Z Romanem Kolkiem, lekarzem i wicemarszałkiem województwa opolskiego, odpowiedzialnym za opiekę zdrowotną rozmawia Jolanta Jasińska-Mrukot

– Wczoraj ukazało się nowe rozporządzenie ministra zdrowia w sprawie m.in. izolatoriów.

– Według tego nowego rozporządzenie, w izolatoriach, gdzie dotychczas w pokoju mogła przebywać tylko jedna osoba, teraz będą mogły być dwie. Takie zamknięcie w czterech ścianach niesie ze sobą duże niebezpieczeństwo, bo taka osoba sama sobie w niczym nie pomoże. Teraz, jeżeli wynik testu jest dodatni, a stan zdrowia pacjenta nie wymaga ciągłego nadzoru w warunkach szpitalnych, to będzie on umieszczany w takich dwuosobowych salach. I to jest dobre rozwiązanie. Na dodatek lekarze rodzinni mogą bezpośrednio kierować do takiego izolatorium. Rozporządzenie wprowadza też uproszczenie co do wydawania zwolnień pacjentom. Jeśli ktoś ma wynik dodatni, jest w systemie, to już nie wymaga druku L-4, a jego nieobecność będzie usprawiedliwiona na równi z tym drukiem.

– Ale z kolejkami do testowania nic się nie zmieniło, nadal tłoczą się w nich ludzie.

– To NFZ określa miejsca, gdzie są punkty drive thru, w których są pobierane wymazy. One są czynne w różnych godzinach, a kolejki wynikają z tego, że jest olbrzymia liczba skierowań od lekarzy rodzinnych. W mojej cenie bardzo zasadnych, gdyż trafne diagnozy stawiane przez lekarzy rodzinnych są potwierdzonych dodatnimi wynikami. Nie ma więc tutaj mowy o nadużyciach. Jeżeli nie można wykonać od razu badania, to wyznacza się termin wykonania wymazu, bo on nie może być długo przetrzymywany, gdyż wtedy wynik badania będzie niewiarygodny. Tak przynajmniej jest w Kędzierzynie-Koźlu, gdzie wydłużono też godziny pracy.

– Czy ten długi czas oczekiwania nie stwarza zagrożenia dla zarażonych koronawirusem?

– W niektórych przychodniach w Opolu czas oczekiwania na teleporadę jest kilkudniowy. Niekiedy więc ludzie po tygodniu dowiadują się, że mają wynik dodatni. W tym czasie przebywają oczywiście w izolacji, a na leczenie nie ma to żadnego wpływu. Nie ma, bo nie ma lekarstwa na tę chorobę. To jest kwestia odporności, objawowego leczenia i redukcji gorączki. I tyle. Z punktu widzenia walki z epidemią konieczne są ograniczania, izolacja i świadomość, że nie można wychodzić z domu.

– Powiedział pan, że nie ma lekarstwa, a co z osoczem ozdrowieńców, o którym się mówi, że leczy?

– Jeżeli ktoś ma wynik dodatni, ma gorączkę, ale przebywa w domu, to nigdy nie będzie wskazaniem do zastosowania osocza. Osocze jest stosowane, kiedy przebieg COVID-19 jest bardzo ostry.

– Czy wojewoda, jako przedstawiciel rządu w terenie, współpracuje z samorządem województwa przy zwalczaniu epidemii?

– My teraz, jako samorząd województwa, prowadzimy rozmowy z panem wojewodą na temat wsparcia finansowego, a jednym z tych punktów jest zwiększenie dostępności do badań. Wojewoda sam uruchomił takie zespoły wymazowe, które docierają do ludzi, bo część pacjentów z powodu dolegliwości nie powinna opuszczać domów. Nie tylko ze względu na własne zdrowie, ale też na narażanie innych. Te zespoły wymazowe mają więc bardzo głęboki sens.

– Czy nie można, wzorem innych państw, uruchomić mobilnych punktów do wymazu, które krążyłoby po mieście?

