W sobotę, 5 listopada w opolskim NCPP odbędzie się koncert Tomasza Organka, jednej z największych osobowości polskiej sceny muzycznej ostatnich lat. Przed koncertem artysta udzielił wywiadu, którego zapis prezentuję poniżej.

– „Nie przejmuje się trendami, bezkompromisowy pasuje do niego jak ulał”. To o panu.

– Nie wiem czy jestem bezkompromisowy, raczej nie – nie wierzę, że ktokolwiek przytomny i odpowiedzialny jest. To może ładnie brzmi, ale jest nieprawdziwe. A trendami się rzeczywiście niespecjalnie przejmuję, bo to twór sztuczny, często wykreowany na potrzeby marketingowe pociągającymi za sobą gigantyczną sprzedaż w różnych gałęziach przemysłu, czy to muzycznego, odzieżowego lub jakiegokolwiek innego. Natomiast prawdą jest, że trendy przebijają się do podświadomości tak czy inaczej.

– Dlaczego lubi pan opowiadać historie o ludziach doświadczonych przez los, raczej smutne? Dlatego, że są prawdziwsze, czy może tak pan doświadczał? A może tak właśnie łatwiej wyrażać uczucia?

– Pewnie dlatego, że ciekawsze. Człowiek jest podglądaczem żądnym sensacji, a to co dramatyczne, jest zawsze ciekawsze. Wzbudza więcej emocji, a może i łączy w jakimś doświadczeniu. Być może takie swoiste katharsis.

– Gdzieś przeczytałem, że uważa pan, że los nas łapie i za nas decyduje. Spotyka nas to, co musi. Trochę się z tym zgadzam, ale bardziej nie, bo przecież oznaczać by to miało, że możemy usiąść i czekać nie wiadomo na co… A pan też wcale nie usiadł i nie czekał tylko wziął sprawy w swoje ręce.

– Tak, w jakiś procencie jestem fatalistą. Zawsze uważałem, że człowieka spotkają rzeczy, które go muszą spotkać raz wybrawszy pewną drogę. Codziennie podejmujemy dziesiątki decyzji dotyczących naszego życia, a każda z nich pociąga za sobą jakiś skutek. To jak taka pajęczyna – zależy którą nitkę wybierzemy, to do innego miejsca dojdziemy. Nasze życie jest sumą takich wyborów. A jeżeli chodzi o wybór mojej drogi życiowej, to on tylko potwierdza moje widzenie świata. Kupno gitary, śmierć ojca, wyjście z domu pociągnęło za sobą ciąg zdarzeń, który doprowadził w rezultacie do naszej tutaj rozmowy. Na początku nie widziałem przecież skutków moich decyzji. Mój ojciec muzyk umarł, a ja złapałem za gitarę w ramach pewnej kompensacji tej straty. Zacząłem siłą rzeczy słuchać zespołów, które mi wskazał. Dziś jestem tu. Jest w tym jakiś fatalistyczny ciąg zdarzeń niezamierzonych, przyzna pan.

– Czuje się pan doceniony, że choć nie występował w mainstreamowym nurcie, to został kimś już bardzo znanym i cenionym i w środowisku i wśród fanów? „Głupi ja” ma około 5 mln wyświetleń na YouTube. Spodziewał się pan czegoś takiego?

– Tak, czuję, że jestem w miejscu, które sobie z góry upatrzyłem. Jestem trochę z boku, mam wolność, pracuję jak chcę, a jednocześnie zostałem zauważony. Dla mnie oznacza to totalny komfort.

– Jak pan myśli, co zdecydowało, że został pan jedną z twarzy prestiżowego „Męskiego grania”?

– Może dynamika, z jaką piąłem się w górę. Wystartowałem dwa lata temu w konkursie dla młodych zespołów Nowe Męskie Granie. Rok później już byłem częścią orkiestry pod batutą Andrzeja Smolika, a w tym roku jednym z liderów i szefem orkiestry MGO. To bardzo radykalny progres. Wiem, że organizatorzy widzieli we mnie, w naszym zespole, duży potencjał koncertowy. To miłe.

– Łatwo było kiedyś mówić „nie kalkuluję”, podaję się na talerzu”. A teraz, gdy jest pan baczniej i szerzej obserwowany nie włącza się lampka – „nie, tej granicy nie przekroczę” lub „no dobra, tego już mi nie wypada”…

– Jeżeli mi się taka włączy, to ją stłukę butem albo zmienię zajęcie. Jak bym zaczął kalkulować, to bym stał się kalkulatorem, a nie sumą, którą ten pokazuje. Wszystko podporządkowane jest wizji artystycznej. Inaczej to nie ma dla mnie sensu.

– Czy to prawda, że szybko się pan nudzi? Bo jeśli tak, to nie wiadomo czego za chwilę się po panu spodziewać? Może lirycznych tekstów o miłości okraszonych bajkowymi, kolorowymi teledyskami?

– Tak nudzę się i dlatego nowa płyta jest inna. A lirycznie o miłości to ja tam właśnie śpiewam! Nie chcę nagrywać tej samej płyty w kółko, bo się dobrze sprzedała. To prowadzi wyłącznie do marazmu.

– Ile dla pana znaczy słowo? Pytam, bo żyjemy w czasach, w których, mam takie wrażenie, wielu… papla dużo, niekoniecznie z sensem.

– Bardzo dużo. A z panem się całkowicie zgadzam – dookoła populistyczne, agresywne cyniczne albo durne ble ble, z którego nic nie wynika poza doraźnym interesikiem.

– Jak wygląda dzień Tomasza Organka artysty? Budzi się i zaczyna pracować, czy pracuje, gdy wpadnie mu coś do głowy?

– Ostatnio jest chaotyczny. Kładę się późno, wstaję wcześnie, mam dużo różnej pracy od kreatywnej do tej odtwórczej. Tak naprawdę to zależy od cyklu wydawniczego. Inaczej wygląda czas przed płytą, inaczej po. Pracuje gdy wpadnie mu coś do głowy, albo jeżeli zbliża się tak zwany deadline. Różnie bywa. Ważne, żeby z sensem.

– Każdy artysta ma jakieś wspomnienia z koncertowania w Opolu. A pan? Proszę o nich opowiedzieć.

– Wystąpiłem tam, wraz z moimi kolegami, z którymi gram obecnie w Organku w ramach zespołu Sofa w koncercie opolskich Premier. To było bardzo dawno temu, ale do dziś mam satysfakcję, że wystąpiłem na tych jakże historycznych deskach.

– Proszę po swojemu zaprosić 5 listopada do Narodowego Centrum Polskiej Piosenki.

– W imieniu swoim i całego zespołu, zapraszam na koncert prezentujący materiał z mojej nowej płyty pt. Czarna Madonna. Sam jestem bardzo ciekawy co się wydarzy, bo płyta jest świeża i dlatego koncerty ją promujące będą dla nas zaskakujące, na co bardzo liczę. Jeżeli chcą Państwo podpatrzeć nasze zdziwienie i to, co z nim zrobimy, to spotkajmy się w Narodowym Centrum Polskiej Piosenki w Opolu.

Tekst ukazał się w listopadowym numerze magazynu „Opole i kropka” – do pobrania poniżej.

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Autorzy, którzy chcą, aby ich artykuły, napisane na łamach "Grupy Lokalnej Balaton" w latach 2013-2016, widniały na portalu informacyjnym Opowiecie.info proszeni są o przesłanie tytułu artykułu oraz zawartych w nim zdjęć na adres: news@opowiecie.info