektorami KOWR?

– To jest początek tego procesu, czyli co zdarzy się z dzierżawą Top Farms i w jaki sposób ten proces będzie przebiegał – mówi dyplomatycznie Opowiecie.info Krzysztof Tkacz, zarządzający spółką Top Farms. – Dyrektor Malicki jednoznacznie powiedział, że nie widzi powodów, dla których nasze przedsiębiorstwo miałoby przestać istnieć. To próba wypracowania dalszego działania, która będzie akceptowalna dla różnych stron.

Czy jednym z wariantów dalszego istnienia spółki jest spółka skarbu państwa?

– Na tym etapie trudno mówić, ale spółka skarbu państwa to jeden z wielu scenariuszy, ale nie dominujących – stwierdza Krzysztof Tkacz.

Byłoby hipokryzją twierdzić, że ewentualny scenariusz utworzenie spółki skarbu państwa w miejsce prywatnej zadowala Top Farms.

– Wartością tej firmy nie są hektary i nie jest majątek, tylko ludzie i technologie – tłumaczy Krzysztof Tkacz. – A spółka skarbu państwa to dyskusyjny temat, no i w jaki sposób miałoby się to odbyć? Jeśli już, to błyskawicznie, bo nie można dopuścić do sytuacji, w której rozpierzchliby się pracownicy.

Branża rolnicza to nie przemysł, bo ma swoje terminy związane np. z zasiewem, czy sadzeniem.

Jeszcze dwa lata temu KOWR chciał odkupić Top Farms od zagranicznych właścicieli, ale to było w czasach, kiedy ministrem rolnictwa był Jan Ardanowski, który sam też jest przedsiębiorcą rolnym.

– Ardanowski zauważył te nowe technologie i miejsca pracy dla tych potomków pracowników PGR – mówi nam przedstawiciel środowiska branży rolniczej. – Dlatego powiedział, że nie wolno pozwolić na zniszczenie firmy, więc była tylko mowa o zakupie udziałów przez Skarb Państwa, co mogło uchodzić  za logiczne.

Potem był jednak pomysł ustawy „piątka dla zwierząt”, autorstwa Jarosława Kaczyńskiego, i ten rolniczo-polityczny świat się mocno zachwiał. Ardanowski w proteście odszedł, a teraz dzierżawa dobiega końca i polityka weszła do tej opolskiej firmy.

Upaństwowić! A co dalej?

Fakt, że jednym ze scenariuszy jest spółka skarbu państwa, potwierdza też Marek Froelich, prezes Izby Rolniczej w Opolu.

A w takim wypadku wejdzie do firmy już polityka i obsadzanie menedżerskich foteli niekoniecznie takimi profesjonalistami, jacy dzisiaj pracują w spółce. Poza tym Top Farms oprócz zysków dla państwa, związanych z płaconymi podatkami, daje nieprzeliczalny zysk wszystkim, jakim jest wzorzec i pokazanie właściwego kierunku rozwoju kształcąc polskich studentów. W przypadku parcelacji to pójdzie na zmarnowanie.

– Mimo, że to jest firma zagraniczna, to ma już ogromny dorobek i jednym pociągnięciem nikt nie będzie próbował jej zniszczyć – mówi koncyliacyjnie Marek Froelich, prezes Opolskiej Izby Rolniczej. – To prawda, że mają 10 tysięcy hektarów w dzierżawie, ale w Polsce, jak mówią dyrektorzy KOWR, rozdysponowali już trzy  miliony hektarów ziemi, więc te 10 tysięcy w zasobach głubczyckiego Top Farms nie stanowi dla nich problemu.

Froelich za zdroworozsądkowe podejście stał się celem ataków ze strony „Solidarności” RI i polityków prawicy, że jakoby ważni dla niego nie są rolnicy, a zagraniczna spółka.

Jak mówi Marek Froelich, wstępne założenia są takie, że około 80 proc. ziemi dzierżawionej przez Top Farma miałoby trafić do rolników indywidualnych, natomiast pozostałe 20 proc. zasili nowopowstałą spółkę skarbu państwa.

Tylko że te 2000 hektarów to bardzo dużo dla indywidualnego rolnika, ale nie za wiele dla spółki rolniczej, a na pewno za mało, żeby utrzymać dotychczasowy poziom zatrudnienia. Większość obecnych pracowników Top Farms pójdzie więc na bruk. Czy celem KOWR i polityków prawicy jest powiększenie bezrobocia w powiecie, w którym i tak ofert pracy brakuje?

Spółka Top Farms ma też własne grunty, jest też właścicielem 600 budynków, w tym m.in. magazynów, chłodni, obiektów inwentarskich, przetwórni. Co się z nimi stanie? Rolnicy indywidualni nie będą nimi zainteresowani, ten majątek ma sens przy obecnym areale gospodarstwa i jego wyspecjalizowanej produkcji. Powstała na reszcie gruntów państwowa spółka nie będzie w stanie wykorzystać tych wszystkich obiektów. Większość z nich pójdzie w ruinę, kiedy spółka zostanie rozparcelowana. Czy jesteśmy naprawdę, aż tak bogatym państwem?

