Już w przyszłym tygodniu do powiatowych centrów zarządzania kryzysowego trafi jedenaście nowych Fordów Ranger. Samochody kupił zarząd województwa opolskiego. Bardzo pomogą w sytuacji wichur, powodzi i innych okolicznościach wymagających interwencji w trudnych warunkach pogodowych i terenowych.

W każdym powiecie służby kryzysowe będą miały taką terenówkę

Terenówki od marszałka dla Powiatowych Centrów Zarządzania Kryzysowego fot. UMWO

Terenówki Fordy Ranger model Wild Track z napędem na cztery koła kosztowały 4 mln zł, z czego prawie 3,5 mln zł to unijne dofinasowanie. Taką możliwość dał projekt: „Wsparcie służb zarządzania kryzysowego w województwie opolskim poprzez zakup środków transportu specjalistycznego z wyposażeniem do przeciwdziałania i usuwania skutków zagrożeń, w tym związanych z Covid-19”.

Dwa pojazdy trafią do Opola, a po jednym do powiatów: brzeskiego, głubczyckiego, kędzierzyńsko-kozielskiego, kluczborskiego, krapkowickiego, nyskiego, oleskiego, prudnickiego, strzeleckiego. Wszystkie są wyposażone w niezbędny, nowoczesny sprzęt.

Marszałek Andrzej Buła mówi, że plany zakupu takich samochodów zrodziły się podczas rozmowy ze starostą głubczyckim Piotrem Soczyńskim.

– Na południu Opolszczyzny często wylewają nasze rzeki – opowiada marszałek. – Zaczęliśmy więc rozmawiać o kompleksowym zakupie sprzętu, który jest niezbędny w niesieniu pomocy. Teraz dodatkowo mieliśmy do czynienia z Covid-19. Sytuacja pandemiczna sprawiła, że pojawiły się możliwości takich zakupów z unijnym dofinansowaniem.

W zakupie terenówek pomógł powiat kluczborski, który zdeklarował realizację całej procedury przetargowej.

– Obecnie często mamy do czynienia z wichurami, tutaj potrzebna jest szybka interwencja – tłumaczy Artur Nowak z zarządu powiatu kluczborskiego. – Aby uniknąć pojedynczych przetargów dla każdego powiatu, postanowiliśmy dokonać zakupu dla całego województwa.

Wszyscy starostowie podkreślają, że nowe terenówki bardzo im się przydadzą.

– Nasz powiat, wraz z prudnickim i głubczyckim ze względu na podgórskie położenie, szczególnie jest narażony na podtopienia – wyjaśnia Andrzej Kruczkiewicz, starosta nyski. – To jest nasza zmora, a takie auta są niezbędne do akcji ratunkowej.

– Do tej pory korzystaliśmy z pojazdów straży pożarnej, zawodowej czy ochotniczej – mówi Roland Fabianek, starosta oleski. – Samochód jest w stanie dojechać do każdego miejsca nawet w trudnym terenie. Cieszymy się, że mamy taki samochód, ale takim życzeniem jest, żeby był używany jak najrzadziej, bo to oznacza, że mijają nas kataklizmy.

Józef Gisman, wicestarosta kędzierzyńsko-kozielski podkreśla, że Kędzierzyn-Koźle jest jednym z nielicznych miast w Polce o wysokim zagrożeniu skażenia chemicznego.

– Ale mieliśmy też wichurę w Landzmierzu, powodzie – dodaje wicestarosta. – Do tej pory korzystaliśmy z aut służb ratunkowych, albo samochodów należących do zaprzyjaźnionych z nami firm. Ten samochód jest nie tylko przystosowany do ciężkiego terenu, ale i dobrze wyposażony. Dodatkowe oznakowanie pomoże nam w identyfikowaniu na terenach, gdzie prowadzone są działania. Wcześniej dochodziło do nieporozumień, kiedy jechaliśmy swoimi samochodami osobowymi.

Natomiast starosta brzeski, Jacek Monkiewicz, przyznaje, że dotychczasowy samochód w posiadaniu powiatowego centrum zarządzania kryzysowego, z uwagi na swój stan, musiał być zezłomowany.

Józef Swaczyna, starosta strzelecki, podkreśla, że do tej pory pracownicy PCZR jeździli prywatnymi samochodami.

– Przypominam sobie 2008 rok, kiedy przeszła nad naszym powiatem trąba powietrzna – wspomina starosta. – Wtedy szczególnie odczuwaliśmy braki sprzętowe.

– My podobnego samochodu w powiecie prudnickim nigdy nie mieliśmy – zauważa Radosław Roszkowski, starosta prudnicki. –  Tego Forda Rangera będzie można wykorzystywać w takcie akcji powodziowych, pożarów. Jest tutaj wyciągarka, agregat, będziemy go wykorzystywać w akcjach ratunkowych. To chwila przełomowa dla nas.

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarstwo, moja miłość, tak było od zawsze. Próbowałam się ze dwa razy rozstać z tym zawodem, ale jakoś bezskutecznie. Przez wiele lat byłam dziennikarzem NTO. Mam na swoim koncie książkę „Historie z palca niewyssane” – zbiór moich reportaży (wydrukowanie ich zaproponował mi właściciel wydawnictwa Scriptorium). Zdobyłam dwie (ważne dla mnie) ogólnopolskie nagrody dziennikarskie – pierwsze miejsce za reportaż o ludziach z ulicy. Druga nagroda to też pierwsze miejsce (na 24 gazety Mediów Regionalnych) – za reportaż i cykl artykułów poświęconych jednemu tematowi. Moje teksty wielokrotnie przedrukowywała Angora, a opublikowałam setki artykułów, w tym wiele reportaży. Właśnie reportaż jest moją największą pasją. Moim mężem jest też dziennikarz (podobno nikt inny nie wytrzymałby z dziennikarką). Nasze dzieci (jak na razie) poszły własną drogą, a jeśli już piszą, to wyłącznie dla zabawy. Napisałam doktorat o ludziach od pokoleń żyjących w skrajnej biedzie, mam nadzieję, że niedługo się obronię.