Ze szkolną nudą walczył już w podstawówce. Teraz Wojciech Sudnicki został solidnie doceniony [ROZMOWA]

© archiwum prywatne

Z nominowanym do tytułu Nauczyciela Roku 2021 Wojciechem Sudnickim o tym prestiżowym wyróżnieniu, inspiracji do zostania nauczycielem chemii, budowaniu szacunku wśród uczniów i walczeniu ze szkolną nudą, rozmawia Tomasz Chabior.

Tomasz Chabior: Nominowany do tytułu Nauczyciela Roku 2021. Brzmi to rewelacyjnie, jakie to uczucie znaleźć się w ścisłej elicie trzynastu polskich nauczycieli?

Wojciech Sudnicki: To dla mnie bardzo ważne wyróżnienie dające solidny zastrzyk energii do pracy. Wydawało mi się, że po prostu robię swoje, tymczasem uczniowie, absolwenci, rodzice i inni nauczyciele docenili moje działania. Cieszę się z tego!

Zaangażowała się w to rzesza osób!

Żeby mnie zgłosić, trzeba było przygotować wniosek z uzasadnieniem. Pracowało nam nim sporo osób, które już wymieniłem: uczniowie, absolwenci, rodzice oraz kadra pedagogiczna. Jednak robili to w tajemnicy przede mną. O całym przedsięwzięciu dowiedziałem się na końcu, oczywiście musiałem się najpierw zgodzić i zatwierdzić klauzulę RODO. Tego wymagał regulamin.

Oczywiście wniosek Pan przeczytał?

Tak, tak! Miał aż siedem stron zawierających same superlatywy. Poczułem się bardzo doceniony, szczególnie, że wniosek został bardzo starannie napisany i pracowało nam nim wiele osób. Po tak przyjemnej niespodziance nie mogłem się nie zgodzić na zgłoszenie do plebiscytu!

Wojciech Sudnicki swoją nagrodę odebrał podczas październikowej gali w Warszawie:

 

Pozwólmy sobie na bezgraniczną szczerość – dlaczego zasłużył Pan na to wyróżnienie?

To trudne i kłopotliwe pytanie…

Dlaczego kłopotliwe?

Ponieważ nie jestem jedynym nauczycielem pracującym w Zespole Szkół w Dobrzeniu Wielkim, który powinien znaleźć się w tym docenionym gronie. Czuję się zatem reprezentantem nas wszystkich. Po prostu padło na mnie i to ja pojechałem do Warszawy na galę Nauczyciela Roku 2021, ale to sukces każdego z osobna. Zresztą nasza szkoła nie przez przypadek otrzymała podczas tej gali tytuł „Szkoły na medal”.

Istnieje złoty środek na bycie dobrym i docenianym nauczycielem?

Odkryłem, jak ważne jest interesowanie się uczniem i jego potrzebą rozwoju. Każdy jest inny, dlatego do każdego należy podchodzić indywidualnie. Uczę chemii i najłatwiej mi przytaczać przykłady właśnie z tego przedmiotu, ponieważ jest on doskonałym narzędziem do budowania poczucia własnej wartości wśród uczniów.

Trudny przedmiot, który może pokochać każdy?

Otóż to! Nikogo nie można szufladkować. Często przychodzą do mnie uczniowie, którzy mówią, że są kiepscy z chemii i nie rozumieją, o co w nich chodzi. Nie mogę tego zignorować, bo wszystkiego można się nauczyć. Angażuję wtedy w proces nauki i ucznia i siebie, a potem patrzę, jak mój podopieczny rośnie w siłę i nabiera poczucia własnej wartości. Sam widzi, że potrafi i czuje się w chemii coraz pewniej. Tacy ludzie to dla mnie najwięksi olimpijczycy!

Czy właśnie to w pracy współczesnego nauczyciela jest najważniejsze?

Nauczyciel jest jak trener – nie może być ostry, ale nie może też zbytnio pobłażać. Liczą się efekty, ale osiągane w dobrej atmosferze i przy pełnym szacunku.

Trener umysłu!

Dokładnie! Jednak żeby był skuteczny, najpierw musi dobrze poznać swoich uczniów. Każdego roku odkrywam coraz bardziej to, że lubię pracować w głowie ucznia. Pomagam mu logicznie myśleć, łączyć fakty, wnioskować i eksperymentować. Przydaje się to nie tylko na chemii, ale również w życiu. To bardzo praktyczne umiejętności.