Propaganda jest taka, że Top Farms trzeba rozparcelować, żeby dać w dzierżawę ziemię rolnikom, którą dostaną przez zasiedzenie. Tyle, że kiedy rozmawia się z rolnikami, to żaden z nich nie chciałby wyłożyć pieniędzy za tę ziemię, bo w powiecie głubczyckim hektar dobrych gruntów kosztuje od 80 do 100 tys. zł!

Drugiego Kietrza nie będzie

Dzisiaj pojawiają się też pełne zdziwienia lub oburzenia głosy, jak 30 lat temu można było wydzierżawić polską ziemię obcemu kapitałowi. Pamięć ludzka jest wyjątkowo krótka, bo po likwidacji PGR każdy mógł brać ziemi ile chciał, ale nie było wówczas chętnych. Rolnictwo przeżywało wtedy głęboką zapaść, więc nawet najlepszych gruntów nie chciano. Tylko dzięki zagranicznym spółkom ta ziemia nie leżała odłogiem, a mieszkańcy wsi mogli w nich znaleźć utrzymanie.

– Ten dobry czas dla rolnictwa rozpoczął się z chwilę wejścia do Unii Europejskiej i pojawienia się dopłat obszarowych – przyznaje Marek Froelich. – Zanim pojawiły się dopłaty obszarowe, to kompletnie nie było zainteresowania ziemią. A jak polską ziemię w latach 90. brali Anglicy, to oni już wiedzieli, ile jest pieniędzy z dopłat. Teraz liczymy, że lwia ich część trafi w ręce rolników indywidualnych.

Za pół roku dowiemy się, co zrobi właściciel tych gruntów, czyli skarb państwa. KOWR jest wykonawcą decyzji, którą podejmie minister rolnictwa. Ciekawe, ile hektarów w dzierżawę przypadnie rolnikom indywidualnym i co stanie się z Top Farms.

– To może się stać coś na kształt obecnego Kietrza – przypuszcza Marek Froelich i wielu innych przedstawicieli branży rolnej.

Kietrz to był wzorcowy kombinat PGR w czasach PRL, którego po zmianach ustrojowych za zgodą rządu nie zlikwidowano, kiedy „pod młotek” rewolucyjnie poszły wszystkie PGR. To prawda, że w zdecydowanej większości były one nierentowne, ale ich rewolucyjna likwidacja przyniosła niepowetowane szkody społeczne i gospodarcze.

Kombinatu PGR Kietrz nie zlikwidowano, pozostał jako rolnicza spółka skarbu państwa. Nadal świetnie prosperuje, zatrudniając m.in. byłych pracowników PGR oraz ich potomków. Tyle, że obecna spółka w Kietrzu gospodaruje na 8500 hektarach i nie musi ich wydzielać na „potrzeby rolników indywidualnych”. I ani „Solidarność” RI, ani Solidarna Polska nie domagają się jakoś  parcelacji Kietrza.

Bez tych wcześniejszych doświadczeń, po parcelacji Top Farms, nie stanie się cudownie drugim Kietrzem.

Przyszłość Top Farms jest wciąż niejasna, ale oby z tą spółką i innymi podobnymi prywatnymi w Polsce nie postąpiono tak nierozważnie, jak kiedyś z PGR. Niestety, już widać, że rachunek ekonomiczny i zdrowy rozsądek przestają się liczyć, a do głosu doszła polityka i propaganda. W niektórych miejscowościach powiatu głubczyckiego pojawiły się zeszyty, w których mogli zapisywać się rolnicy chętni na ziemię po Top Farms. I nie powinni w te propagandowe bajki wierzyć.

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Jeden komentarz

  1. To niedorzeczne, że partia która otwarcie dąży do wyjścia Polski z UE, a tym samym pozbawienia rolników, unijnych dopłat, (Solidarna Polska) zabrała się za „ratowanie” polskiego rolnictwa !!! Jak zwykle, tam gdzie pojawia się polityka, tam ekonomia i zdrowy rozsądek schodzą na dalszy plan !!!

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarstwo, moja miłość, tak było od zawsze. Próbowałam się ze dwa razy rozstać z tym zawodem, ale jakoś bezskutecznie. Przez wiele lat byłam dziennikarzem NTO. Mam na swoim koncie książkę „Historie z palca niewyssane” – zbiór moich reportaży (wydrukowanie ich zaproponował mi właściciel wydawnictwa Scriptorium). Zdobyłam dwie (ważne dla mnie) ogólnopolskie nagrody dziennikarskie – pierwsze miejsce za reportaż o ludziach z ulicy. Druga nagroda to też pierwsze miejsce (na 24 gazety Mediów Regionalnych) – za reportaż i cykl artykułów poświęconych jednemu tematowi. Moje teksty wielokrotnie przedrukowywała Angora, a opublikowałam setki artykułów, w tym wiele reportaży. Właśnie reportaż jest moją największą pasją. Moim mężem jest też dziennikarz (podobno nikt inny nie wytrzymałby z dziennikarką). Nasze dzieci (jak na razie) poszły własną drogą, a jeśli już piszą, to wyłącznie dla zabawy. Napisałam doktorat o ludziach od pokoleń żyjących w skrajnej biedzie, mam nadzieję, że niedługo się obronię.