Nieliczni już pamiętają, że 22 lipca w czasach PRL był Narodowym Świętem Odrodzenia Polski i dniem wolnym od pracy. To był też taki świecki dzień łaski wobec skazanych, bo wielu wychodziło na wolność po amnestii ogłaszanej przez głowę państwa. To dzień odznaczeń, festynów, defilad wojskowych oraz oddawania do użytku ważnych inwestycji, m.in. Pałacu Kultury w Warszawie.

22 lipca. Dzień, na który w PRL ludzie mieli czekać cały rokTego dnia władza „rzucała” też do sklepów i na festyny towary, które na co dzień trudno było kupić. Za to domagała się, żeby obywatele powszechnie tego dnia świętowali, o co np. na wsi trudno było, kiedy trwała pełnia żniw. Bywało, że sąsiad na sąsiada doniósł, że tego dnia pracował w polu….

Święto miało zastąpić 11 listopada, obchodzone przed wojną jako Święto Niepodległości. Święto Odrodzenia Polski uchodziło w PRL za najważniejsze, obchodzone w rocznicę ogłoszenia 22 lipca 1944 roku w Chełmie Manifestu Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego (PKWN).

22 lipca. Dzień, na który w PRL ludzie mieli czekać cały rok

Tak ogłaszano Manifest PKWN, we wszystkich miejscowościach.

Tak naprawdę manifest został podpisany 20 lipca przez Józefa Stalina w Moskwie, tworząc struktury marionetkowego państwa zależnego od ZSRR. PKWN unieważnił konstytucję kwietniową z 1935 roku, odbierając władzę emigracyjnemu rządowi londyńskiemu i oddając ją komunistom.

Manifest PKWN ogłosił reformę rolną, parcelację majątków ziemskich i nacjonalizację gospodarki. Zanegowano tym własność prywatną i m.in. aptekarzom odbierano apteki, właścicielom kamienice i fabryki, a właścicielom dużych gospodarstyw rolnych ziemię.

Święto 22 lipca najbardziej niechętnie obchodzono na wsi, bo to była pełnia żniw i zwłaszcza w okresie słonecznej pogody trudno było utrzymać chłopów przed wychodzeniem w pole. Jednak nie wszyscy odważyli się wtedy pracować.

– Jak rodzice poszli w pole, to sąsiedzi donosili do powiatowego komitetu PZPR, że 22 lipca żniwowali – wspomina pan Jan, który na Opolszczyznę przyjechał ze Stoczka Lubelskiego do pracy w budownictwie. – Potem były wielkie nieprzyjemności, akcje uświadamiające w powiecie, więc od tego czasu 22 lipca rodzice nigdy nie wyszli w pole.

Kolejne święta 22 lipca dobrze pamięta inż. Tadeusz Witkowski, który w 1955 roku rozpoczął pracę w Opolskim Zjednoczeniu Budowlanym. Zasłużył się wieloma nowatorskimi wzorami użytkowymi i patentami. Pan Tadeusz i jego zespół należeli do niepokornych, kontestujących władzę PZPR. Jednak 22 lipca nigdy nie pracowali.

– Pamiętam, jak na początku lat 70 nasz naczelny inżynier, pan Hefner, zorganizował 22 lipca religijny wyjazd firmowymi samochodami do Częstochowy na Jasną Górę, za co go później ścigali – opowiada Tadeusz Witkowski. – Pisał wyjaśnienia do partii, miał z tego powodu bardzo duże nieprzyjemności. Z drugiej strony mogliśmy sobie pozwolić na więcej, bo sekretarze partyjni wiedzieli, że ingerencja w naszą firmę może rozwalić opolskie budownictwo. Nasza niepokorna załoga nie chodziła też na pochody pierwszomajowe, z kilkutysięcznej załogi uczestniczyło w nich góra kilkadziesiąt osób. Byliśmy pod obstrzałem komitetu wojewódzkiego PZPR. Nasz szef, pan Tarczyński zawsze miał na to wytłumaczenie, że owszem, firma duża, ale ma pracowników rozproszonych po całym województwie i trudno ich zebrać na pochód w Opolu.