– To nie jest kwestia pieniędzy na ambulans, czy jakiś taki samochód, który by jeździł po mieście i brał wymaz. To jest kwestia ludzi, zespołów ludzkich, które mogłyby te wymazy pobierać, a następnie kierować do badania. A dostępność do punktów drive thru jest bardzo różna, są takie, gdzie nie ma kolejek. Wymaz powinien być zlecany, ale nie tego samego dnia, kiedy wystąpiły objawy, bo to może nie dać wyniku i uspokoić, że choroby nie ma, a ona może być. Teraz trzeba usprawnić system diagnozowania.

– Nowy sprzęt do testowania pojawił się w Szpitalu Wojewódzkim w Opolu.

– Szpital wojewódzki zaopatrzył się w zestawy do wykonywania badań taką szybszą metodą. Jedna z firm amerykańskich dostarczyła te urządzenia i jest możliwość wykonania badania w ciągu godziny. To jest bardzo dobre i pożądane, ale się okazuje, że firma nie jest w stanie dostarczyć takiej ilości testów, jak szpital potrzebuje. Nawet jeśli laboratoria byłyby w stanie wykonać większą liczbę badań, to ta firma nie jest w stanie im dostarczyć. Mają zestawy na dwa, trzy dni. Ostatnio, kiedy ta firmy opóźniała się z dostawą testów, to interweniowałem, pisałem do firmy z prośbą o jak najszybsze zorganizowanie dostawy. Wtedy to było tak, że USA miało wielki problem, więc testy zostawały u Amerykanów. W tej chwili testy już dotarły do Europy, ale jeszcze nie w takiej ilości, w jakiej byłyby potrzebne w naszym kraju.

– Kiedy, pana zdaniem, te kolejki mogą się rozładować?

– Rozładują się tylko wtedy, jak pójdzie za tym wydłużenie godzin dostępności wykonania wymazu. Z tym musi być jednak powiązana szybkość i jakość uzyskania wyniku. Bo co z tego, że w punkcie zostanie pobranych np. 150 wymazów, jeśli w laboratorium będzie możliwość wykonania 100 badań dziennie. Punkt nie może pobierać ich więcej, gdyż próbki będą wtedy leżały, czekając na swoją kolejkę, przez co staną się niewiarygodne. Z drugiej strony pacjent nie może czekać kilku dni na wykonanie badania, skoro ono jest ważne teraz. Są np.  pacjenci diagnozowani na szpitalnym oddziale przy użyciu testów antygenowych, które nie cieszą się całkowitą akceptacją. Według instrukcji, jeśli ktoś ma taki test, to dla wiarygodności wykonywany jest podwójnie, zanim pacjent zostanie wysłany do oddziału zakaźnego. Ale tam słyszy, że musi mieć inne badanie, tzn. molekularne, bo inaczej go nie przyjmą…

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarstwo, moja miłość, tak było od zawsze. Próbowałam się ze dwa razy rozstać z tym zawodem, ale jakoś bezskutecznie. Przez wiele lat byłam dziennikarzem NTO. Mam na swoim koncie książkę „Historie z palca niewyssane” – zbiór moich reportaży (wydrukowanie ich zaproponował mi właściciel wydawnictwa Scriptorium). Zdobyłam dwie (ważne dla mnie) ogólnopolskie nagrody dziennikarskie – pierwsze miejsce za reportaż o ludziach z ulicy. Druga nagroda to też pierwsze miejsce (na 24 gazety Mediów Regionalnych) – za reportaż i cykl artykułów poświęconych jednemu tematowi. Moje teksty wielokrotnie przedrukowywała Angora, a opublikowałam setki artykułów, w tym wiele reportaży. Właśnie reportaż jest moją największą pasją. Moim mężem jest też dziennikarz (podobno nikt inny nie wytrzymałby z dziennikarką). Nasze dzieci (jak na razie) poszły własną drogą, a jeśli już piszą, to wyłącznie dla zabawy. Napisałam doktorat o ludziach od pokoleń żyjących w skrajnej biedzie, mam nadzieję, że niedługo się obronię.