Nawet najlepszy żołnierz może dostać się do niewoli, jednak jego podstawowym obowiązkiem i prawem jest ucieczka.

Jeńcy wojenni  uciekali  z obozu w Lamsdorf…

Na to kolejne Łambinowickie Spotkanie Muzealne pojechałem również ze względów, można tak powiedzieć,  rodzinnych. Kiedy do mojego śródleśnego Kaniowa z dyrekcji Centralnego Muzeum Jeńców Wojennych w Łambinowicach –  Opolu nadeszło zaproszenie na kolejną imprezę z tego cyklu, podczas której kierownik oddziału naukowego placówki dr Piotr Stanek miał mówić o ucieczkach z obozów Lamsdorf, z miejsca postanowiłem w nim uczestniczyć. Z trzech powodów. Nie tak dawno z moim wnukiem Kajetanem na takim samym spotkaniu opowiadaliśmy o komandzie pracy jeńców brytyjskich i radzieckich w naszym Hirschfelde – Kaniowie. Tu też zdarzały się przypadki ucieczek, niestety nieudanych. A po drugie, i najważniejsze, zaproszenie obudziło we mnie wspomnienia z okupacyjnego dzieciństwa w rodzinnej Zabawie koło Tarnowa.

Wspomnienia te po ok. 75 latach są bardzo mgliste, ogólnikowe. Przecież wtedy nie mogłem nawet w najśmielszych snach przewidzieć, że kiedyś przyjdzie mi żyć, pracować na jakimś Śląsku Opolskim, bywać w łambinowickiej placówce, interesować się m. in. ucieczkami osadzonych tu jeńców, aby jako wiejski podrostek dopytywać mamy o jakieś szczegóły związane z przelotnymi pobytami w naszej stodole radzieckich uciekinierów. W każdym razie pamiętam, że podczas okupacji, trudno mi dzisiaj powiedzieć dokładnie w których latach, w naszej dużej, słomą krytej, wypełnionej sianem stodole zimą i latem nocowało kilku radzieckich żołnierzy uciekających z niemieckiej niewoli. Czy to byli uciekinierzy akurat z obozu w Lamsdorf, nie mogę dzisiaj stwierdzić z całą pewnością. Zresztą moja mama, która uciekinierów karmiła, zaopatrywała zimą w koce, dawała jakąś ciepłą odzież, z pewnością nie pytała, skąd uciekli. Pomagała, nie zważając na spore ryzyko dla niej i rodziny za udzielanie pomocy wrogom Hitlera. Ryzyko to było tym większe, że równocześnie w tym okresie przed gestapo ukrywał się jeden z moich starszych braci, który po wyjściu z więzienia nie zgłosił się do służby w baudinście. Mama robiła to pewnie również z tego powodu, że z I wojny światowej zachowała korzystne wspomnienie o stacjonujących  w Zabawie żołnierzach rosyjskich i nie przypuszczała nawet, jak barbarzyńsko zaraz po wyzwoleniu będą się zachowywać również w Zabawie żołnierze Armii Czerwonej.

Oparta na zachowanych dokumentach i relacjach opowieść doktora Piotra Stanka o ucieczkach jeńców z obozów w Lamsdorf (dzisiejszych Łambinowic) mogłaby stanowić podstawę do sensacyjnego scenariusza filmowego. Sensacyjnego, a zarazem ukazującego obraz funkcjonowania największego w Europie podczas II wojny światowej obozu, przez który przeszło ok. 300 000 jeńców wojennych prawie 50 narodowości. Założony w 1870 r., podczas wojny francusko-pruskiej  obóz był „zasiedlany”  przez jeńców także w I wojnie światowej. Po każdym etapie smutnej historii do dzisiaj zachowały się robiące wrażenie cmentarze z cementowymi krzyżami na tysiącach mogił. Praktyczni Prusacy, a potem Niemcy wykorzystywali teren i obiekty obozu również do innych celów – jako poligon wojskowy, okresowa siedziba swoich repatriantów. Dla pełni obrazu dodajmy, że zaraz po wojnie polskie władze w okrutnych warunkach przetrzymywały tu kilka tysięcy okolicznej ludności autochtonicznej.

