Dla wielu osób poszkodowanych przez biuro podróży „Opolanin” miał to być wyjazd życia. Właścicielce postawiono zarzut oszustwa na ponad 100 tys. zł. Ale ta kwota może się jeszcze zwiększyć.

opowiecie.info

19-letni Mateusz za zarobione przez siebie pieniądze miał ze swoją dziewczyną pojechać do Tunezji.

– Jestem wściekły, bo straciłem 3 tys. zł., a to miały być moje pierwsze takie wakacje – skarży się chłopak. – We wrześniu miałem jeszcze nadzieję, że odzyskam te pieniądze, a teraz już przestałem się łudzić.

Osób poszkodowanych przez biuro podróży „Opolanin” (działającego także pod szyldem K-Travel) jest zdecydowanie więcej. Para, która chciała lecieć w podróż poślubną do Tajlandii, zapłaciła 11 tys. zł. Starsze małżeństwo zapłaciło za wyjazd do Chin 12 tys. zł, a student wykupił wycieczkę do Grecji za 5 tys. zł. Ktoś wykupił wycieczkę do Dubaju, zaliczkowo wpłacił 2 tys. zł.

W niektórych przypadkach pieniądze pobierane przez 49-letnią Katarzynę M. właścicielkę biura w ogóle nie były wpłacane na konto pośrednika. W innych przypadkach paragony potwierdzające wpłatę np. w sierpniu, miały datę maja. Były też „pomyłki” w nazwiskach, adresach, numerach domów.

– A ja dopiero po kilku dniach zobaczyłem, że na potwierdzeniu wpłaty w moim peselu jest błąd – dodaje Mateusz. – Pomyślałem, że to pomyłka, poszedłem do biura, żeby sprostować, ale było już zamknięte na głucho. Za to pod drzwiami spotkałem dwie osoby, które bezskutecznie próbowały się skontaktować z właścicielką. Teraz myślę, że to nie był zwykłe błędy, że chodziło o to, by „pomyłki” i „bałagan” utrudniły ludziom starania o zwrot pieniędzy.

„Opolanin” działał od wielu lat, biuro nie było wielkie, ale znane, a klienci nie mieli z nim problemów.

– Nie pierwszy raz z żoną wybieraliśmy właśnie to biuro, ale taki niewypał zdarzył się nam po raz pierwszy – mówi pan Piotr.

Oszukani klienci mówią, że to nie była „zwykła” upadłość biura turystycznego, kiedy nagle następuje jakieś załamanie na rynku, przestają się spinać koszty i przychody. „Opolanin” niczego nie ryzykował, w ostatnich latach był tylko pośrednikiem dla dużych firm z branży turystycznej.

49-letniej Katarzynie M., prowadzącej biuro podróży „Opolanin”, postawiono 23 zarzuty oszustwa na szkodę klientów.

– Pokrzywdzonych może być więcej, tym bardziej, że stale zgłaszają się kolejni – mówi prokurator Stanisław Bar, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Opolu. – Te osoby zapłaciły za usługę turystyczną, która nie została zrealizowana. Łączna kwota tych pieniędzy to około 100 tysięcy złotych.

Okres, kiedy właścicielka Katarzyna M. przyjmowała pieniądze za usługi turystyczne i ich nie realizowała, dotyczy trzech letnich miesięcy, od lipca do września.

– Katarzyna M. nie przyznaje się do zarzucanych jej czynów, odmówiła też składania wyjaśnień – mówi prokurator Stanisław Bar. – Wobec podejrzanej zastosowano środki zapobiegawcze w postaci dozoru policji i zakazu opuszczania kraju. Grozi jej od sześciu miesięcy do ośmiu lat pozbawienia wolności. Ponadto podejrzana nie może już prowadzić firmy branży turystycznej.

– Nie rozumiem tej pani Katarzyny M. – mówi Mateusz. – Co ją naszło? Przecież jak oszukiwała ludzi, to musiała wiedzieć, że to się szybko wyda, że nikt nie machnie ręką na pieniądze i zmarnowane wakacje, że wszyscy będą ją nachodzić, zgłoszą to na policję. No i co zrobiła z tymi pieniędzmi?

Z różnych przyczyn nie jest to dobry czas dla biur podróży. Latem upadłość ogłosiła firma Neckermann Polska. Problem tego biura miał związek z ogłoszoną upadłością brytyjskiego biura Thomas Cook, spółki-matki dla Neckermanna. Thomas Cook to najstarsze biuro podróży na świecie, założone w 1865 roku. Jego klienci korzystali z kolei. Założyciel, Thomas Cook, głosił, że lepiej wydać pieniądze na wycieczkę niż na alkohol, którego wcześniej nadużywał.

Po ogłoszeniu upadłości Thomas’a Cook’a w niezwykle trudnej sytuacji znalazło się 600 tys. turystów na całym świecie, w tym kilka tysięcy z Polaków

 

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarstwo, moja miłość, tak było od zawsze. Próbowałam się ze dwa razy rozstać z tym zawodem, ale jakoś bezskutecznie. Przez wiele lat byłam dziennikarzem NTO. Mam na swoim koncie książkę „Historie z palca niewyssane” – zbiór moich reportaży (wydrukowanie ich zaproponował mi właściciel wydawnictwa Scriptorium). Zdobyłam dwie (ważne dla mnie) ogólnopolskie nagrody dziennikarskie – pierwsze miejsce za reportaż o ludziach z ulicy. Druga nagroda to też pierwsze miejsce (na 24 gazety Mediów Regionalnych) – za reportaż i cykl artykułów poświęconych jednemu tematowi. Moje teksty wielokrotnie przedrukowywała Angora, a opublikowałam setki artykułów, w tym wiele reportaży. Właśnie reportaż jest moją największą pasją. Moim mężem jest też dziennikarz (podobno nikt inny nie wytrzymałby z dziennikarką). Nasze dzieci (jak na razie) poszły własną drogą, a jeśli już piszą, to wyłącznie dla zabawy. Napisałam doktorat o ludziach od pokoleń żyjących w skrajnej biedzie, mam nadzieję, że niedługo się obronię.