W Głuchołazach, w kościele św. Wawrzyńca od lat stoi – a właściwie stała – jedna z najpiękniejszych szopek bożonarodzeniowych na Śląsku. Dzieło, które przez dekady cieszyło oczy wiernych, nagle zaczęło pękać. I to dosłownie. Tegoroczna szopka będzie zupełnie inna.
Jak opowiada burmistrz Paweł Szymkowicz, jeszcze rok temu, bezpośrednio po powodzi wszystko wyglądało dobrze. Figury trwały na swoim miejscu, złoto na szatach Jezusa i Maryi połyskiwało jak zawsze, a nikt nie przypuszczał, że powódź sprzed lat zostawiła w drewnie cichą, destrukcyjną pamiątkę. Dopiero teraz okazało się, że rzeźby zaczynają się rozwarstwiać. I choć brzmi to jak metafora współczesności, to niestety jest to bardzo realny problem.
Na szczęście proboszcz nie czekał na cud. Podjął działania, by uratować dzieło Brunona Tschötschela artysty, którego nazwisko większości z nas niewiele mówi, choć jego prace mijamy w kościołach częściej, niż zdajemy sobie sprawę. Tschötschel, porównywany do samego Wita Stwosza, stworzył ponad 200 instalacji sakralnych. W Trzebnicy jego rzeźby stoją niemal na każdym kroku, w Kamieńcu Ząbkowickim zachwyca tryptyk Świętej Rodziny, a w Głubczycach – pieta. Ale to właśnie w Głuchołazach znajduje się jego najwspanialsza szopka. Tak przynajmniej twierdzili organizatorzy wystawy jego prac we Wrocławiu w 2012 roku.
I trudno im się dziwić. Bo szopka Tschötschela to nie jest zwykła dekoracja świąteczna. To opowieść wyrzeźbiona w drewnie, w której każdy fałd szaty, każdy gest, każdy promień złota ma znaczenie. – A złoto – jak przypomina burmistrz – nie jest tu przypadkowe. Symbolizuje wieczność, majestat, królewskość. To dar Mędrców, ale też znak, że w tym małym żłóbku kryje się coś większego niż tylko tradycja.
Dziś jednak złoto pęka. I to powinno nas poruszyć. Bo pęknięcia w drewnie to nie tylko problem konserwatorski. To sygnał, że o dziedzictwo trzeba dbać, zanim zacznie się kruszyć. Że powódź, która przyszła i odeszła, zostawiła ślad nie tylko w piwnicach i na drogach, ale także w tym, co najcenniejsze – w pamięci i kulturze.
Czy Ministerstwo Kultury pomoże? Oby. Choć w Polsce nigdy nie wiadomo, czy zamiast wsparcia nie pojawią się „nowe kuriozalne wymogi”, jak to u nas bywa. Ale jeśli uda się zdobyć środki, jeśli rzeźby zostaną odrestaurowane, to może za rok znów zobaczymy w kościele św. Wawrzyńca szopkę, która od ponad stu lat zachwycała pokolenia.
Szymkowicz mimo wszystko zaprasza do kościoła św. Wawrzyńca: – Warto wejść do fary, zatrzymać się na chwilę i pomyśleć o tym, jak kruche jest piękno. I jak wiele zależy od tego, czy potrafimy je ocalić, zanim zacznie pękać nieodwracalnie.
Fot. Paweł Szymkowicz







