Zespół „Dobrzenianki” od wielu lat jest integralną częścią kultury lokalnej w Dobrzeniu Wielkim. O początkach, perypetiach i najciekawszych występach specjalnie dla Opowiecie.info opowiedziały Elżbieta Scheitza, jedna z założycielek zespołu, oraz Marta Wosch, która prowadzi kronikę.

Opowiecie.info: Obchodzimy w tym roku już 31-lecie zespołu „Dobrzenianki”. Śpiewacie już od 1987 r. Jak powstał Wasz zespół?

Elżbieta Scheitza: Pracowałam wtedy w nowo powstałym Gminnym Ośrodku Kultury. Pierwszy jego dyrektor, pan Urbaniak, od razu zaangażował mnie do „Dobrzenianek” i mieliśmy taki mały chórek. Nazwaliśmy go „Dobrzenianki”, a za rok powstał chór. I do niego także wstąpiłam.

A jak wyglądały Wasze początki? Były trudne? Jak wiele osób liczył wtedy chór?

Elżbieta Scheitza: Nas było wtedy tak…

Marta Wosch: … dziewięć, bo mam w kronice napisane.

ES: Na samym początku to nawet nie dziewięć. Cztery, pięć kobiet może było…

Wszystkie panie, które wtedy śpiewały, śpiewają jeszcze z Wami?

ES: Nie, nie, z różnych względów nie wszystkie Panie są dalej z nami.

Ile pań zostało jeszcze z pierwotnego składu?

MW: Z pierwotnego składu to jesteś ty [Elżbieta – red.] i Irena Zośka, czyli dwie osoby. Ja dołączyłam dwa lata później. No i jeszcze pani Ania Lempa… A tak, to przeważnie dochodzą do nas nowe osoby.

I jak to się stało, że akurat Pani, Pani Elżbieto, zaczęła tę przygodę?

ES: Dyrektor Urbaniak lubił grać na akordeonie. Pewnego dnia przyszedł do mnie i powiedział: „Elu, chodź, śpiewamy!”. Wcześniej śpiewałam w szkole, ale nie jestem po szkole muzycznej. W szkole średniej już był chór.

Jaki jest repertuar „Dobrzenianek”? Czy to są piosenki ludowe, lokalne?

MW: Na początku to były piosenki typowo śląskie, a później coraz to śmielej zaczynałyśmy śpiewać coś innego. Naszym poprzednim instruktorem był pan Norbert Kleman i były to piosenki tylko ludowe lub popularne. W 2006 r. przyszedł do nas nowy instruktor, pan Andrzej Krawczyk, który jest po studiach muzycznych. On zaczął nas trenować inaczej, tak że teraz śpiewamy nawet rock’n’rolla.

O, a co na przykład?

MW: Z „rock’n’rollów” to śpiewamy „Mit Sechsundsechzig Jahren” Udo Jürgensa, czyli że jak się ma 66 lat, to się dopiero życie zaczyna. Poza tym mamy bardzo dużo piosenek niemieckich ze względu na częste zaproszenia na spotkania mniejszości niemieckiej.

ES: A jak coś trzeba zaśpiewać po polsku, to zawsze przetłumaczy z niemieckiego nasza koleżanka, Marta, a czasami też coś napisze sama.

MW: Umiem pisać po niemiecku, więc kiedyś, jak jeździłam na Festiwal Chórów i Zespołów Śpiewaczych Mniejszości Niemieckiej w Walcach, to brałam płytki, odsłuchiwałam i spisywałam teksty. A teraz Internet – za bardzo się na Internecie nie znam, ale co chcę, to znajdę! Jak potrzebuję jakąś piosenkę na konkurs, to od razu szukam sobie wykonawcę i po prostu odsłuchuję.

Czym są dla Pań „Dobrzenianki”? Możemy się domyślać, że to coś więcej niż tylko przestrzeń do realizowania się.

ES: Bez tego zespołu bym nie wytrzymała. Człowiek jest przyzwyczajony, że w każdy poniedziałek trzeba iść. Nawet mąż mówi: „Dzisiaj próba!”. A próby chóru „Cantabile” mamy dwa razy w tygodniu: we wtorek i w czwartek. O tym też mi zawsze przypomina. To dla nas całe życie. Zwłaszcza teraz, na emeryturze.

Czy przez te 31 lat był jakiś występ, który Panie szczególnie zapamiętały?

ES: Tak, nagroda Grand Prix na Wojewódzkim Przeglądzie Amatorskiej Twórczości Artystycznej w Strzelcach Opolskich. Wtedy pan Andrzej Krawczyk był z nami po raz pierwszy.

MW: Ale to było w 2008 r., a w 2006 pan Andrzej zgodził się, byśmy pojechały na konkurs do Walc. Wybrałyśmy repertuar w języku niemieckim i się go nauczyłyśmy. Mówię o tym występie, bo byłam wtedy najbardziej zestresowana. Myślałam sobie wtedy: „taka młoda osoba ze starymi babami jedzie, tylko wstydu teraz przyniesiemy!”. A zdobyłyśmy wtedy trzecie miejsce na ponad 20 zespołów! A teraz jesienią miałyśmy już pierwsze miejsce.