Młodzież musi Pana lubić.

Podobno tak jest, tak mówią! (śmiech)

Skąd taki wzajemny szacunek?

Staram się być przewodnikiem i towarzyszem moich uczniów. Na kształtowanie obustronnego szacunku wpłynęło też zdalne nauczanie. Łatwo było zignorować nauczyciela lub ucznia, przespać w łóżku pierwszą lekcję lub zamiast uczyć się – obejrzeć serial. Ale to się nie działo, bo ustaliliśmy, że będziemy współpracować i wzajemnie się szanować. Nie zaangażować się w naukę było po prostu głupio. Po powrocie do trybu stacjonarnego ten wzmocniony szacunek pozostał. Los wystawił nas na próbę, którą dzielnie przetrwaliśmy.

Relacje pomiędzy nauczycielem i uczniem to chyba obieg zamknięty?

Wzajemnie motywujemy się do pracy i pomagamy sobie. Nauczyciel motywuje ucznia, a uczeń nauczyciela, co z kolei znów motywuje ucznia, a to nauczyciela i tak dalej. Zdalne nauczanie pokazało ponadto, że wobec wielu sytuacji jesteśmy równi. Jak wyłożyć chemię przez internet? Było trudno, ale uczniowie chętnie mi w tym pomagali. Szczególnie wtedy, gdy potrzebne były nowinki techniczne.

Pan też kiedyś był uczniem. Czy wśród nauczycieli znalazł się taki autorytet, który sprawił, że teraz pracuje Pan w tym zawodzie?

Tak, pani Jagoda Koziuk, polonistka z Publicznej Szkoły Podstawowej nr 14 w Opolu. W VI lub VII klasie recytowaliśmy wierszyk. Inni uczniowie dukali coś, zanudzali, była katastrofa. Lubiłem panią Jagodę, więc z szacunku do niej, żeby nie musiała oglądać kolejnego sennego występu, przygotowałem małą inscenizację. Rozbawiłem klasę, pani też się to spodobało i wypowiedziała wtedy bardzo ważne dla mnie słowa: „Wojtek, gratuluję, wyłamałeś się poza schemat, walczysz z nudą w szkole!”.

To wtedy pojawiła się myśl „zostanę nauczycielem”?

Może nie tak od razu. Pani Koziuk zasiała wtedy we mnie ziarno, które w kolejnych latach powoli kiełkowało. Były to jednak dopiero początki, najpierw chciałem uczyć języka angielskiego, bo chemia pojawiła się dopiero w szkole średniej.

Najpierw angielski, a potem chemia. Skąd taka zmiana?

Moja klasa miała problemy z chemią, więc kto chciał, ten zostawał i szliśmy do biblioteki. Tam stawałem przy tablicy i prostym językiem wyjaśniałem kolegom i koleżankom materiał. Gdy tak tłumaczyłem, to czułem, że to jest to. Później poszedłem na studia i zostałem nauczycielem chemii.

Miłość od pierwszego wejrzenia?

Ach, skąd! Pierwszą jedynkę, jaką w życiu dostałem, była jedynka z chemii! Wykrzykiwałem wtedy, że chemia to najgłupszy przedmiot na świecie. Teraz sam jej uczę… (śmiech)

Taka praca musi być pełna przygód i niespodzianek!

Mam jedną anegdotę z pierwszego roku pracy, którą bardzo często opowiadam. Badaliśmy właściwości benzyny. Każdy mógł podpalić kilka kropel i na własne oczy przekonać się, że benzyna faktycznie się pali. Typowe doświadczenie. Ważne w tej historii jest to, że dopiero skończyłem studia, także byłem jeszcze żółtodziobem. (śmiech) Nie wpadłem na to, że jeśli powiem „zgaście teraz ogień”, to uczennica zgasi go wodą.

Co się wtedy stało?

Wylała na palącą się benzynę całą zlewkę. Benzyna nie miesza się z wodą, dlatego ogień nie zgasł, a paląca się substancja rozlała się po całym blacie, unosząc się na powierzchni wody. Na szczęście szybko zadziałaliśmy i całą grupą opanowaliśmy sytuację.

Chemia metodą prób i błędów?

