Chodzi o wycinkę drzew i krzewów przy obwodnicy północnej Opola, tuż za Makro, która w ostatnim czasie budziła wiele emocji (następna po tej wycince zdrowych kasztanowców na Pasiecie). Wykarczowany tam ponad hektarowy zagajnik to najprawdopodobniej już ostatnie z 1370 drzew, które wycięto w związku z budową polderu Żelazna.

Nikt nie ma wątpliwości, że to bardzo ważna inwestycja, tylko dlaczego znów wycięto drzewa, kiedy można było tego uniknąć? Twierdzi tak znany z wyważonych poglądów ekolog Tomasz Wolny, prezes Stowarzyszenia Technologii Ekologicznych”Silesia”. Skoro można było uniknąć, to kto odpowiada za to, że do tej wycinki doszło?

Miasto Opole mówi, że nie ma z tym nic wspólnego, chociaż partycypuje w kosztach inwestycji. Wody Polskie z kolei bronią się, że działają z planem opracowanym już pięć lat temu. Nieoficjalnie jednak Opowiecie.info usłyszało od osób związanych z Wodami Polskimi, że rezygnacja z wycinki tego zagajnika wiązałaby się ze zmianą planów, co zwiększyłoby koszty, a także opóźniłoby inwestycję, która musi być gotowa za najdalej dwa lata. Ponadto „Tam nie było nic ciekawego, tylko samosiejki i nieużytki zielone. Nikt tam nie chodził, nikt nie widział tam nic ciekawego, dopiero jak wycięliśmy drzewa, to się zrobiło głośno”.

Nikt nie wziął pod uwagę, że likwidowane są ostatnie naturalne przestrzenie w mieście i wokół niego. Dla ekologów jest jasne, że skoro można było uniknąć wycinki, to oznacza, iż inwestor poszedł jak zwykle po linii najmniejszego oporu.

W miejscu, gdzie wycięto ostatnio zagajnik, przy obwodnicy północnej za Makro, powstanie zbiornik wyrównawczy, tzw. pompownia mobilna „jedynka” o pojemności 37 tys. metrów sześciennych. Zbiornik w razie powodzi ma za zadanie przejmować wodę z terenu miasta, by przepompować ją dalej poza rozbudowywane obwałowania Polderu Żelazna. Cała inwestycja musi się zakończyć do 2023 roku, bo inaczej przepadnie unijne dofinansowanie.

– Teren za Makro został przeznaczony pod budowę zbiornika wyrównawczego dla jednego z sześciu stanowisk pomp mobilnych – wyjaśnia Opowiecie.info Linda Hoffman, rzecznik Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie RZGW w Gliwicach.

To będzie największy z tych zbiorników tymczasowych, o powierzchni ponad 2 hektarów.

– A przedmiotowa wycinka drzewostanu, będąca na ukończeniu obejmuje 1370 drzew i krzewów – odpowiada Linda Hofman na pytanie, ile wycięto drzew w związku z rozbudową Polderu Żelazna, który dwukrotnie zwiększy swój obszar, do 400 ha.

Polder ma chronić przed powodzią m.in. tereny strefy ekonomicznej w Opolu, ulicę Partyzancką, Sławice, Żelazną i obwodnicę północną Opola oraz gminy leżące poniżej polderu, Dąbrowę i Dobrzeń Wielki.

– Aby przedsięwzięcie, polegające w dużej mierze na budowie nowych i rozbudowie istniejących obwałowań było możliwe, nieodzowna była wycinka drzew – przekonuje Linda Hofman. – Łącznie prace w ramach inwestycji obejmą obwałowania o długości ponad 15 km.

Jednak w ostatnich latach skala wycinek w Opolu był tak wielka, że teraz każde ścięte drzewo wywołuje coraz większe niezadowolenie mieszkańców, ponieważ codzienne życie ogranicza się do zabetonowanych przestrzeni, w których coraz trudniej w mieście oddychać. Szczególne oburzenie budzi więc wycinka zagajnika, tym bardziej, kiedy okazuje się, że być może nie była wcale konieczna.

