Dzisiaj nie będzie długo, bo o głupich ludziach i ich głupich ideologiach napisano już wiele. Napiszę o feministkach, o których mówi się, że to kobiety, które walczą o równouprawnienie innych kobiet. Tylko jakoś ciężko to zauważyć…
Gdzie jesteście, gdy listonoszki w przedświątecznym okresie przewożą na swoich rowerach kilkadziesiąt kg paczek, albo gdy trzeba pomóc kobietom zatrudnionym za najniższą krajową w fabryce przewodów. Takich zakładów i miejsc gdzie gnębi się kobiety jest mnóstwo. Czy zajmujecie się więźniarkami, chorymi, kobietami starymi i samotnymi, potrzebującymi?
Gdzie jesteście, gdy okradziona, chora i bezdomna szuka pomocy na posterunku policji, a tam słyszy: „naucz się kraść”. Gdzie jesteście, gdy komornik wywala na bruk wdowę-matkę z trojgiem małych dzieci.
***
To, że wszyscy ludzie są równi, nie oznacza, że są tacy sami. W tym miejscu każdy się ze mną zgodzi, prawda? Co zrozumiałe, przeciętna kobieta nie może dźwigać w pracy tyle samo co przeciętny mężczyzna. Więc powiedźcie mi, o jakie równouprawnienie walczycie?
Mam wrażenie, że „nowoczesne kobiety” chcą równouprawnienia, ale do pracy w biurze. Nie zauważyłem zbyt wielu kobiet – robotników budowlanych. Kobiety boją się np. wiązać z rolnikami – wychowywane przez seriale na księżniczki, oczekują cudów.
Powiedzcie mi Szanowne Feministki, dlaczego o prawa kobiet walczycie tylko wtedy, gdy Wam się to opłaca?
Czy kobiety są coraz silniejsze? Nie powiedziałbym. Ich siła często wynika z pieniędzy – pracy w biurze, którą wykonują. W mało zbiurokratyzowanym systemie, kobiety musiałyby częściej pracować fizycznie i rodzić dzieci swoim mężczyznom.
Kobieca solidarność? Bądźmy szczerzy, ale często pracowałem z kobietami i … nie można na Nich zbytnio polegać. Są fajne, miłe, ale słabe w pracy zespołowej, często mało efektywne i ciągle plotkują. Co gorsza „bez przerwy nadają” na swoich facetów, jacy to oni są beznadziejni. Niewierność wpisana w DNA?
Jak wygląda Wasza kobieca „solidarność?
Wygląda tak:
Byłem kiedyś na przyjęciu, gdzie bawiły się panie z ZUS-u. Ponieważ same nie były zbyt wysoko w firmowej hierarchii, przez 15 minut główną atrakcją było dowalanie sprzątaczkom (niżej już nie było nikogo innego), jak to źle sprzątają (dziewczyny np. podrzucały im śmieci by je sprawdzić), a po wszystkim One, te zus-owskie … (cenzura), mogły wreszcie poczuć się na swój prymitywny sposób „lepiej”.
Chyba nie trzeba tego komentować…




