Koszenie trawników w miastach niszczy bioróżnorodność. Przyczynia się do podnoszenia temperatury i spadku liczebności owadów zapylających. Generuje też niemałe koszty, hałas i spaliny.  Jednak, pomimo trwających upałów i suszy, miejskie trawniki wciąż koszone są niemal do gołej ziemi.

– Trawniki w miastach zamieniane są w bezużyteczne klepiska – zauważa ekolog Grzegorz Ostromecki. – A przecież mogłyby stać się kwitnącymi łąkami, oazą bioróżnorodności i wizytówką miasta. Koszenie trawników powinno być przeprowadzane jak najrzadziej. Pozostawienie ich właśnie w formie łąki kwietnej to ogromna korzyść dla różnorodności biologicznej.

Jaką funkcję pełni łąka w mieście?

– Jest ważnym ogniwem jeśli chodzi o owady i bioróżnorodność – wyjaśnia ekolog. – W tej chwili np. zauważamy, że nie ma komarów. Wiele osób bardzo to cieszy, a biologów niepokoi. Brak komarów, które są bardzo ważnym ogniwem w przyrodzie, będzie odbijał się na innych gatunkach, które żywią się nimi. Zaczniemy mieć kłopot z brakiem ptaków i nietoperzy, co będzie niekorzystnie wpływało na bioróżnorodność.

Łąka pełni też funkcję bioretencyjną, zatrzymuje wodę, przeciwdziałając zarówno suszy, jak i podtopieniom.

– Mała retencja, mimo że bardzo ważna, została w ostatnich latach zaniedbana – przypomina Ostromecki. – Stąd zjawisko obecnie wyraźnie widoczne w miastach. Woda, która spada podczas nawalnych opadów nie jest nigdzie kumulowana, tylko błyskawicznie wyparowuje. Mamy problem z usychającym starodrzewiem i z młodymi drzewkami, których ile byśmy nie zasadzili, zawsze dzieje się tak, że lwia część z nich zamiera.

Co się dzieje z trawnikiem skoszonym podczas upałów i suszy albo ze ściętym żywopłotem?

– Zieleń nie ma szans, by odrodzić się przy wysokich temperaturach i niskiej wilgotności podłoża. Każdy zabieg cięcia jest wykonaniem otwartej rany na roślinie, bez względu na to czy będzie to źdźbło trawy, czy pęd żywopłotu. Przez ranę bardzo szybko odparowuje woda, co dopełnia dzieło zniszczenia.

Czy jest sens kosić trawniki latem?

– O tej porze roku powinno się zrezygnować z koszenia – odpowiada Grzegorz Ostromecki. – W miastach koszenie  trawników powinno odbywać się góra dwa razy do roku. Wyjątkiem mogą być jedynie miejsca, które muszą być wykoszone ze względu na widoczność, np. okolice ruchliwych skrzyżowań. Natomiast resztę trawników powinniśmy zostawić w spokoju i pozwolić wejść do miast bioróżnorodności, która jest nam po prostu potrzebna do życia.

– Zastanawiam się, jak długo jeszcze będziemy tkwili w tym absurdzie – dodaje ekolog. – Tyle mówi się o zmianach klimatu, o zaniku bioróżnorodności. Z wielu zakątków Polski docierają niepokojące wiadomości, że nagle nie słychać owadów tam, gdzie zwykle tętniło życie. A teraz nastała cisza. Zapylacze masowo wymierają, przede wszystkim przez utratę siedlisk i kwiatów, będących ich źródłem pożywienia. A tymczasem bezmyślnie kasujemy te ostatnie zielone enklawy, czyli trawniki, które są powierzchniami biologicznie czynnymi. Przyspieszamy w ten sposób katastrofę klimatyczną.

Fot. Anna Plewa

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze