Dom Dziennego Pobytu „Magda Maria”, pierwszy tego typu w Opolu, obchodzi XXX-lecie istnienia. Powstał w listopadzie 1999 roku, dużo później powołano DDP na Malince i w Groszowicach. Przed pandemią działał od poniedziałku do piątku od 7.00 do 18.00.

– Wcześniej było tylko działające koło seniorów w ówczesnym Wojewódzkim Domu Kultury – mówi Ingeborga Bożek, szefowa „Magdy Marii”. – To Zygmund Skok z Pasieki i pani Krysia Kroszel z tej samej dzielnicy byli inicjatorami utworzenia domu dziennego pobytu.

Jubileusz. Czas płynie, a senior ma się coraz lepiej. Galeria

fot. Magda Maria/ archiwum

Upór tej dwójki „świeżych” emerytów sprawił, że w centrum miasta powstało takie miejsce spotkań seniorów. Tym samym wyprzedzili nieco swoje czasy. Trzeba podkreślić, że przez te 30 lat wiele dla ludzi w wieku senioralnym się zmieniło.

– Przed powstaniem tych domów to był temat mocno zaniedbany, oni byli, ale nie widziano ich problemów – podkreśla Ingeborga Bożek. – Stereotyp był taki, że senior niewiele potrzebuje, najlepiej, żeby zajął się wnukami, albo w cień usunął.

To społeczność Domu nadała mu imię, podkreślając pomoc, dzięki któremu mogła powstać ta placówka.

– „Magda Maria” od Magdaleny Kasprzyk, ówczesnej szefowej MOPR, której DDP podlegał, oraz Marii Przebindowskiej, pierwszej kierowniczki Domu – mówi Ingeborga Bożek.

Inga Bożek została szefową Magdy Marii w roku wejścia Polski do Unii Europejskiej, czyli w 2004. Wtedy po raz drugi seniorzy pojechali do Niemiec, do zaprzyjaźnionego Muelheim, pojechali też do Francji. Dla wielu seniorów to był unikatowy wyjazd, bo w czasach ich aktywności zawodowej PRL był odizolowany od zachodu.

Dom nabierał rozpędu, organizowano półwczasy, czyli „Wakacje bez pakowania”. – To senioralny okres letni, zjadali śniadanie były różne atrakcje do godzin popołudniowych – mówi Ingeborga Bożek.

Powstały grupy tematyczne – muzyczna, plastyczna i taneczna.

– Wiele osób na emeryturze odkrywa swoje pasje – tłumaczy szefowa Magdy Marii. – I robią to pod okiem instruktora, np. jak mieszać farby.

Przez wiele lat zajęcia taneczne prowadził Kazimierz Michlik, zmarły w listopadzie ub.r. w wieku 88 lat mistrz tańca towarzyskiego. – On sam po przejściu na emeryturę postanowił rozruszać seniorów – opowiada pani Ingeborga. – Tak powstały zajęcia taneczne, a wtedy, to była całkowita nowość „rehabilitacja poprzez taniec”.

A chór „Bagatela” z Magdy Marii zaczął prezentować się w całym kraju. – Zdobywają nagrody na Ogólnopolskich Przeglądach Amatorskiej Twórczości Artystycznej, organizowane przez Stowarzyszenie Seniorów Polskich – dodaje Ingeborga Bożek.

Śpiewają międzypokoleniowo, co oznacza, że trafią do babci i wnuka. – Wystarczy, że zaśpiewają „Jarzębinę czerwoną”, to wszystkich łapie za serce, niezależnie od wieku i wykształcenia – dodaje pani Ingeborga.

Natomiast w „Klubie Seniora” spotykają się po to, by wiele spraw przedyskutować. Seniorzy są inicjatorami tematyki spotkań i zapraszanych gości.

– Mamy też wolontariat, bo emeryt może być starszy i młodszy,  więc zdrowsi zanoszą obiady tym mniej sprawnym – dodaje szefowa Magdy Marii.

Działania samopomocowe i grupy wsparcia zapoczątkowała Krysia Kroszel. I była ich kontynuatorką niemal do końca.

Na XXX-lecie chcą odtworzyć historię, m.in. co było w otoczeniu ich Domu. Jubileusz uczczą wspomnieniem kilku miejsc w Opolu. Tam, gdzie mieści się ich siedziba, w czasach PRL były zakłady dziewiarskie zatrudniające kobiety.

Będą warsztaty międzypokoleniowe muzyczno-taneczne, takie od przedszkola do seniora, poprzez studentów i pokolenie średnie.  W centrum miasta zorganizują wystawę obrazów seniorów z „Marii Magdy”. – Także tych, których już z nami nie ma – podkreśla Ingeborga Bożek. Odchodzenie temat trudny, ale spotykają się z nim na co dzień. Krysia Kroszel, kiedy obchodzili jubileusz ćwierćwiecza Domu, to reprezentowała go jako najdłuższa „wychowanka”.

– Podobnie miało być na XXX-lecie, a stało się inaczej – mówi Ingeborga Bożek. – Ale takie jest życie.

 

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarstwo, moja miłość, tak było od zawsze. Próbowałam się ze dwa razy rozstać z tym zawodem, ale jakoś bezskutecznie. Przez wiele lat byłam dziennikarzem NTO. Mam na swoim koncie książkę „Historie z palca niewyssane” – zbiór moich reportaży (wydrukowanie ich zaproponował mi właściciel wydawnictwa Scriptorium). Zdobyłam dwie (ważne dla mnie) ogólnopolskie nagrody dziennikarskie – pierwsze miejsce za reportaż o ludziach z ulicy. Druga nagroda to też pierwsze miejsce (na 24 gazety Mediów Regionalnych) – za reportaż i cykl artykułów poświęconych jednemu tematowi. Moje teksty wielokrotnie przedrukowywała Angora, a opublikowałam setki artykułów, w tym wiele reportaży. Właśnie reportaż jest moją największą pasją. Moim mężem jest też dziennikarz (podobno nikt inny nie wytrzymałby z dziennikarką). Nasze dzieci (jak na razie) poszły własną drogą, a jeśli już piszą, to wyłącznie dla zabawy. Napisałam doktorat o ludziach od pokoleń żyjących w skrajnej biedzie, mam nadzieję, że niedługo się obronię.