ES: Podzielono nas wtedy na złote, srebrne i brązowe miejsca. I my znalazłyśmy się w grupie złotej.

MW: A nas wyczytano wtedy już na samym końcu. To znaczy, że to miejsce już całkiem pierwsze. Zawsze pierwsze miejsca są odczytane na samym końcu. Wtedy pan prowadzący powiedział: „A teraz niespodzianka: z okradzionej, ograbionej gminy pierwsze miejsce mają «Dobrzenianki»!”.

O różnych występach pewnie mogłyby Panie opowiadać długo, prawda?

ES: Tak. Był jeszcze występ w Kazimierzu, ale tam to już bez nagród, to już nie był konkurs, myśmy województwo opolskie reprezentowały. Ale tam się śpiewa całkiem innym śpiewem, ten śpiew nas nie interesował.

MW: Tam to są teksty „od urodzenia do śmierci”.

ES: I tam to 25 zwrotek!

MW: 25 zwrotek i czasami więcej. To nie dla nas! (śmiech)

ES: Pamiętam też, gdy jednego dnia byłyśmy w Gogolinie i w Raciborzu. Dyrektor Urbaniak zawoził nas wtedy do Raciborza własnym samochodem! A i tu, i tu dostałyśmy pierwsze miejsce.

A jakieś najdalsze, najciekawsze miejsce, w którym Panie występowały, to…?

MW: W Czechosłowacji.

ES: To jeszcze z panem Urbaniakiem jechałyśmy. To było śmieszne, bo to w autobusie, trzeba było mieć paszport. Kontrola weszła do autobusu i mówi: „Czy macie jakieś korony?”. A miałyśmy akurat takie wianki, i jedna z nas krzyknęła: „Mamy, mamy!”, po czym wyciągnęła go i ubrała. To było już po kontroli. (śmiech)

A gdyby zliczyć wszystkie nagrody, które Panie otrzymały, to jak duża kolekcja by się uzbierała?

MW: Tyle mamy tych dyplomów! (pokazuje rękami stos papierów). Mamy je wszystkie w kronice, ale to są duplikaty.

ES: To są ksera, a te prawdziwe leżą w Gminnym Ośrodku Kultury. Pamiętam, jak pierwszy raz byłyśmy w Gogolinie, oglądałyśmy te wszystkie puchary… Myślałam sobie wtedy: ten na pewno będzie nasz!

Nie będzie więc przesadą, jeśli liczbę występów „Dobrzenianek” będziemy liczyć w setkach?

ES: Kiedyś czytałam w naszej kronice, bo tego nie zapamiętam… Wtedy było ich 135. Teraz występujemy już trochę mniej, bo to inne zespoły też dochodzą…

MW: I ludowe zespoły są już mniej popularne… Dlatego mamy repertuar taki już nowocześniejszy.

ES: Najtrudniejszy to był „Mit Sechsundsechzig Jahren”… Koleżanki nie chciały tego śpiewać, a ja powiedziałam: my to będziemy śpiewać, nauczymy się i koniec. Uparłam się na ten „Mit Sechsundsechzig Jahren” i było pierwsze miejsce. A to naprawdę trudny utwór.

To wszystko fascynujące historie, ale pomówmy również trochę o teraźniejszości. Ile razy w tygodniu mają Panie próby?

MW: Jako „Dobrzenianki” mamy próbę jeden raz.

ES: Ale jak są występy, to więcej, nawet i dwa czy trzy razy w tygodniu.

A ile występów na rok przypada Paniom tak średnio?

ES: Ach, szkoda, że nie wzięłam tego zeszytu… Ale około 20.

MW: Ja na koniec roku robię w kronice zestawienie, gdzie występowałyśmy.

ES: W każdym miesiącu, czasami dwa i trzy występy. Pod koniec roku więcej, bo to są i wigilijne występy, i dożynki. Bywały i trzy występy w jednym dniu!

Jak się Paniom współpracuje z Waszym instruktorem?

MW: Bardzo dużo zawdzięczamy naszemu panu Andrzejowi Krawczykowi, on ma tyle cierpliwości… Co on z nami ma! Bo nikt z nas nie jest po szkole muzycznej. A tacy muzycy jak pan Andrzej, po szkole muzycznej, usłyszą każdy jeden błąd. I trzeba szlifować wszystko aż do skutku.

A gdyby ktoś chciał dołączyć do „Dobrzenianek” od jutra – czy ma taką możliwość?

ES: W każdej chwili! My byśmy bardzo chciały! Ja mam 82 lata, to ile ja jeszcze będę śpiewać? Rok?

MW: A ja osiemdziesiątka, i co?

Czy mężczyźni też mają wstęp do „Dobrzenianek”?

ES: Wiedzą Państwo, raz jeden spróbował… Z chóru przyszedł, koniecznie chciał śpiewać z nami, ale to się nie zgadzało, to nie szło…

Ile osób jest w tej chwili? Wszystkie są z Dobrzenia?

ES: Teraz jest nas trzynaście.

MW: Dwie osoby są z Dobrzenia Małego, a reszta stąd, z Dobrzenia Wielkiego. Jak Dobrzeń będzie miastem, to ja już będę z prowincji!

Jaka jest ostatnia piosenka, którą wzięły Panie na warsztat?

ES: Z ludowych powtarzamy teraz to, cośmy już kiedyś śpiewały, a teraz odnawiamy.

MW: Odnawiamy, tylko w innym rytmie. „W ciemnym lesie na pasiece” i  „Kukułeczka kuka”. Chcemy jeszcze odnowić inne piosenki, żeby je nagrać na nową płytę.

ES: Bo my nagrałyśmy płytę, a teraz mamy już materiał do następnej. Poszukujemy sponsorów. Jeden już się do nas zgłosił i wpłacił pieniądze na konto Gminnego Ośrodka Kultury z przeznaczeniem dla „Dobrzenianek”.

Jaka to płyta? Jak się nazywa? Po prostu „Dobrzenianki”?

MW: Nie, nazywa się „Z uśmiechym idź przez życie”. Jest umieszczona w naszej kronice.

ES: Pan Andrzej pewnego dnia zapytał nas, czemu nie prowadzimy kroniki.

MW: Prowadzenie jej to bardzo dużo pracy. Ten, kto tego nie robi, ten nie wie. Trzymam ją u siebie w domu, w Dobrzeniu Małym. Ona nie może leżeć, bo inaczej się wszystko poklei.

Jak długo prowadzi Pani tę kronikę?

MW: W 2006 r. zaczęłam. Po dwudziestu latach!

Piękny kawał historii. Ale jest jeszcze inna historia, bardziej współczesna: powiększenie Opola. Żyliśmy nią długo i martwiliśmy się. Czy odczuły Panie jakoś w swojej działalności podzielenie gminy?

ES: Nie, nas to nie dotyczyło.

MW: Ale przydałoby nam się coś nowego. Na przykład stroje, które mamy, liczą już sobie co najmniej 10 lat.

Nie mają Panie mniej pieniędzy na działalność?

ES: Nie, bo my nic nie dostajemy, nawet na warsztaty. Kiedyś dostałyśmy trochę pieniędzy na konkurs w Walcach. Resztę sobie płacimy z naszej kasy. No i z darowizn, bo promujemy nasz zespół poprzez nagraną płytę, dostajemy wpłaty od rodziny, znajomych, gości naszej gminy, a nawet z Niemiec.

MW: Nawet w Stanach Zjednoczonych są nasze płyty! Ksiądz proboszcz zabrał chyba z 50 płyt. Kiedyś wiózł matkę, która spytała: „A co ty za płytkę słuchasz? Tobie to nie przystoi”, a on odpowiedział: „No przecież to są nasze «Dobrzenianki»…” (śmiech). No i kolędujemy również. Jak jest koncert kolęd w kościele w Dobrzeniu…

ES: Nooo, w tym roku to nam wyszło perfekt! Naprawdę! Była taka ładna kolęda, cały czas ją śpiewałam.

MW: No bo to ja w Internecie znalazłam, no nie?

A jakie mają Panie plany na przyszłość? Gdzie najbliższy występ?

ES: 14 lipca będzie w Chróścicach spotkanie niemieckie z całego województwa. Będzie wszystko w języku niemieckim. Nasz zespół również został na nie zaproszony.

MW: Opracowujemy teraz piosenki, które mają teksty stosowne do naszego wieku.

ES: Pan Andrzej ma studio nagraniowe, do którego my jeździmy śpiewać! To są nerwy, martwimy się jak to wyjdzie… No, ale powtarzamy parę razy…

Jak by Panie zaprosiły na Wasz występ osoby młode?

ES: No, ta młodzież właśnie nie bardzo słucha tych piosenek. W starszym gronie to im się bardzo podoba, ale młodsi… Na festynach do naszych piosenek ludzie chętnie tańczą – zarówno dzieci, jak i dorośli. A śpiewa z nami niekiedy 16-letnia Klaudia Gacka.

MW: Młodsi w ogóle teraz piosenek nie mają! Myśmy od dziecka w domu śpiewały. No na przykład niemieckie piosenki… Ja tyle ich znam, bo u nas w domu był śpiew! W chórze jest tak, że ja potrafię śpiewać na ten głos wiodący, a później muszę w altach i muszę się całkiem przestawić, bo to jest całkiem inny głos.

ES: W „Dobrzeniankach” śpiewam i pierwszym, i drugim głosem.

Dziękujemy Paniom i mamy nadzieję, że młodzi będą chętniej przychodzić na występy!

ES: To proszę namówić kogoś!

MW: Teraz występy będziemy miały na Boże Ciało, na Dzień Matki i Ojca.

Fot. Kinga Tokarz

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Zawsze Pewnie, Zawsze Konkretnie