W dyskusjach o powiększeniu Opola ze strony zarówno anektowanych gmin, jak i mniejszości niemieckiej oprócz argumentów prawnych czy ekonomicznych pojawia się argument tożsamości lokalnej. Ten argument doskonale zrozumiał Rzecznik Praw Obywatelskich, a jednocześnie wskazywał, że nie rozumieją go zarówno władze Opola, jak i rządowe. Niestety politycy wielu opcji przy różnych okazjach pozwalają sobie na żarty z tej lokalnej świadomości. Dobrze więc, że RPO zwrócił publicznie uwagę, że gminy okoliczne nie są sypialniami Opola i mają swoją tożsamość.
Przywiązanie do tej tożsamości było widać na czwartkowym spotkaniu RPO z mieszkańcami w Dobrzeniu, gdzie wielu wypowiadających się nie potrafiło kończyć swych wypowiedzi z powodu głębokiego wzruszenia przechodzącego w łamiący się głos i łzy. Czy potrafimy ją zdefiniować? A może łatwiej jest powiedzieć, czym ona nie jest. Na pewno nie jest wielkomiejską anonimowością, indywidualizmem mieszkańców, a więc jest wspólnotą i to wspólnotą wielopokoleniową, a nawet sięgającą poza groby przodków.
Jeden z sołtysów o tej więzi z grobami przodków przypomniał w starym śląskim wierszu. Szkoda, że obecne na spotkaniu media tym wzruszającym, emocjonalnym wypowiedziom nie poświęciły uwagi, a powinny były zauważyć płaczącą, młodą matkę z niemowlęciem na ręku czy ponad siedemdziesięcioletniego mężczyznę, któremu płacz odebrał mowę. Powinny też zauważyć, że najgłośniejszy aplauz uzyskała Pani, która łamiącym się głosem powiedziała, że nie sądziła, iż jako Niemka po dobrych latach znów poczuje się obywatelką drugiej kategorii.
Media skoncentrowały się tylko na agresywnych emocjach jednego z uczestników, których nie da się usprawiedliwić, ale które jednak obciążają nie tylko jego samego, ale także tych, którzy te rowy wykopali. Pozytywne emocje są albo pomijane, albo lekceważone. A jednak międzynarodowe ratyfikowane przez Polskę dokumenty tej właśnie lokalnej tożsamości bronią, wskazując na zasadę niedzielenia terenów zamieszkałych przez mniejszości narodowe i oczekują od władz państwowych empatii w tym względzie. Tej na razie mieszkańcy tych gmin nie zauważyli. Czyżby tożsamości lokalnej na Śląsku musiał bronić ktoś w Brukseli lub Strasburgu?
Bernard Gaida