Zielone Świątki przypadają na pięćdziesiąty dzień po Zmartwychwstaniu, czyli w Kościele to Zesłanie Ducha Świętego. To święto tak ważne, jak Boże Narodzenie i Wielkanoc, chociaż jego doniosłość z upływem lat jest coraz mniej dostrzegana. W pewnym stopniu można za to winić propagandę PRL-u.

Zielone Świątki to nazwa coraz rzadziej używana. Dawniej, podobnie Wielkanoc, świętowano je dwa dni, a poniedziałek był dniem wolnym od pracy. Jednak w 1951 roku komunistyczne władze PRL to święto zniosły, a później już nikt nie chciał się nad nim pochylić.

– Pięćdziesiątnica to pięćdziesiąt dni po zmartwychwstaniu, albo Zesłanie Ducha Świętego, bo Zielone Świątki mówiło pokolenie mojej babci, rzadziej już moich rodziców – mówi Opowiecie.info o. Miron Górecki, gwardian zakonu franciszkanów w Opolu.

W Dzień Pięćdziesiątnicy na oczekujących w wieczerniku apostołów z Marią, matką Jezusa, zstąpił Duch Święty, napełniając ich siedmioma darami Ducha Świętego.

– Dzień Pięćdziesiątnicy jest uwieńczeniem całego cyklu objawień i zapowiedzi Pana Jezusa, dokonuje się, to co on zapowiadał po Zmartwychwstaniu – mówi o. Miron Górecki – To zwieńczenie całego okresu wielkanocnego. W tradycji Kościoła jest wielkim wydarzeniem, które wpłynęło na jego dalsze losy, umocniło Kościół.

W dniach poprzedzających święto wierni odmawiają nowennę do Ducha Świętego, która jest odtworzeniem tego, co działo się z apostołami w wieczerniku.

– Rolę Ducha Świętego w Kościele na nowo odkrył Jan Paweł II – podkreśla ojciec Miron.

W tym roku po raz pierwszy pojawia się uroczysta celebracja,  opracowane zostały nowe teksty liturgiczne, wraz z nową formą przeżywania wigilii Zesłania Ducha Świętego.

– W czasach prymasa Wyszyńskiego drugi dzień Zielonych Świątek, tej uroczystości Zesłania Ducha Świętego, ustanowiono  świętem Maryi Matki Kościoła, jako tej, która w wieczerniku po raz drugi została napełniona Duchem Świętym – tłumaczy gwardian. – Jako Matka tych, którzy ten Kościół stanowili i razem oczekiwali na zesłanie Ducha Świętego.

Zielone Świątki.  Ważne jak Wielkanoc i Boże Narodzenie, za PRL zwalczane

fot. Jolanta Jasińska-Mrukot

W ludowych zwyczajach Zielonych Świątek przeplatało się to, co przedchrześcijańskie, z tym, co z Kościoła. To ruchome święto, obchodzone pięćdziesiąt dni po Zmartwychwstaniu, przypada na czas pełnego rozkwitu wiosennego.

– Okna i bramy na te święta przystrajało się zielonymi gałązkami brzozowymi, albo z lipy – wspomina 80-letnia pani Adela z powiatu oleskiego. A przesiedleńcy z kresów przywieźli ze sobą zwyczaj przystrajania obejścia tatarakiem.

W przeszłości Zielone Świątki propaganda PRL-u zwalczała i umniejszając ich rangę propagowała ten dzień jako świeckie Święto Ludowe, nawiązując do tradycji ruchu chłopskiego z początku XX wieku.

W polskim ruchu ludowym myśl ustanowienia własnego święta wzorowana była na dniu Święta Pracy. Inicjatywę powołania obchodów Święta Ludowego podjęto na posiedzeniu Rady Naczelnej Polskiego Stronnictwa Ludowego w  Rzeszowie 30 maja 1903. Pierwsze obchody święta, pod hasłem „Żywią i bronią”, odbyły się w 1904 i były upamiętnieniem 110. rocznicy bitwy pod Racławicami.

Pani Adela przypomina sobie, że w czasach PRL w dniach poprzedzających Zielone Świątki podstawowe komórki partyjne PPZR zobowiązywały aktyw partyjny do organizowania festynów i meczy, a wieczorami odbywały się zabawy taneczne i palenie ognisk. Te ostatnie jednak to pozostałość wierzeń przedchrześcijańskich.

 

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarstwo, moja miłość, tak było od zawsze. Próbowałam się ze dwa razy rozstać z tym zawodem, ale jakoś bezskutecznie. Przez wiele lat byłam dziennikarzem NTO. Mam na swoim koncie książkę „Historie z palca niewyssane” – zbiór moich reportaży (wydrukowanie ich zaproponował mi właściciel wydawnictwa Scriptorium). Zdobyłam dwie (ważne dla mnie) ogólnopolskie nagrody dziennikarskie – pierwsze miejsce za reportaż o ludziach z ulicy. Druga nagroda to też pierwsze miejsce (na 24 gazety Mediów Regionalnych) – za reportaż i cykl artykułów poświęconych jednemu tematowi. Moje teksty wielokrotnie przedrukowywała Angora, a opublikowałam setki artykułów, w tym wiele reportaży. Właśnie reportaż jest moją największą pasją. Moim mężem jest też dziennikarz (podobno nikt inny nie wytrzymałby z dziennikarką). Nasze dzieci (jak na razie) poszły własną drogą, a jeśli już piszą, to wyłącznie dla zabawy. Napisałam doktorat o ludziach od pokoleń żyjących w skrajnej biedzie, mam nadzieję, że niedługo się obronię.