Pewnego słonecznego poranka wybraliśmy się na wycieczkę do Brukseli. Z racji tego, że pracuję w Holandii, nie była to daleka podróż, jakieś 150 km autostradą. Po niecałych dwóch godzinach jazdy dotarliśmy na miejsce.
Jak na stolicę Unii Europejskiej przystało, dało się słyszeć wiele języków, choć dominującym był oczywiście język francuski. Obok języka francuskiego drugim równoprawnym językiem jest niderlandzki. Niestety, brak znajomości języka angielskiego u Belgów był widoczny, co utrudnia komunikowanie się.
Bruksela robi naprawdę niesamowite wrażenia na turyście. Jeden dzień poświęcony na zwiedzanie, to zbyt krótko, aby odkryć uroki tego wspaniałego miasta. Niestety, my mieliśmy na to tylko jeden dzień, więc nasze tempo było dość szybkie.
Zwiedzanie rozpoczęliśmy od rynku, zaopatrzeni w mapkę w jednym ze sklepów z pamiątkami, których jest naprawdę wiele, udaliśmy się na zwiedzanie rynku. Był poranek, więc nie było jeszcze tak dużego ruchu na wąskich uliczkach prowadzących do rynku. Dookoła same zabytkowe budynki. Po chwili doszliśmy do samego serca miasta – Grand Place – to chyba najpiękniejszy rynek, jaki dotychczas udało mi się zobaczyć.
Rynek w kształcie czworokąta okalają same XVII wieczne budynki, a wśród nich gotycki ratusz. Cały plac zrobił na nas niesamowite wrażenie. Zrobiliśmy kilka fotek i poszliśmy w poszukiwaniu kolejnego symbolu Brukseli – Manneken Pis.
Manneken Pis – czyli fontanna przedstawiająca figurkę siusiającego chłopca, znajduję się nie opodal rynku. Rozglądając się po licznych zabytkowych kamienicach, łatwo ją przeoczyć. Figurka chłopca często ubierana jest w różnorodne stroje ludowe bądź okolicznościowe (był już nawet ubrany w strój krakowski).
Z racji tego, że gonił nas czas, postanowiliśmy udać się w inna część miasta, a do centrum wrócić jeszcze później. Chcieliśmy zwiedzić siedzibę Komisji Europejskiej w Brukseli, sprawdzić jak urzędują elity europejskie wszystkich krajów w tym i naszego. Niestety jak się okazało budynek był zamknięty a był czwartek około godziny 13.00.
Trzeba przyznać, że dość szybko parlamentarzyści zaczynają weekend… Nie to, co reszta społeczeństwa pracująca od poniedziałku do soboty, a niektórzy nawet i w niedzielę.
Zawiedzeni ruszyliśmy dalej w kierunku ogromnego parku. Pogoda nam sprzyjała. W samym centrum parku znajduje się budowla na kształt bramy brandenburskiej w Berlinie. W budynku tym mieści się Królewskie Muzeum Sił Zbrojnych i Historii Militarnej. Dużo zbiorów z czasów pierwszej i drugiej wojny światowej. Naprawdę jest co zwiedzać, a dodatkowo wstęp do tego muzeum jest bezpłatny.
Po wizycie w muzeum troszkę zgłodnieliśmy, więc udaliśmy się w poszukiwaniu miejsca, aby chwile odpocząć i cos przekąsić. Po drodze mijaliśmy kila sklepów z polską żywnością, jak widać Polaków i tu nie brakuje. Niedaleko znaleźliśmy jakiś szybki bar, prowadzony przez arabów. Jak się okazało, problemem było złożenie zamówienia, gdyż właściciele nie mówili po angielsku. Za to dość dobrze rozumieli język polski! Kolejny dowód na liczną Polonie w Belgii. Udało się więc jakoś zamówić i zjeść.
Posileni i rozbawieni polszczyzną miejscowych, udaliśmy się w drogę powrotna do klimatycznego centrum. Były godziny popołudniowe, więc i ruch się znacznie zwiększył na drogach i skwerach. Napotkaliśmy wielu turystów, ale oprócz nich wielu bezdomnych.
Podczas porannej wizyty nie spotkaliśmy wielu bezdomnych, lecz w godzinach szczytu komunikacyjnego również i oni wyszli z ukrycia. Nie spodziewaliśmy się na ulicach Brukseli tak wielkiej liczby osób żebrzących. Byli dosłownie na każdym skwerze, większych placach i ławkach.
W samym centrum znajduje się mnóstwo restauracji kuszących specjałami miejscowej kuchni i nie tylko. Zewsząd dochodziły przeróżne zapachy potraw, a stojący przed lokalami kelnerzy namawiali do odwiedzenia ich restauracji. Niektórzy wręcz nachalnie zaczepiali przechodniów.
Wiele sklepików oferowało słynne belgijskie czekoladki, w różnego rodzaju formie, smaku i cenie, które są smacznym prezentem dla najbliższych. Niektórzy z nas zaopatrzyli się w te smakołyki…
…Lecz nas, jako mężczyzn bardziej interesowały sklepiki piwne. Wiele z nich napotkaliśmy na swej drodze, a wybór piw był nie do opisania. Kilkaset różnych butelek, różnych smaków i gatunków od tradycyjnych, jasnych i ciemnych, po owocowe, o różnej zawartości alkoholu. Naprawdę trzeba by spędzić chyba cały dzień, aby zapoznać się z całą ofertą tych mini browarów.
Zmęczeni już całodziennym zwiedzaniem Brukseli, udaliśmy się w kierunku samochodu, aby powrócić do domu i jeszcze wieczorem spróbować specjałów belgijskiego browarnictwa, jakie udało nam się zakupić.
Wycieczka do Brukseli była strzałem w dziesiątkę. Piękne miasto z wieloma zabytkami kultury, muzeami i niezliczoną ilością restauracji, sklepików z pralinami i belgijskimi browarami. Naprawdę można się zakochać w tym mieście. Z drugiej strony razi bardzo duża ilość osób żebrzących na ulicach. Jak widać nie tylko w Polsce mamy ten problem. Na pewno jeden dzień zwiedzania stolicy Belgii to zbyt mało, aby poznać zakątki tego pięknego europejskiego miasta.