Dokładnie tak! Warto uczyć się na tych błędach. Czasami wypróbowujemy odpowiednie proporcje mieszania substancji, żeby na przykład efekt wybijającego w powietrze tlenu jak najbardziej przypominał lokomotywę. Szukamy złotego środka, żeby doświadczenia były nie tylko edukujące, ale też przyjemne dla oka. Zdarzają się błędy, a niektóre są widoczne do dziś. To chociażby plamy na suficie naszego laboratorium, które powstały po zbyt gwałtownej reakcji nadmanganianu potasu (VII) i perhydrolu. (śmiech)

Nauka w szkole to nie tylko uczony przedmiot…

Obowiązków jest o wiele więcej, chociażby cała gama zajęć dla wychowawców. Nikt nie uczył na studiach, jak kierować klasą, bo uniwersalny scenariusz po prostu nie istnieje. Można napisać program wychowawczy i założyć sobie określone cele, ale i tak trzeba prowadzić kontrolowaną improwizację.

Każda klasa jest inna?

Każdy człowiek jest inny, a tworzone przez jednostki grupy są mieszanką różnorodnych energii, charakterów i temperamentów. Do tego dochodzi zmienność, bo świat szybko się zmienia i wszystkie kolejne roczniki różnią się od siebie. Prowadzenie takiej grupy w roli wychowawcy bardzo rozwija, bo nie można postępować według utartych wcześniej schematów. Należy się dostosowywać do sytuacji.

Pomyśleć, że te wszystkie godziny spędzane w szkole to w pracy nauczyciela tylko wierzchołek góry lodowej…

Mamy mnóstwo obowiązków, których po prostu nie widać. Nasza praca to nie tylko kilka lekcji dziennie, ale też godziny przygotowań i załatwiania spraw wychowawczych. Trzeba też nieustannie modyfikować tematy lekcji. Co prawda, same tematy się nie zmieniają, ale zawsze warto rozeznać się, co się sprawdza, a co nie i przy kolejnej okazji zrobić jeszcze lepszą lekcję niż przy poprzedniej. To jest ciągła nauka i przystosowywanie się do uczniów. Oczywiście można to zignorować i niczego nie poprawiać, ale to mija się z celem.

Interesuje mnie, czym nominowany do tytułu Nauczyciela Roku 2021 chemik zajmuje się po godzinach pracy w szkole. Eksperymentuje w garażu?

Nie, dzielę się swoją pasją i zainteresowaniami również z przedszkolakami i uczniami szkół podstawowych. Prowadzę dla nich zajęcia „Lab of life”, dzięki którym już od najmłodszych lat mogą rozwijać ciekawość świata. Oczywiście nie używamy tam mocnych kwasów i nie doprowadzamy do eksplozji. Wszystko jest bezpieczne, ale jednocześnie widowiskowe i edukujące.

Jak sobie radzą?

Bardzo dobrze! Na przykład podczas doświadczeń z sodą i octem, gdy pytam czterolatków, co zadziało się w próbówce, oni doskonale wiedzą i odpowiadają, że to zmieszały się soda i ocet i to jest niesamowite! To takie doświadczenie, po którym wydziela się dwutlenek węgla i tworzy piana. Zresztą to tylko jeden z licznych przykładów tego, czym się tam zajmujemy. Efektowne są również doświadczenia z suchym lodem, czyli dwutlenkiem węgla w stanie stałym. Mówiąc krótko: mali uczestnicy „Lab of life” poznają świat chemii już od najmłodszych lat i mam nadzieję, że to zaprocentuje w ich przyszłości.

Pewnie pańskie pasje na chemii się nie kończą.

Kocham chodzenie po górach, to moja miłość, bardzo wielka zresztą! Dlatego też podczas swoich lekcji często stosuję analogie do gór, które symbolizują trud i wysiłek, ale bardzo dobrze wynagrodzony. Idąc na szczyt nie możemy narzekać, że mamy pod górkę, bo na szczycie czekają nas piękne widoki! Żeby coś zobaczyć, najpierw trzeba się namęczyć na szlaku. Podobnie jest w życiu, nic nie przychodzi łatwo, nigdy.

Dziękuję za rozmowę.

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

W dziennikarstwie od 9 lat, w fotografii o rok krócej. Miłośnik narciarstwa, karate i siatkówki, spośród których nie uprawia tylko trzeciej z dyscyplin. Przez całe życie poświęca się sportowi, choć w Opowiecie.info zajmuje się też innymi tematami. W wolnym czasie fotografuje krajobrazy, szczególnie podczas podróży, które tak bardzo kocha.