W poprzedniej „Beczce” obiecałem, że wrócę do sprawy Parku Prus, położonego w dzielnicy Wilmersdorf, zwracając uwagę na kontekst niemiecko-polsko-białoruski. Zanim jednak przejdę do tego tematu, pozwolę sobie przypomnieć czyjąś cenną myśl. Brzmi ona tak: „Fakty są jak kamyki na brzegu morza. Można z nich ułożyć każdą mozaikę.” Wydaje mi się, że powiedział to Wańkowicz, ale nie mam pewności. Sens przytoczonej myśli jest taki, że z samych najprawdziwszych faktów można zbudować dowolne kłamstwo, odpowiednio te fakty dobierając.
Sztuka manipulacji
Budowanie sobie obrazu na podstawie najprawdziwszych faktów, podanych przez media, jest ryzykowne, bo fakty mogą być odpowiednio dobrane. Jeśli np. mamy zarejestrowanych w Polsce 2,2 mln bezrobotnych a wśród nich jest 2,1 mln takich, którzy chcą pracować i 0,1 mln (czyli 100 tys.) takich, którzy tylko udają bezrobotnych, to dziennikarz może w kółko wybierać kogoś z tych 100 tys. obiboków i opisywać. Gdyby w codziennej gazecie każdego dnia opisał dziesięciu nowych obiboków, to po roku uszczknąłby z tych 100 tys. zaledwie 3 proc. a czytelnik nabrałby wrażenia, że wszyscy bezrobotni to obiboki. Każdy opisany przez dziennikarza przypadek byłby oczywiście absolutnie prawdziwy, ale w całości wyszłoby wielkie kłamstwo. Podobnie jest z pisaniem o zagranicy. Dobierając odpowiednio najprawdziwsze fakty można zbudować całkowicie fałszywy obraz.
Wśród przegrzebujących kosze na śmieci jest coraz więcej berlińskich emerytów
W poprzedniej „Beczce” przytaczaliśmy za „Deutsche Welle” informację berlińskiego Caritasu, którego przedstawicielka – Renate Stark, informowała, że obserwuje się, iż wśród przegrzebujących kosze na śmieci jest coraz więcej berlińskich emerytów, którym emerytura nie wystarcza na życie. Po opłaceniu kosztów mieszkaniowych nie za bardzo stać ich jeszcze na kupowanie jedzenia. Dorabiają więc wygrzebywaniem z koszy na śmieci opakowań, za które mogą dostać kaucję. Pracownicy berlińskiego Caritasu martwią się, że biednych emerytów przybywa i wkrótce może zabraknąć dla nich śmieci do przegrzebania.
Nie odczułem zainteresowania polskich mediów wspomnianą informacją „Deutsche Welle” ani żadną inną tego typu. U nas obowiązuje pogląd, że niemiecki emeryt jest zamożny i stać go na opiekunkę z Polski. Oczywiście wciąż jest w Niemczech wielu zamożnych emerytów, których stać na opiekunkę z Polski, ale są też biedni, których grzebanie w śmieciach ratuje przed niedojadaniem, i w dodatku tych biednych przybywa a tych zamożnych ubywa. Tego nasze media jakoś nie chcą zauważyć.
Bywając od lat z pewną systematycznością w Niemczech nie polegam na wrażeniach zza szyby samochodu, z centrów miast czy galerii handlowych. Dużo jeżdżę rowerem po peryferyjnych dzielnicach miast, po wioskach, daleko od głównych dróg. Niemieckie ścieżki rowerowe są wspaniałe. To rzecz bezdyskusyjna. Odnoszę jednak wrażenie, że z upływem lat ich jakość pogarsza się. Nawet w najlepszej ścieżce robią się czasem dziury. Kiedyś znikały prawie natychmiast. Teraz zdarza się, że dziurę, która pojawiła się w jednym roku, spotykam jeszcze w następnym roku. Dużo rzadziej są też chyba koszone pobocza. Bywa że przerośnięte trawy, kładąc się na ścieżkę, zasłaniają ją już prawie w całości. Wszystko to jednak tylko wrażenia, które mogą mylić.
W parku Prus
Gdy po „gorączce sylwestrowej nocy” udaliśmy się do Parku Prus, by poćwiczyć tam trochę na siłowni dla emerytów (Senioren-Aktivplatz), to u wejścia do parku przywitała nas tablica, której zdjęcie zamieszczone jest u dołu.
I ta tablica nie była tylko moim wrażeniem. Napis na niej głosi: „Do wszystkich Odwiedzających Park Prus: Dotychczas usuwanie śmieci z parku powodowało roczne koszty w wysokości 20 000 euro. Urzędu Dzielnicy nie stać już na pokrywanie takich kosztów, więc prosimy Odwiedzających, by w przyszłości nie zostawiali śmieci w parku, lecz zabierali je ze sobą. Urząd Dzielnicy Charlottenburg-Wilmersdorf w Berlinie”. Nie chodzi oczywiście tylko o tę jedną tablicę. Urząd ma pod opieką kilka takich parków i wiele innych podobnych terenów.