Największą grupę w Lamsdorf stanowili jeńcy radzieccy. W założonym wiosną 1941 r. tzw. Russenlager przebywało 180 000 – 200 000 jeńców, a śmierć poniosło ok. 40 000, czyli była to największa śmiertelność spośród wszystkich grup narodowych. Pierwsza grupa licząca ok. 73 000 wziętych do niewoli żołnierzy Armii Czerwonej przybyła tu zimą 1940 r. Przetrzymywani oni byli w okrutnych warunkach, pod gołym niebem, w letnich mundurach, głodzeni, więc śmierć zbierała bogate żniwo. Już po zakończeniu wojny odkryto zbiorowe mogiły jeńców radzieckich. Również dr Stanek w swoim bardzo interesującym i udokumentowanym wystąpieniu potwierdził, że w stosunku do jeńców radzieckich również w Lamsdorf prowadzono politykę i praktykę eksterminacyjną, obowiązującą wobec Słowian i Żydów, nie liczono się z żadnymi konwencjami, haską czy genewską, jak to robiono w przypadku żołnierzy brytyjskich czy amerykańskich. Np. o ile wobec złapanych uciekinierów angielskich czy kanadyjskich kierownictwo obozu stosowało na ogół mniej czy bardziej dolegliwe kary regulaminowe, natomiast czerwonoarmistów rozstrzeliwano. Mimo to stosunkowo najwięcej prób ucieczek podejmowali jeńcy radzieccy, choć były one słabo przygotowane w przeciwieństwie do podejmowanych przez Anglików, Kanadyjczyków, Amerykanów czy Polaków.
Inna sprawa, że ucieczki  do Związku Radzieckiego, jak przyznał dr Stanek, są mało udokumentowane. Wiadomo np., że czerwonoarmiści stosunkowo najczęściej zgłaszali się do pracy poza obozem – w gospodarstwach rolnych, lasach, zakładach, bo tam mieli lepsze warunki, a poza tym stamtąd łatwiej było uciec. Być może, iż któryś z tych uciekinierów, którym pomagała moja mama, właśnie pracował wcześniej u jakiejś żony okolicznego bambra, który nie z własnej woli walczył w mundurze Wehrmachtu.

Podczas wspomnianego Łambinowickiego Spotkania Muzealnego mieliśmy okazję wysłuchać bardzo interesujących i udokumentowanych opowieści o kilku największych ucieczkach z obozów Lamsdorf i towarzyszącej im atmosferze przygotowań środowiska jenieckiego oraz zaostrzających i doskonalonych systemach ich zapobiegania ze strony nadzoru. Dr Stanek zastrzegł się, że trudno dzisiaj dokładnie policzyć ile tych ucieczek czy prób faktycznie było, ale szacunkowo ocenić, że z Lamsdorf próbowało uciekać od 7 000 do 10 000 jeńców , w tym ok. 3200  Brytyjczyków.
Trudno też powiedzieć, ilu uciekającym udało się dotrzeć do celu, ocenia się skuteczność tych ucieczek na 20 do 30 %. W najlepszej sytuacji pod tym względem byli polscy uciekinierzy, bo mieli najbliżej do ojczystego kraju, ale próbowali też inni. Z kolei np. żołnierze brytyjscy jeszcze w czasie służby byli szkolenia wypadek ucieczki z niewoli, a ponadto jak wszyscy Kanadyjczycy czy Amerykanie byli najlepiej traktowani przez niemiecki nadzór, otrzymywali paczki z Czerwonego Krzyża. W stosunku do nich stosowano wymogi konwencji haskiej i genewskiej, chociaż dużo zależało od postawy aktualnego komendanta obozu, czy był on zajadłym nazistą czy bardziej liberalnym człowiekiem.

Trudno tu w szczegółach przytoczyć frapujące opowieści Piotra Stanka o wielu ucieczkach grupowych i indywidualnych. Z konieczności muszę się ograniczyć do kilku moim zdaniem najbardziej interesujących.

