Nieoczekiwanie na FB znowu pojawił się temat dotyczący lapidariów (oczywiście, chodzi o lapidaria funkcjonujące na zbójeckich prawach, albo prawach podobnych). Przypomniałem sobie, jak przed kilkunastu laty broniłem namysłowskiego Jana Nepomucena, aby nie trafił do pewnego lapidarium prywatnego. Bardzo szybko okazało się, że to już nie tylko o Nepomucena spór się toczy, ale w ogóle o istnienie wspomnianego lapidarium. Rzecz cała zakończyła się częściowym sukcesem – Jasia N. nam nie wywieźli.
Jestem zdecydowanym wrogiem prywatnych lapidariów, bowiem nie pozostają one bez negatywnych wpływów na tzw. sakralne zabytki kultury ludowej. Liczba istniejących przydrożnych kapliczek i krzyży nieustannie maleje. Przeraża mnie myśl, że za lat kilkanaście takie kapliczki będziemy oglądać tylko w muzeach etnograficznych. Jak zachować dla przyszłych pokoleń oryginalny kształt i unikalne piękno sakralnych małych form?
Wznoszone były od bardzo dawna, niekiedy powstawały w środku wsi (jeśli do kościoła było daleko), czasami na skrzyżowaniu dróg, na granicy posiadłości, a nawet w środku lasu (na przykład w miejscu stoczonej bitwy). Czasami je spotykamy jeszcze w pobliżu domów, przy wiejskich kościółkach, w murach kościelnych, na cmentarzach, przy drogach i mostach, na rozdrożach, przy niebezpiecznych zakrętach, w miejscach zabójstw, w miejscach prywatnych objawień Maryjnych. Toż kapliczki często wyznaczały granice poszczególnych wsi. Stoją zatem w ciszy na skraju pól porośniętych zbożem i strzegą mieszkańców okolicznych domostw.
Popularne były niegdyś figury Chrystusa Frasobliwego i różnych świętych. Często nad rzekami jeszcze dzisiaj można spotkać figurę św. Jana Nepomucena, który miał chronić przed powodzią, podobnie jak święty Florian chronił przed pożarami – i tutaj biorą początek moje niniejsze refleksje. Większość kapliczek niestety niszczeje – są zaniedbane, zniszczone od wiatru i deszczu, pochylone i opustoszałe po wykradzionych świątkach… Okradanie kapliczek jest jednym z najbardziej przygnębiających świadectw płycizny duchowej naszych czasów.
Pamiętacie „Salonowego Swiątka” Kazimierza Grześkowiaka? Przytaczam poniżej istotne fragmenty owego utworu: Ten pan zgłupioł chyba z wszyćkim – Łaps! – i wyjon mnie z kapliczki, A na koniec tej sromoty Gdzieś do miasta wywiózł potem. Rzekła tego pana żona: Swiątka damy do salona. A tam u nas jesień cicha, kwiat umiera, pieśń usycha. (…) Świątkowałem rok już któryś, Byle do emerytury. Teraz gości brzmią zachwyty, Jaki ze mnie jest prymityw – Ogłaszają wszystkie stany: Ten to grubo jest ciosany! A tam u nas jesień cicha Kwiat umiera, pieśń usycha. (…) Smętne, bolesne… i wzruszające.
A przecież zda się, że tak niedawno przy kapliczkach znajdujących się na granicy wsi żegnano wyruszających w świat za chlebem i zmarłych przed odwiezieniem trumny na cmentarz. Jeszcze dzisiaj w kapliczkach domkowych odprawia się nabożeństwa majowe i czerwcowe. Owszem, w dzisiejszych czasach również powstają nowe kapliczki. Niestety, nie wyrównują one strat, jakie ponosimy wskutek zaplanowanych kradzieży, czy wandalizmu. Przez wiele lat otaczane kultem i miłością ludowe świątki i figury Matki Boskiej, teraz są wyrywane z kapliczek, zaś postacie Chrystusa są odrywane od zabytkowych krzyży – bo dla złodziei nie ma żadnych świętości. Poznikały kapliczki, przepadły gdzieś świątki – zubożał mój świat i pokrył się grubą warstwą smętku. Może za mało w nim było Grześkowiaków? Wiele światła w tej mierze przyniosły mi zdjęcia br. Lesława Jana Urbanka poety ze Skomielnej Czarnej. Urokliwy i barwny w każdym tego słowa znaczeniu świat ludowych kapliczek i krzyży, choć bardzo zubożony, istnieje nadal – jest jeszcze o co walczyć i co chronić.
Kazimierz Jakubowski
„No pięknie! Dzięki wielkie. Super, że próbuje Pan, na miarę swych możliwości, Panie Kazimierzu, ocalić to od zapomnienia. Życzę wszystkiego naj…, a papierowe wersje moich zmagań fotograficznych, tudzież „bezkrwawych łowów" już spakowałem i w najbliższych dniach Panu wyślę. Niech idą do ludzi :).” Lesław Urbanek