W opolskich szpitalach brakuje lekarzy i pielęgniarek. W wielu z nich leczeniem i opieką nad pacjentami z powodzeniem zajęliby się medycy z zagranicy, głównie z Ukrainy. Tyle, że zatrudnienie ich wcale nie jest takie proste.

Coraz bardziej dotkliwy niedobór personelu w szpitalach, a także niektórych przychodniach, odbija się na pacjentach. W Polsce brakuje już około 60 tysięcy lekarzy, z tego powodu zamyka się oddziały, a niektórych przypadkach nawet całe szpitale.

– Brakuje nam czterech lekarzy psychiatrów i jednego neurologa, brakuje nam pielęgniarek – mówi Krzysztof Nazimek, dyrektor szpitala neuropsychiatrycznego przy ul. Wodociągowej w Opolu oraz szpitala w Branicach. – Oczywiście, że chętnie byśmy zatrudnili lekarzy i pielęgniarki z Ukrainy, ale to nie jest takie proste.

opowiecie.infoPrzede wszystkim obcokrajowcy, żeby legalnie leczyć, muszą zdać niełatwy polski egzamin lekarski. Sytuacja jest lepsza, kiedy przyjeżdża do nas specjalista, ale i on musi zdać szereg egzaminów.

Do tego trzeba wziąć pod uwagę, że choć pozornie język ukraiński jest podobny do polskiego, to różnice między nimi rosną niepomiernie, kiedy na egzaminie trzeba się wykazać znajomością specjalistycznej terminologii.

– W przypadku pielęgniarek podstawa to znajomość języka i zdanie różnic programowych w nauczaniu – wyjaśnia dyrektor Nazimek. – I zawsze konieczna jest praktyka. Oczywiście, samym mówieniem, że potrzebujemy specjalistów lekarzy z Ukrainy niczego nie załatwimy.

Na stronie internetowej Szpitala Wojewódzkiego w Opolu przy ul. Katowickiej jest komunikat, że szpital zatrudni od zaraz lekarzy specjalistów: hematologa, internistę, lekarzy medycyny ratunkowej, pulmonologów, lekarzy od endoskopii, radiologów, specjalistę chorób zakaźnych. W komunikacie jest jeszcze informacja, że forma zatrudnienia i wynagrodzenie do uzgodnienia.

– Od zaraz potrzebujemy dwudziestu lekarzy – podkreśla Renata Ruman-Dzido, prezes zarządu Szpitala Wojewódzkiego w Opolu. O dziwo, w tym szpitalu problem braku pielęgniarek nie jest, aż tak odczuwalny.

– A to dlatego, że świeżo przyjęliśmy dwadzieścia osób, absolwentów studiów pielęgniarskich, które wcześniej były u nas na praktyce – wyjaśnia prezes Ruman-Dzido. – Poza tym jesteśmy szpitalem, który pielęgniarkom oferuje dobre warunki pracy.

Nie są one tak przeciążone pracą, jak gdzie indziej, bowiem szpital zatrudnia też opiekunów medyczne. Prezes Ruman-Dzido podkreśla, że nie są to osoby przypadkowe, ale z dyplomem opiekuna medycznego. W założeniu mają odciążyć pielęgniarki przy karmieniu i zabiegach higienicznych.

– Oczywiście, że zatrudniłabym lekarza specjalistę np. z Ukrainy – przyznaje Renata Ruman-Dzido. – Już mamy na oddziale chorób zakaźnych ukraińskiego lekarza specjalistę z Ukrainy, który jest w trakcie załatwiania formalności potwierdzających jego wiedzę i umiejętności. Poziom samych egzaminów dla obcokrajowców jest konieczny, ale należałoby ułatwić formalności, którym muszą sprostać.

 

Szpital w Kędzierzynie-Koźlu musiał zawiesić czasowo działalność oddziału neurologicznego, jedynego we wschodniej części Opolszczyzny. Szpital na dzień dobry przyjąłby do pracy sześciu lekarzy.

– Zrobiliśmy wszystko, żeby nakłonić lekarzy specjalistów do pracy u nas – mówi Jarosław Kończyło, dyrektor szpitala w Kędzierzynie-Koźlu. – Ale nie wygramy z lekarzami, którzy idą do pracy w gabinetach lekarskich, bo tam się nie pracuje na ostro jak w szpitalu.

 

 

 

 

 

 

 

Czy w tej sytuacji szpital przyjąłby lekarzy z Ukrainy?
– Oczywiście, że tak – mówi dyrektor Kończyło. – Tylko to nie jest tak, że ktoś się do mnie zgłasza, a ja jutro go zatrudniam. Potrzeba średnio trzech lat, żeby lekarz z zagranicy zrobił u nas nostryfikację dyplomu i dostroił się do pracy w naszym szpitalu.
Dyrektor Kończyło widzi możliwość choć częściowego zmniejszenia skali problemu.

– W izbach lekarskich coraz częściej się mówi, że w Polsce jest mniej więcej tysiąc lekarzy, którzy ukończyli rezydenturę, ale nie zdali specjalizacji – wyjaśnia Jarosław Kończyło. – Dobrze by było, żeby oni weszli do naszych szpitali.

O tym, że sytuacja jest bardzo trudna, mówi Jolanta Smerkowska – Mokrzycka, prezes Opolskiej Izby Lekarskiej.

