W jednym z hipermarketów na terenie Opola, kupiłem truciznę na komary. Dziś wiem, że są rzeczy na których nie wolno oszczędzać. Jedną z takich jest bezpieczeństwo i zdrowie.
Nikt nie lubi natrętnych muszek i komarów. Kupując za 24 złote maszynkę na komary, taką podłączaną do kontaktu, byłem zaskoczony jej niską ceną. Przecież z 5 lat temu za podobną maszynkę wydałem około 40 zł. Zacząłem więc z niej korzystać. Komary padały jak muchy. Czasem zapominałem ją wyłączyć do snu. Wiem, robiłem źle, ale jest lato, otwarte okno dostarcza powietrze i… owady, które zjadając żywcem człowieka podczas jego snu, pozostawiają mu na drugi dzień irytujące, drażniące rany.
***
Ostatnio zaczęły dręczyć mnie wymioty. Fatalnie czułem się rano i w drodze do pracy. Brak apetytu, bezsenność. Na początku brałem to za przemęczenie, ale gdy zacząłem prawidłowo wypoczywać i odżywiać się, poprawa nie przychodziła. Upały tylko pogarszały sytuację.
Po kolejne fatalnej, niedospanej nocy, miałem wrażenie, że umieram. Zaczęło męczyć mnie zwiotczenie mięśni. Wykonanie prostych czynności sprawiało trudność. Poczułem się jak te trute muchy i komary, wijące się bezładnie i nie potrafiące wykonać zsynchronizowanych ruchów. I w tym momencie popatrzyłem na podłączoną do prądu maszynkę na komary.
***
Upały i susze dokuczają nie tylko ludziom, ale także zwierzętom i roślinom. „Dzisiaj śpię bez włączonej maszynki na komary” – pomyślałem, co też uczyniłem. Nie ukrywam, że tym razem poranna pobudka była znacznie przyjemniejsza. Już wiedziałem, że znalazłem „winowajcę”. Po prostu czułem się lepiej.
Uwaga, trucizna!
Gdy kilka lat temu używałem podobnej maszynki, nie miałem podobnych objawów. Kosztowała sporo, domyślam się więc, że była wysokiej jakości, a użyta w niej trucizna truła przede wszystkim komary, a nie ludzi. Właśnie w tym miejscu obiektywnie należy podkreślić, że nie wszystkie maszynki są złe. Problem jest tylko taki, jak odróżnić te niebezpieczne dla ludzi od tych nieszkodliwych-wysokiej jakości.
A może lepiej wcale nie używać takiej maszynki?
Tak chyba zrobię. Pamiętam jak kolega, który pracował w zakładach mięsnych w Wielkiej Brytanii, a pracował w jakby to określić: „dość szczególnym miejscu”, nie miał apetytu. Praktycznie nic nie jadł i przez cały okres pracy schudł ponad 10 kg. Związane to było, jak sam tłumaczył, z „nieprzyjemnymi zapachami, które osiadały na żołądku”.
Prawda zapewne jest taka, że każda trucizna szkodzi. Nawet ta nieprzeznaczona dla ludzi, tylko dla zwierząt.
Gdy postanowiłem zrobić zdjęcie urządzenia, ono po prostu się rozeszło w rękach, co widać na zdjęciu, a proszę mi wierzyć, że naprawdę postępowałem z nim delikatnie. Maszynka się tak rozleciała, jakby była totalnie nieszczelna, przez co do powietrza wydostawało się więcej trucizny. Nie wiem jak Państwo, ale ja z takich trucizn rezygnuję…