Park Prusów powstał w 1905 roku. Jest niewielki. Ma zaledwie 5,5 hektara, z czego trzecią część zajmuje kolisty trawnik otoczony alejką. Na tym trawniku można sobie posiedzieć w ciepłą porę roku, mogą pobiegać po nim dzieci, dla których urządzono też obok plac zabaw. Siłownia dla emerytów jest w zadrzewionej części parku. Na granicy trawnika i części zadrzewionej na dwumetrowym cokole stoi pięciometrowa Borussia, czyli personifikacja Prus (zdjęcie poniżej).
Borussia to łacińska nazwa Prus. Borussia ma hełm na głowie, w ręce trzyma miecz a na jej odsłoniętej lewej łydce widać zbroję. Ta rzeźba to tylko kopia marmurowego oryginału, który w 1885 wykonał Reinhold Begas.
Jak rozumieć umieszczoną na parkowej tablicy urzędową informację? Władze samorządowe w grzecznej formie informują mieszkańców dzielnicy, że pieniądze się skończyły i teraz mają do wyboru: Albo będą sami dbać o czystość dzielnicowego parku, albo będą mieć chlew a nie park. Mnie ta tablica ucieszyła, bo pokazuje ona, że Niemcy są mądrzy, a przynajmniej mądrzejsi od nas Polaków. Oni szybciej zrozumieli powagę chwili.
A w Polsce?
Uważni czytelnicy „Beczki” znają moje poglądy. Zawsze irytowały mnie takie sytuacje, jak np. z niewielkim parkiem, ciągnącym się wzdłuż Ozimskiej w Opolu w okolicy nowego Tesco. Jest tego parku co kot napłakał, a za to domków przy nim sporo. Ich mieszkańcy, za pośrednictwem opolskiej gazety, alarmują władze miasta, że w parczku leżą śmieci i niech się służby miejskie wezmą do roboty. Popaprani dziennikarze oczywiście takie alarmy drukują.
Tymczasem władze Opola, wzorem Berlina, powinny w parczku postawić tablicę: „Sprzątajcie sami, albo będziecie mieć koło domu chlew”.
Porównuję nasze obyczaje z białoruskimi i muszę przyznać, że gdy chodzi o porządek, to Białorusini są w stosunku do nas daleko do przodu. Oni są do przodu nawet w stosunku do Niemców. Podany przeze mnie przykład Parku Prusów pokazuje jednak, że Niemcy, pod względem utrzymania porządku w otoczeniu, zaczynają postępować jak Białorusini. To stwarza nadzieje dla nas Polaków. Naśladować Białorusinów absolutnie nam przecież nie wypada, ale naśladować Niemców to już możemy. Niech więc Niemcy naśladują Białorusinów, a my wtedy podążymy w ślad za Niemcami.
Na Białorusi oczywistością jest, że mieszkańcy mają ogromny udział w sprzątaniu swych miejscowości, w drobnych naprawach placów zabaw, boisk etc. Na te cele służą zwykle soboty. Nie jest to taki znów problem, by w ciągu roku w kilka sobót poświęcić po kilka godzin na porządkowanie otoczenia. Ileż ja się w naszych mediach naczytałem kpin i szyderstw z tych białoruskich „subotników”. Ale Białorusini się nie przejmują i dalej sami porządkują parki, zieleńce i miejskie podwórka.
Ostatnio wpadł mi w ręce materiał Polskiej Agencji Prasowej, omawiający sondaż prowadzony niedawno w Polsce przez firmę BIOSTAT. Wśród wielu innych rzeczy, które sondowano, było też badanie gotowości ludzi do brania udziału w porządkowaniu okolicy miejsca zamieszkania, czyli takim sprzątaniu parków, trawników, podwórek, chodników etc. Z badania wyszło, że 66 proc. Polaków chciałoby brać udział w takich porządkach. Bardzo się zdziwiłem. Okazuje się, że nasze społeczeństwo wciąż jest w duchu zdrowe. Dlaczego więc w tylu miejscach mamy chlew?
Podejrzewam, że jedną z wielu przyczyn jest fakt, iż te 66 proc. boi się ujawniać ze swą chęcią sprzątania. Boją się, że gdy zaczną coś robić, a tym bardziej organizować, to pseudo-społecznicy, wyspecjalizowani w musztrowaniu mitycznych „służb” miejskich czy gminnych, z poparciem popapranych dziennikarzy, będą ich wyśmiewać jako sieroty po komunie itp. I to jest chyba nasza wielka przegrana.
Tekst i zdjęcia:
Piotr Badura e-mail: beczka@ceti.com.pl
Przedruk dzięki uprzejmości redakcji „Beczki” z nr 2 (275)