– Zbiornik wyrównawczy do pomp tymczasowych nie musiał być dokładnie w tym miejscu, przecież było miejsce alternatywne – uważa Tomasz Wolny, prezes STE „Silesia” z Opola. – Wystarczyło przesunąć zbiornik wyrównawczy między bagienkiem a Odrą, wówczas by się polder zmniejszył o około 50 metrów, to tam mógłby być ten zbiornik wyrównawczy, a tej wycinki można było uniknąć. To chyba jakieś niedopatrzenie. Drzewa, które rosną na linii planowanych wałów, w okolicach skrzyżowania z Makro, tam wycinka była nie do uniknięcia. Ale ten zagajnik był za wałem, zbiornik wyrównawczy jest na terenie Opola, do tego na terenie zadrzewionym.

Wycinka drzew.  Nie ma winnego, choć każdy po drodze mógł jej zapobiec. Wody Polskie mówią, że działały zgodnie z planem

fot. Jolanta Jasińska-Mrukot

Ratusz oraz Miejski Zarząd Dróg przekonują jednak, że nie miały wpływu na działanie Wód Polskich.

– Przebudowa Polderu Żelazna realizowana jest na w oparciu o decyzje o pozwolenia na realizację inwestycji w zakresie budowli przeciwpowodziowych, wydane w listopadzie 2016 roku przez wojewodę opolskiego – wyjaśnia Linda Hofman.

Nieoficjalnie w Wodach Polskich słyszymy, że od ponad czterech lat wiadomo było, jak ma wyglądać rozbudowa polderu, więc był czas na protesty, a nie teraz, kiedy inwestycja postępuje.

Dlaczego nikt wcześniej nie protestował?   – Minusem tego postępowania było to, że zabrakło konsultacji społecznych, a zastosowano procedurę uproszczoną – tłumaczy Tomasz Wolny. – Organizacje ekologiczne nie mogły więc mieć wpływu na tę sytuację.

Natomiast inwestor i planiści poszli jak zwykle na skróty, nie zastanawiając się, czy można ocalić jakieś drzewa, czy nie. W tym kontekście nie można też mówić, że władze Opola, które partycypują w tej inwestycji, nie miały pojęcia o planowanych wycinkach.

– Miasto nie stało w tej sprawie z boku, bo płaciło za projekt – mówią nieoficjalnie w Wodach Polskich. – Kiedy podpisywano umowę na rozbudowę folderu, władze Opola w błysku kamer i fleszy prezentowały się jako udziałowiec tego projektu.

-W ratuszu ktoś ten projekt musiał oglądać, ale zabrakło wrażliwości ekologicznej. Nie pierwszy raz… – mówią opolscy ekolodzy.

 

 

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarstwo, moja miłość, tak było od zawsze. Próbowałam się ze dwa razy rozstać z tym zawodem, ale jakoś bezskutecznie. Przez wiele lat byłam dziennikarzem NTO. Mam na swoim koncie książkę „Historie z palca niewyssane” – zbiór moich reportaży (wydrukowanie ich zaproponował mi właściciel wydawnictwa Scriptorium). Zdobyłam dwie (ważne dla mnie) ogólnopolskie nagrody dziennikarskie – pierwsze miejsce za reportaż o ludziach z ulicy. Druga nagroda to też pierwsze miejsce (na 24 gazety Mediów Regionalnych) – za reportaż i cykl artykułów poświęconych jednemu tematowi. Moje teksty wielokrotnie przedrukowywała Angora, a opublikowałam setki artykułów, w tym wiele reportaży. Właśnie reportaż jest moją największą pasją. Moim mężem jest też dziennikarz (podobno nikt inny nie wytrzymałby z dziennikarką). Nasze dzieci (jak na razie) poszły własną drogą, a jeśli już piszą, to wyłącznie dla zabawy. Napisałam doktorat o ludziach od pokoleń żyjących w skrajnej biedzie, mam nadzieję, że niedługo się obronię.