Jolanta Bernacka od ponad 20. lat pełni funkcję sołtyski w Karłowicach w gminie Popielów. Rozmawiamy o wspomnieniach, rozwoju wsi na przestrzeni lat, radości bycia z mieszkańcami i pasji do podróżowania.
Milena Skóra: Czy pamięta Pani ten czas, kiedy po raz pierwszy kandydowała Pani na sołtyskę?
Jolanta Bernacka: Tak, oczywiście. Przeszłam jednym głosem, więc to była całkiem wyrównana walka. Kandydowałam wtedy ja i poprzedni sołtys Karłowic. Kiedy dowiedziałam się, że zostałam sołtyską, czułam lekkie przerażenie, bo byłam świadoma tego, że skoro przeszłam jednym głosem, to muszę sobie wypracować sympatię wśród drugiej połowy mieszkańców i ich przekonać, że chcę zrobić coś dobrego dla wsi, coś ulepszyć i zmienić.
I to właśnie ta chęć zmiany spowodowała, że zdecydowała się Pani pełnić tę funkcję?
Widziałam potencjał w mieszkańcach i w naszej wsi. Miałam różne pomysły, ale wszystko wypracowywałam z mieszkańcami, bo jednak ja sama nie jestem w stanie wiele zdziałać. Ale wspólnymi siłami możemy bardzo dużo.
A czym tak naprawdę na co dzień zajmuje się sołtys?
To jest dość rozległe pytanie. Kiedyś to były na przykład podatki czy monitorowanie bezpańskich psów, ale obecnie sołtys ma bardzo dużo zadań, jeśli chce działać i jeśli czuje taką potrzebę. Mieszkańcy zgłaszają się różnymi problemami i sołtys pomaga im je rozwiązywać. Nie tylko estetyka i rozwój wsi są istotne, ale też współpraca bezpośrednio z mieszkańcami.
To z pewnością daje wiele satysfakcji.
Tak, jak ktoś mówi do mnie z radością, że się udało, że coś jest super i że fajnie wyszło. Jeśli mieszkańcy są zadowoleni, to mam motywację, by działać dalej. I to jest właśnie to, że gdy jedno wydarzenie się udało, to organizujemy kolejną uroczystość czy imprezę. Na przykład zawsze przy zamku w Karłowicach, w czerwcu, odbywa się Noc Świętojańska, a przy tym ognisko, muzyka, tańce i wszyscy obowiązkowo przychodzą przebrani.
Muszę jednak przyznać, że ta kadencja, która jest już moją piątą, była dosyć spokojna. Ale za to pozostałe upłynęły mi bardzo dynamiczne, dużo się działo, odbywały się różne uroczystości i spotkania. Na pewno teraz chcę wrócić do imprezy pt. ,,Znani i nieznani”. Z jednej strony znani jako mieszkańcy, sąsiedzi czy znajomi naszej wsi, ale z drugiej strony nieznani, bo mają jakieś ukryte talenty i zdolności, o których nie mówili. To są różne dziedziny: pisarstwo, malarstwo, rzeźbiarstwo, tworzenie rękodzieła i wiele innych. I właśnie taka impreza, która odbywała się u nas sprzed laty, miała sprawić, że ludzie poznają się lepiej. Najpierw odkrywaliśmy talenty wśród osób najbliższego grona, jako sołectwo, a potem to się przerodziło już w projekt polegający na odkrywaniu talentów ludzi z obszarów wiejskich. To była piękna inicjatywa, dlatego warto do niej wrócić.
I mieszkańcy Karłowic chętnie angażują się w tego typu imprezy?
Tak, ale wiadomo, że trzeba też uszanować to, jeśli ktoś nie może się angażować. Obecne czasy w porównaniu do tych sprzed 20. lat są zupełnie inne. Kiedyś panie przychodziły wcześniej na emeryturę, przez co miały więcej czasu i energii. Zawsze mówiłam, że dobrze, że są takie młode emerytki, które mają jeszcze dużo zapału do działania. Teraz my jesteśmy już wszyscy o 20 lat starsi, a młode osoby muszą dużo pracować, mają dużo obowiązków i dużo stresu, więc też od nich nie można aż tyle wymagać. Pęd życia jest widoczny, a nikt nie może zaniedbać ani swojej rodziny, ani siebie, ani pracy zawodowej kosztem działań społecznych.
Jednak mimo wszystko wieś wydaje się bardzo zjednoczona!
Prace społeczną są taką ucieczką od rzeczywistości, pozwalają zresetować swoje życie prywatne. Ludzie mówią mi, że w domu czas zawsze jest ten sam, a kiedy przebywają w środowisku społecznym, czują go zupełnie inaczej. Ogólnie mieszkańcy są bardzo pomocni i wspierający. W jedności siła, ponieważ tylko jako sołectwo też niewiele możemy zdziałać. Ale dzięki współpracy da się naprawdę dużo osiągnąć. Wyrażam ogromną wdzięczność Pani Wójt i pracownikom Urzędu Gminy Popielów za owocną współpracę. Bo ja zawsze powtarzam to, że my sami, będąc jedną karłowicką organizacją, nic nie zrobimy.