– Dlatego nie mamy nic przeciwko temu, żeby u nas pracowali lekarze spoza Unii Europejskiej – mówi prezes OIL. – Ale muszą być to lekarze, których wykształcenie nie odbiega od wykształcenia naszych lekarzy. Nie może to być szybka ścieżka edukacyjna, a z tego, co do mnie dociera, to różnica w wykształceniu jest.

Coś trzeba jednak zrobić i to szybko, bo sytuacja będzie się jeszcze pogarszać. W Polsce średni wiek lekarza specjalisty to prawie 58 lat, a w POZ czterdzieści procent lekarzy to emeryci. Pielęgniarki i położne to osoby, które dobiegają 55 lat. Kto będzie nas leczył, jak oni pójdą na emeryturę? Mamy więc potężną lukę pokoleniową.

Jolanta Jasińska-Mrukot

 

Z wicemarszałkiem Romanem Kolkiem, odpowiedzialnym w zarządzie województwa opolskiego za ochronę  zdrowia, rozmawia Jolanta Jasińska – Mrukot

opowiecie.info– Brakuje polskich lekarzy i pielęgniarek, dlaczego zagranicznym nie ułatwić pracy w polskich szpitalach?

– W prawie polskim istnieje konieczność zdania egzaminu, który kwalifikuje do wykonywania tego zawodu w Polsce. To są przepisy związane z wykonywaniem zawodu lekarza i pielęgniarki, one ograniczają możliwość zaangażowania lekarzy spoza kraju. Olbrzymie kłopoty mają nawet młodzi Polacy, którzy studiowali medycynę na Ukrainie, a potem mają problem z prawem wykonywania zawodu w Polsce. Bo zdanie egzaminu jest o wiele trudniejsze dla tych, którzy studiowali za granicą, niż ci, którzy studiowali w Polsce. Wniosek jest taki, że trochę inny jest poziom przygotowania absolwenta z Ukrainy. Tak więc w świetle obowiązujących przepisów nie jest możliwe, żeby lekarz pracujący na Ukrainie mógł u nas szybko te kwalifikacje uzyskać i wykonywać zawód lekarza.

– Ale coś trzeba zrobić, w niektórych opolskich szpitalach, zwłaszcza powiatowych, sytuacja jest dramatyczna jeśli chodzi o lekarzy.

– Sytuacji związanych z niedoborem kadry lekarskiej jest bardzo dużo. Ale zadawane przez panią pytania są pytaniami wprost do ministra zdrowia, on to musi widzieć, bo z pozycji regionu tego nie wymyślimy. Teraz jest zamykany oddział neurologiczny w Kędzierzynie-Koźlu, więc my z punktu widzenia opolskiego szpitala przy ul. Wodociągowej zwracamy się pismem do ministerstwa, żeby wskazało, gdzie pacjenci z tamtego rejonu mają trafić, bo Opole ich nie zaopatrzy. Robi się błędne koło. Bardzo łatwo ustalać standardy zatrudnienia w szpitalach, ale potem pacjent nie uzyskuje pomocy…

– Brakuje też pielęgniarek…

– Z pielęgniarkami z Ukrainy jest dokładnie tak samo, bo one są kształcone w innym systemie. Podobnym, jak myśmy kształcili przed wejściem do Unii Europejskiej. Pielęgniarki, żeby wykonywać u nas swój zawód, muszą mieć ukończony licencjat. Jest grupa pielęgniarek z Ukrainy zainteresowanych u nas pracą. One, pracując w polskich szpitalach, powinny mieć możliwość uzyskania tych kwalifikacji na zasadzie studiów pomostowych, wcześniej pracując na innych stanowiskach, np. opiekunów medycznych. Niedobór pielęgniarek wynika z norm, które ustalił minister zdrowia. W efekcie wiele szpitali zmniejszyło liczbę łóżek, żeby na jedną pielęgniarkę przypadało ich tyle, ile ustaliło ministerstwo. Zwiększają się więc kolejki oczekujących na przyjęcie do szpitala, bo jest coraz mniej osób, które zajmowałyby się pacjentami. W ogóle pielęgniarki obawiają się o swój rynek pracy, więc nie wiem, jak one na to wszystko zareagują.

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarstwo, moja miłość, tak było od zawsze. Próbowałam się ze dwa razy rozstać z tym zawodem, ale jakoś bezskutecznie. Przez wiele lat byłam dziennikarzem NTO. Mam na swoim koncie książkę „Historie z palca niewyssane” – zbiór moich reportaży (wydrukowanie ich zaproponował mi właściciel wydawnictwa Scriptorium). Zdobyłam dwie (ważne dla mnie) ogólnopolskie nagrody dziennikarskie – pierwsze miejsce za reportaż o ludziach z ulicy. Druga nagroda to też pierwsze miejsce (na 24 gazety Mediów Regionalnych) – za reportaż i cykl artykułów poświęconych jednemu tematowi. Moje teksty wielokrotnie przedrukowywała Angora, a opublikowałam setki artykułów, w tym wiele reportaży. Właśnie reportaż jest moją największą pasją. Moim mężem jest też dziennikarz (podobno nikt inny nie wytrzymałby z dziennikarką). Nasze dzieci (jak na razie) poszły własną drogą, a jeśli już piszą, to wyłącznie dla zabawy. Napisałam doktorat o ludziach od pokoleń żyjących w skrajnej biedzie, mam nadzieję, że niedługo się obronię.