Fundacja Jednorogów Dom znalazła się w poważnych tarapatach, tak poważnych, w jakich dotychczas jeszcze nie była. Wisi nad nimi widmo zwolnień terapeutów, a to przełoży się na tych, którzy sobie bez Fundacji Dom nie poradzą w życiu, czyli na niepełnosprawnych.

Nie pierwszy raz sytuacja pandemiczna uderza w najsłabszych.

– Oczywiście, że bywały w przeszłości różne problemy finansowe, ale jeszcze nigdy nie zastanawialiśmy się nad zwalnianiem pracowników – mówi Małgorzata Jagieluk, nowa pani prezes, która zastąpiła Teresę Jednoróg (założycielkę, razem z mężem Kazimierzem, Fundacji Dom-red.).

– I jeśli nic się nie zmieni, to groźba zwolnień jest realna i trzeba to będzie zrobić szybko – podkreśla prezes Jagieluk.

Największym problemem są tzw. nadwykonania, czyli usługi i zabiegi medyczne wykonane ponad zawarty kontrakt z NFZ, za które dotychczas fundusz im nie zapłacił. A po lockdownie tych nadwykonań było sporo, terapeuci przepracowali w tym roku dodatkowych 5,5 tysiąca godzin więcej…

Obecnie fundacja pracuje normalnie, licząc na to, że w ciągu najbliższych dwóch tygodni coś się rozstrzygnie. Dotychczas Fundacja Dom za nadwykonania otrzymywała pieniądze w odstępach trzymiesięcznych.

– I to właśnie pieniądze za nadwykonania pozwalały nam łatać dziury budżetowe – przyznaje prezes Jagieluk. – Pracowaliśmy więcej, po to, żeby móc więcej dzieci przyjąć, a za te pieniądze, które w ramach kontraktu proponuje nam NFZ, to gdzieś w maju moglibyśmy przestać przyjmować dzieci. Do tej pory mieliśmy rezerwy fundacji, z której dokładaliśmy do bieżącej działalności, ale teraz już mamy pustkę…

Pani prezes podkreśla, że będą szukać tych pieniędzy za wszelką cenę, bo gra  toczy się o niepełnosprawne dzieci. Jeśli oni im nie pomogą, to tej pomocy nigdzie indziej nie znajdą.

Kazimierz Jednoróg, założyciel Fundacji Dom, a po ustąpieniu z zarządu obecnie w jej radzie, nie ukrywa, że obecna sytuacja ich przerasta, bo też aż tylu przedsiębiorców nie zmagało się z konsekwencjami pandemii, a to przedsiębiorcy wspomagali dotychczas fundację.

– Na dodatek tutaj mamy do czynienia z rodzicami dzieci niepełnosprawnych, więc oni nie pójdą prywatnie, bo nie mają na to pieniędzy – tłumaczy Kazimierz Jednoróg, założyciel Fundacji Dom. – W związku z czym przychodzą do nas. A u nas zrobiły się gigantyczne kolejki oczekujących…

Druga sprawa, o której mówi Kazimierz Jednoróg, to powódź.

– Niby nie jej nie było, ale na Zaodrzu mieliśmy zalane pomieszczenia rehabilitacyjne i windę, a tym samym trzeba było windę unieruchomić – tłumaczy. – To kolejny wydatek. Do tego utrzymanie reżimu sanitarnego to kosztowna sprawa, więc powstają luki finansowe.

Kazimierz Jednoróg podkreśla, że obecny zarząd robi, co tylko możliwe.

– Ja też nie rozwiązałbym tej sytuacji finansowej – dodaje. – Mam nadzieję, że ktoś naszym podopiecznym w końcu pomoże i może NFZ zapłaci za te nadwykonania.

Państwu Jednorogom zawsze, od 30 lat istnienia fundacji,  towarzyszyła idea, żeby potrzebującemu pomóc.

– Przecież po to powstała Fundacja, żeby pomagać rodzinom niepełnosprawnych, dlatego towarzyszy nam nadzieja, że znajdą się ludzie, którzy nam pomogą – podkreśla Kazimierz Jednoróg.  Jednocześnie mam świadomość, że jest dużo osób, których koronawirus też mocno doświadczył i już ci przedsiębiorcy, którzy nam pomagali, nie żyją na wcześniejszym poziomie.

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarstwo, moja miłość, tak było od zawsze. Próbowałam się ze dwa razy rozstać z tym zawodem, ale jakoś bezskutecznie. Przez wiele lat byłam dziennikarzem NTO. Mam na swoim koncie książkę „Historie z palca niewyssane” – zbiór moich reportaży (wydrukowanie ich zaproponował mi właściciel wydawnictwa Scriptorium). Zdobyłam dwie (ważne dla mnie) ogólnopolskie nagrody dziennikarskie – pierwsze miejsce za reportaż o ludziach z ulicy. Druga nagroda to też pierwsze miejsce (na 24 gazety Mediów Regionalnych) – za reportaż i cykl artykułów poświęconych jednemu tematowi. Moje teksty wielokrotnie przedrukowywała Angora, a opublikowałam setki artykułów, w tym wiele reportaży. Właśnie reportaż jest moją największą pasją. Moim mężem jest też dziennikarz (podobno nikt inny nie wytrzymałby z dziennikarką). Nasze dzieci (jak na razie) poszły własną drogą, a jeśli już piszą, to wyłącznie dla zabawy. Napisałam doktorat o ludziach od pokoleń żyjących w skrajnej biedzie, mam nadzieję, że niedługo się obronię.