Miasta odgrywają decydującą rolę w walce z coraz dotkliwiej odczuwalnymi zmianami klimatycznymi. Nie tylko przez intensywność oddziaływania na środowisko, ale i szerokie możliwości działania. Tymczasem w Opolu inwestuje się w mobilne łąki i drzewka w donicach. Jednocześnie wycinając starodrzew będący częścią przyrodniczego i kulturowego krajobrazu miasta.
– Ogólnokrajowa tendencja jest teraz taka, że służby miejskie i urzędnicy starają się naturę okiełznać i zamknąć w określonych ramach – wyjaśnia miejski aktywista i ekolog, Grzegorz Ostromecki. – A przecież bioróżnorodność to wspólne, równoległe funkcjonowanie człowieka z naturą. W żadnych ramach zamknąć się jej po prostu nie da.
Tymczasem w stolicy regionu betonuje się reprezentacyjne place, zamieniając je w patelnie, na których w upalne dni trudno wytrzymać. A potem szuka się rozwiązań, mających przywrócić zdewastowaną wycinkami i „rewitalizacjami” bioróżnorodność. Jednak kwietniki za niemal 140 tys. zł, domki dla owadów i drzewa w donicach nie pomagają zanikającej różnorodności biologicznej, ani nie czynią znośniejszymi coraz dokuczliwszych zmian klimatu.
– Ekolodzy uważają, że takie działania to uspokajanie własnego sumienia – mówi Grzegorz Ostromecki. – Włodarze widząc jak pozbawili miasta zieleni, jak je wybetonowali, niejako przyznają, że popełnili błąd uczynienia przestrzeni publicznej mniej przyjazną. A potem, stawiając na tak zwaną donicozę, próbują poprawić swój wizerunek.
Mobilne łąki i drzewa w donicach antidotum na betonozę i wycinki?
– Dziwi mnie trend nazywania kwietników łąkami kwietnymi. Stawianie ich na betonowych placach i liczenie na to, że pojawią się tam w dużej ilości zapylacze – kontynuuje ekolog. – Przecież ten pomysł to absolutne wypaczenie idei bioróżnorodności i zielonego miasta. Nie możemy kwietnika nazywać łąką kwietną. Wprowadza się w ten sposób nowe nazewnictwo, nowe rozumienie łąki kwietnej i szkodzi się edukacyjnie mieszkańcom miasta.
Przede wszystkim jednak „łąki mobilne” nie podnoszą jakości życia w mieście. Tę jakość podnosi się np. sadząc drzewa. Im więcej drzew, tym jakość życia w mieście wyższa.
– Wpuśćmy więc naturę do miasta – przekonuje Ostromecki. – Postawmy na łąki kwietne. Zostawmy areały, które nie będą koszone, lecz pozostawione naturalnie. Takie zabiegi zwiększą nasze bezpieczeństwo ekologiczne. Poprawią sytuację z gospodarką wodną, nie będziemy mieli nagłych przyborów wód w rzekach i długotrwałych okresów suszy. A nawet jeśli susza będzie występowała, jej skutki będą mniej odczuwalne.
W powietrzu będzie mniej substancji szkodliwych, ponieważ wysokie łąki przechwytują bardzo duże ilości pyłów zawieszonych i innych zanieczyszczeń. – Krótko mówiąc, dzięki bioróżnorodności będziemy żyli zdrowiej. Ponadto poprawimy sytuację zapylaczy, co też będzie tylko z korzyścią dla nas – podsumowuje ekolog.
Póki co, w Opolu stawia się na pozorowane działania mające ocieplić „zielony” wizerunek miasta, nadszarpnięty w wyniku m.in. ogromnych wycinek drzew. Także tych od dawna wpisanych w przyrodniczy i kulturowy krajobraz miasta.
Fot. Anna Plewa
Jeden komentarz
Problem w tym, że raz posadzone drzewo, albo to już rosnące nie może stać się przedmiotem inwestycji, czytaj nikt na nim nie zarobi. Na betonowaniu, donicach, mobilnych „łąkach”, a i owszem. Skoro to się dzieje wokół, to znaczy, że jednak większości to nie przeszkadza, ma to w …