Tegoroczny jarmark zbiegł się ze zmianami w opolskim klasztorze franciszkanów, braciszkowie zmienili miejsce pobytu, w ich miejsce przyszli nowi, ale dotychczasowych przysmaków, z których zasłynął już jarmark, nie zabrakło.
Chociaż pogoda była niesprzyjająca, nie zabrakło również zwiedzających z całego województwa, bo coroczny jarmark franciszkański w Opolu stał się bardzo popularny i na stałe wpisał się już do kalendarza imprez w naszym mieście.
Mimo tego, że w klasztorze są nowi zakonnicy i gwardian, o. Lucjusz, przygotowanie jarmarku nie spadło całkowicie na ich barki. Z pomocą przyszli im poprzedni gwardian, o. Miron oraz klerycy.
Tradycyjnie już, było coś i dla ducha, i dla ciała. Msze w kościele franciszkanów odprawiał ojciec Syrach Janicki, na co dzień posługujący w Czechach. Wraz z nim przyjechały siostry elżbietanki uświetniając msze anielskimi śpiewami, za co wierni po mszy nagrodzili je gromkimi brawami. A po odpustowej mszy, jak zwykle, na jarmarku nie mogło zabraknąć „krówek” i pajd smakowitego chleba ze smalcem.
– W tym roku smalcu nie przygotowywał, jak zawsze, ojciec Robert, pomagałem w tym ojcu Mironowi – zdradza pan Jan, przy stoisku z pajdami świeżego chleba ze smalcem i ogórkiem kiszonym. Panu Janowi pomagał młodziutki franciszkanin z Burundi.
Ojciec Dacjusz, który też odchodzi do Starych Panewnik, do nowego klasztoru, teraz zachwalał ciasto i „krówki”, jako odchudzające i odmładzające.
– Corocznie kupuję ciasto „cegiełkę” na rzecz klasztoru franciszkańskiego, tegoroczna wzrosła o dwa złote – mówiła pani Lidia. – Natomiast cena „krówek” wzrosła o złotówkę.
Inflacja nie oszczędza nikogo. Między budkami handlowymi więcej było oglądających niż kupujących. Na straganach kusiły ich biżuteria, chleb, miody, nalewki, konfitury, chałwy, wyroby kaletnicze.
Tegorocznym hitem były przetwory z róży pomarszczonej, pigwowca japońskiego. Oprócz octu jabłkowego, można też było kupić ocet z róży.
– Przez pogodę sprzedaż słabsza – narzekał pan Mieczysław z Limanowej w Beskidzie Niskim.
Hitem były też oleje, jako panaceum na wszelkie dolegliwości, a szczególnie olej z czarnuszki, który sprzedający nazywał „złotem faraonów”.
Zainteresowaniem cieszyły się przysmaki litewskie – w butelkach gira, czyli kwas, a także kindziuk i różne słoniny.
Podczas jarmarku harcerki Julia i Martyna prowadziły kwestę na rzecz chorego 14-letniego Adama.
Natomiast ze sceny płynęły m.in. utwory Franza Lehara w wykonaniu opolskich artystów Anny Płaczek, Andrzeja Skiby oraz Anety Skiby. Przy operetkowym repertuarze zwłaszcza wielu starszych opolan dobrze się bawiło.
– Jak wrzesień, to musi być przyklasztorny jarmark – mówili Magda i Marcin z Opola, którzy rodzinnie po niedzielnym obiedzie przyszli z czwórką dzieci, które ze zrozumieniem przyjęły, że drożyzna, więc na zbyt wiele nie można sobie pozwalać.