Jeńcy wojenni  uciekali  z obozu w Lamsdorf…

3 września 1942 r. do Lamsdorf przybyła duża grupa komandosów kanadyjskich wraz z kilkoma amerykańskimi i brytyjskimi współtowarzyszami wziętymi do niewoli podczas kompletnpuie nieudanego desantu w porcie Dieppe (Normandia). Zajmowali tu oddzielny sektor, w sąsiedztwie lotników RAF. Z rozkazu Hitlera traktowano jak bandytów, więc krępowano ich sznurami na cały dzień, a potem na 18 godzin. Tłumaczono, że tak samo traktowano złapanych jeńców niemieckich, od których chciano wydobyć informacje o umocnieniach i obronie Wału Atlantyckiego. Od grudnia 1942 do 21 listopada 1943 komandosów zakuwano w kajdany. Wspólnie musieli sobie radzić przy włażeniu na trzypiętrowe łóżka, przy myciu się, a nawet w latrynie. Zresztą dość szybko pomysłowi komandosi znaleźli sposób na otwieranie kajdan przy pomocy kluczyka od puszek z mięsem, które przysyłał im Brytyjski Czerwony Krzyż. Pod koniec  stycznia 1943 r. powstał nawet komitet ucieczkowy z sierżantem Guy’em Murray’em, który miał kierować przygotowaniami do zbiorowej ucieczki przez wykopany tunel. Od każdego jeńca pobrano po dwie deski z pryczy do stemplowania tuneli. Pierwszy kilkudziesięciometrowy został odkryty po spadnięciu śniegu. Zaczęto więc kopać dwa następne wyposażone w oświetlenie i pompy do napowietrzania. Jeden z tych tuneli został wykryty przez niemiecka aparaturę nasłuchową. Drugim, o długości 30 metrów i 4 metry pod ziemią uciekło 40 komandosów. Niestety, tylko dwóm udało się dotrzeć do Szwecji, pozostali zostali wyłapani i odesłani do obozu, gdzie za karę na pewien czas zamknięto ich w areszcie, pozbawiono paczek żywnościowych i możliwości korespondowania z rodziną.

Często organizowano ucieczki na tzw. zmiennika. Oznaczało to, że uciekający ze stalagu zamieniał się nazwiskiem i papierami z innym jeńcem, który pozostawał w obozie. Oczywiście ta praktyka wymagała zaangażowania wielu chętnych osób i o różnych umiejętnościach osób.  Jak mówił dr Stanek, w Lamsdorf istniało całe podziemie ucieczkowe. Byli specjaliści od podrabiania pieczątek z gumy podeszwowej, od podrabiania dokumentów nawet z odpowiednimi zdjęciami.

Właśnie przy zastosowaniu metody „na zmiennika” uciekał pilot angielski ppłk. Douglas Bader, który podobnie jak inni piloci nie wychodził do pracy poza obozem.  Był on inwalidą z protezami obydwu nóg. Pod koniec lipca 1942 r. na numerze szeregowca dostał się do obozu roboczego w Gliwicach, skąd wraz z kolegami miał przejąć niemieckie samoloty z pobliskiego lotniska. Plan ucieczki się nie powiódł, bo wcześniej pan pułkownik złożył skargę na złe warunki w obozie, która potraktowano poważnie. Przybyła na miejsce komisja stwierdziła jednak, że autorem skargi nie  jest as angielskiego lotnictwa z protezami, ale sprawny żołnierz.  Oczywiście ucieczka została w ostatniej chwili udaremniona. Natomiast przy zastosowaniu powyższej metody udało się w sierpniu 1942 r.  uciec dwom angielskim lotnikom, którzy po pewnym czasie przy pomocy Armii Krajowej zostali wyekspediowani do Paryża.

Jak już wspomniałem na początku tej relacji, jechałem do Łambinowic z nadzieją, że dowiem się więcej o ucieczkach radzieckich  jeńców. Dr Stanek wyjaśnił mi jednak, że opierał się na dokumentach zachowanych i zgromadzonych w  Muzeum oraz na rozmaitych publikacjach i relacjach anglosaskich jeńców. W przypadku ucieczek jeńców radzieckich, choć proporcjonalnie było ich najwięcej, zdobycie szczegółowych i udokumentowanych relacji jest utrudnione, a często niemożliwe. Z prostej, choć nieludzkiej przyczyny, radzieccy uciekinierzy nie chwalili się swoimi ucieczkami. Już kodeks karny z 1936 r. określał, że żołnierzy Armii Czerwonej, którzy dostali się do niewoli, traktuje się jako  zdrajców. 7 listopada Józef Stalin w przemówieniu z okazji 24. Rocznicy rewolucji październikowej powiedział: „Nie ma radzieckich jeńców, są tylko zdrajcy”.  W 1945 r. postanowiono zbudować 100 obozów kontrolno-filtracyjnych dla jeńców radzieckich. Niewiele różniły się one od osławionych łagrów. B. jeńcy wojenni byli masowo skazywani na lata darmowej pracy. Prof. Davies szacuje, że represjami zostało objętych ok. 1,8 mln jeńców radzieckich. Ten haniebny proceder został przerwany dopiero po śmierci Stalina przez Nikitę Chruszczowa. Jeńcy zostali ostatecznie zrehabilitowani dopiero przez Borysa Jelcyna w 1999 r.

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Zawsze Pewnie, Zawsze Konkretnie