Z czego Pani, w ciągu tych 20. lat sołtysowania, jest najbardziej dumna, a co chciałaby Pani jeszcze zmienić?
Jestem bardzo dumna z tego, jak teraz wygląda Dom Kultury w Karłowicach, który jest pięknie wyremontowany. Jednak wracając pamięcią 20 lat wstecz, kiedy zaczęłam być sołtyską wraz z nową radą sołecką, to zastaliśmy go w fatalnym stanie. Okna były pozabijane gwoździami, a główne drzwi zabezpieczone grubymi deskami, żeby w ogóle nie wypadły. Przyjechał sanepid i powiedział, że musi zamknąć to miejsce, bo nie spełnia ono żadnych wymagań sanitarnych. Myśmy wyprosili, aby się zgodził na to, że przez pół roku nic nie będziemy tam robić, ale potem wykonamy przynajmniej minimalny remont. I faktycznie, udało się. Przystał na naszą propozycję. A teraz jak patrzę na to, co jest i jak jest, to aż serce się raduje. Z kolei jeśli chodzi o potrzebne zmiany, to u nas przede wszystkim jest ,,czarna dziura” w drogach powiatowych i brak chodników. Liczymy więc, że dzięki przychylności samorządów nasz problem wkrótce się rozwiąże.
A jakie Pani sołtys spotyka trudności w pełni tej funkcji?
Kiedy zostałam sołtyską, chciałam mieć lepszy kontakt z mieszkańcami, a zwłaszcza z tymi, którzy nie byli do mnie przekonani. Pamiętam sytuację, kiedy spotkałam jednego z mieszkańców na ulicy, a on szczerze przyznał mi, że na początku na mnie nie głosował. Zapytałam dlaczego i odpowiedział, że sądził, iż z racji tego, że prowadziłam swój sklep i byłam biznesmenką, to będę się bardziej zajmowała swoimi sprawami, a nie wsi. Ale potem dodał, że za drugim i trzecim razem już oddał na mnie swój głos. Udało mi się zjednać mieszkańców, lecz chodziłam też na szkolenia z psychologii, żeby wiedzieć, jak dotrzeć do ludzi, by ich nie ranić, nie być natrętną. Potrzebowałam tego szkolenia, aby pełnić dobrze swoją funkcję, bo wcześniej czułam się amatorska w tej dziedzinie. Nie mogłam wymagać od innych, zanim nie zaczęłam wymagać od siebie.
Jestem też zawsze bardzo wdzięczna, gdy ktoś mnie ukierunkuje bądź zwróci mi na coś uwagę. Lubię rozmawiać z mieszkańcami, bo wtedy wyciągam konstruktywne wnioski z tych rozmów. Nie to, że ja jestem najważniejsza i trzeba robić tak, jak ja chcę. Nie. Moje zdanie jest tylko statyczne. Ja się pod nim podpisuję, ale zanim to zrobię i podejmę ostateczną decyzję, muszę przedyskutować i przemyśleć wszystko z innymi.
A jeśli znajdzie się czas, aby odpocząć od pracy i sołeckich spraw, co wtedy lubi Pani robić?
Ogólnie to bardzo lubię podróżować. Zwiedziłam 21 krajów. Nie są to jakieś długie wycieczki, ale chociaż dwa razy w ciągu roku wyjeżdżam, żeby się zresetować. A przez to też się inspiruję, podglądam, co jest ciekawego w innych krajach czy miastach i co z tego mogłoby powstać w Karłowicach. Kiedy byłam na wycieczce w Austrii, to właśnie tam zrodził mi się pomysł na skwer i plac zabaw, który teraz znajduje się przy ulicy Polnej.
Ma Pani jakiś ulubiony kraj?
Tak naprawdę wszystkie są ulubione, ale ostatnio jestem zauroczona naszymi polskimi miastami: Lublinem i Zamościem. Podoba mi się też Chorwacja, podoba Szwecja, ale i tak najpiękniejsza jest Polska. Przez całe życie towarzyszą mi słowa Agnieszki Osieckiej, która powiedziała, że Polska jest piekłem i rajem, ale jest moim krajem.
Czego więc mogłabym Pani życzyć?
Myślę, że zdrowia, które jest dla mnie najważniejsze, siły i wytrwałości. Żeby nam się nie gorzej żyło, już nie mówię, że lepiej, ale byle by nie gorzej. Dodam, że gdy byłam młodsza, to zawsze myślałam, że kiedyś będzie mi lepiej albo że dopiero później będzie super. A teraz, kiedy już nadeszło to ,,później”, mówię sobie: Ale było fajnie! Obecnie jestem na takim etapie życia, że nie myślę o tym, co będzie. Myślę o tu i teraz.
Dziękuję za rozmowę.
fot. archiwum prywatne