Dla utrwalenia daty 22 lipca i podkreślenia jego ważności nazwę „22 lipca” nadawano ulicom, zakładom pracy i statkom. Mało już kto wie, że „22 lipca” nazwano fabrykę czekolady E. Wedla, po odebraniu jej właścicielom przez komunistów.

Jako święto i dzień wolny od pracy przetrwało do 1989 roku (do obrad Okrągłego Stołu i wyborów kontraktowych). Dzień Odrodzenia Polski zniesiono ustawą sejmową 1990 roku, jednocześnie przywrócono Święto Narodowe Trzeciego Maja.

Wielu starszych Opolan wspomina ten dzień, jednak bardziej jako czas młodości, aktywności zawodowej i czasu wolnego. Natomiast młodzi w ogóle o nim nie mają zielonego pojęcia i z niczym go nie kojarzą.

22 lipca. Dzień, na który w PRL ludzie mieli czekać cały rok

fot. Justyna Okos

W przestrzeni publicznej już trudno o tę datę – w latach 90. ubiegłego wieku z nazw ulic i fabryk znikało „22 lipca”. Po 2015 roku PiS urzędowo zaczął walczyć z tą datą, jako symbolem komunizmu, totalitarnego systemu. Gdzieniegdzie jednak zachowała się ona, jak choćby w Dobrzeniu Wielkim, gdzie pozostała ulica 22 lipca. Władzę gminy stoczyły o nią całą batalię, kiedy poprzedni wojewoda PiS-owski, Adrian Czubak,  usiłował komplikować mieszkańcom życie i unieważnił uchwałę Rady Gminy, dla której nazwa ulicy 22 lipca wcale nie symbolizowała komunizmu.

Radni argumentowali, że to data nadania Konstytucji Księstwu Warszawskiemu przez Napoleona Bonaparte, co wydarzyło się w Dreźnie właśnie 22 lipca 1807 roku. To ważna data, bo ta konstytucja wprowadziła prawo funkcjonowania Księstwa Warszawskiego, obaliła nierówność stanową, wprowadziła jednolite sądownictwo dla obywateli i zniosła poddaństwo chłopów.

Wojewoda Czubak nie chciał tego przyjąć do wiadomości, ale Wojewódzki Sąd Administracyjny w Opolu orzekł, że ulica w Dobrzeniu ma prawo nadal nazywać się 22 lipca. Bo to było, minęło i nie ma…

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarstwo, moja miłość, tak było od zawsze. Próbowałam się ze dwa razy rozstać z tym zawodem, ale jakoś bezskutecznie. Przez wiele lat byłam dziennikarzem NTO. Mam na swoim koncie książkę „Historie z palca niewyssane” – zbiór moich reportaży (wydrukowanie ich zaproponował mi właściciel wydawnictwa Scriptorium). Zdobyłam dwie (ważne dla mnie) ogólnopolskie nagrody dziennikarskie – pierwsze miejsce za reportaż o ludziach z ulicy. Druga nagroda to też pierwsze miejsce (na 24 gazety Mediów Regionalnych) – za reportaż i cykl artykułów poświęconych jednemu tematowi. Moje teksty wielokrotnie przedrukowywała Angora, a opublikowałam setki artykułów, w tym wiele reportaży. Właśnie reportaż jest moją największą pasją. Moim mężem jest też dziennikarz (podobno nikt inny nie wytrzymałby z dziennikarką). Nasze dzieci (jak na razie) poszły własną drogą, a jeśli już piszą, to wyłącznie dla zabawy. Napisałam doktorat o ludziach od pokoleń żyjących w skrajnej biedzie, mam nadzieję, że niedługo się obronię.