– Poczułem się jak w latach 80. ubiegłego stulecia. Smutne to, ale metody ZOMO powróciły w najgorszej postaci. Witajcie w PRL–bis – napisał na portalu społecznościowym Jerzy Golden Golczuk po strajku przedsiębiorców.

Polacy po raz drugi zbuntowali się i wyszli na ulice Warszawy. Ten dokument jest zapisem dramaryzmu manifestacji.Film nie jest odpowiedni dla widzów wrażliwych.Dokument zrealizowany telefonem komórkowym oraz zmontowany na darmowym programie do montażu. Polish people second time revolted and took to the streets of Warsaw. This film is a record of the drama of the manifestation.The production was carried out with a mobile phone and assembled on a free film editing program on the phone.

Opublikowany przez Piotra Owczarskiego Niedziela, 17 maja 2020

Nazywa się Piotr Gosztyła. Prowadzi w Opolu firmę  finansowo-ubezpieczeniową. Problemy w jego branży, w której ma osiemnastoletnie doświadczenie, narastały już przed pandemią. Teraz lawina urzędniczych decyzji uniemożliwiła mu praktycznie pracę. Oczywiście on sam może pracować zdalnie, ale znaczna większość jego klientów jest w tej chwili na skraju bankructwa i nie w głowie im korzystanie z jego usług.

Na facebooku skrzyknęło się kilka grup przedsiębiorców. Jednej przewodził kandydat w wyborach prezydenckich Paweł Tanajno. Nie wszyscy chcieli się z nim identyfikować z racji jego radykalnych poglądów, ale wspólny cel ich zjednoczył: strajk przedsiębiorców.

Spotkali się na pustym parkingu Centrum Handlowego Karolinka. Jak przyznaje Gosztyła od początku wiedzieli, że służby są świetnie zorientowane w ich działaniach.

Wśród osób, które wyraziły chęć uczestniczenia w strajku byli nie tylko przedsiębiorcy. Wśród nich byli także zakamuflowani funkcjonariusze policji. Wszystkie spotkania przedsiębiorców były inwigilowane przez policję – zarówno umundurowaną jak i tajną. Doszli zatem do wniosku, że swoją działalność muszą jakoś utajnić. Jednak mimo stworzenia grupy zamkniętej na whatsapie, policja była dobrze poinformowana o ich wszystkich działaniach.

Żeby się już ostatecznie umówić na wyjazd do Warszawy spotkali się u Gosztyły w biurze, które szybko przemieniło się w pracownię plastyczną. Tu przygotowywali plakaty, banery, wszystko co się dało i jak się dało, by móc w sposób jasny i oczywisty zademonstrować w Warszawie to, o co im chodzi.

To nie było nielegalne zgromadzenie, choć tak nazywała to policja. To był spacer podczas którego zachowywane były wszystkie prawem nakazane restrykcje: maseczki, odległości. Na spotkaniach przed wyjazdem mówili o tym wielokrotnie.

Wyłapywanie uczestników przez policję zaczęło się bardzo szybko, Części manifestujących nie udało się w ogóle dostać na Plac Zamkowy bo drogę zagrodziły kordony policyjne. Próbowano je przerwać ale bez powodzenia.

Najmniejszą grupę strajkujących, która była pod Kolumną Zygmunta, otoczono szczelnym kordonem i spacyfikowano.

Biorąc pod uwage fakt, że ma chory kręgosłup i tylko jedną nerkę Gosztyła nie zamierzał sie szarpać z policjantami. Tym bardziej, że widział, jak człowiekowi, który najprawdopodobniej miał zawał policja nie kwapiła sie pomóc, mimo iż tuż obok stała karetka pogotowia z ratownikami medycznymi gotowymi do działania.

Policja nie dała nikomu szansy. Choć wzywała demonstrantów do rozejścia się, to był to jedynie zabieg werbalny, ponieważ nie wypuszczała nikogo z kręgów, utworzonych ze splecionych  funkcjonariuszy. Te kręgi coraz bardziej się zaciskały i niemożliwe było zachowanie bezpiecznej odległości między demonstrantami, co później było pretekstem do wystawiania mandatów. Gdyby policja dała możliwość rozejścia się ludziom, zapewne nie doszłoby do sytuacji jakie miały miejsce. Nie byłoby pretekstu do użycia   gazu, pałek, kajdanek i wszelkiej  przemocy Wyraźnie chodziło o to, żeby wszystkich, którzy byli na Placu Zamkowym wyłapać, postraszyć i ukarać mandatem.

Wielu z nich przyjmowało mandaty dla świętego spokoju, tym bardziej, że proponowane przez policje kwoty były symboliczne – na przykład 50 złotych. Gosztyłę wywieźli do Piaseczna. Tam jego i osoby , które z nim przywieziono, przetrzymano do godziny 23, tak by nie mogli się dostać do Warszawy, gdzie mieli swoje środki komunikacji. Ale była przygotowana pomoc i zostali odwiezieni do Warszawy przez czekających na nich ludzi.

 

Piotr Gosztyła – protestowałem nie tylko dla siebie… (kulisy strajku przedsiębiorców)Piotr Gosztyła – protestowałem nie tylko dla siebie… (kulisy strajku przedsiębiorców)

Fot. uczestnicy protestu

 

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarz, publicysta, dokumentalista (radio, tv, prasa) znany z niekonwencjonalnych nakryć głowy i czerwonych butów. Interesuje się głównie historią, ale w związku z aktualną sytuacją społeczno-polityczną jest to głównie historia wycinanych drzew i betonowanych placów miejskich. Ma już 65 lat, ale jego ojciec dożył 102. Uważa więc, że niejedno jeszcze przed nim.