– tak o dziecięcej grupie teatralnej z Luboszyc mówi prowadząca ją od 35 lat Ewa Sitarz, nauczycielka języka polskiego w luboszyckiej szkole podstawowej. Tworzą małą, artystyczną rodzinę, w której uczeń klasy szóstej musi zrozumieć i uszanować pierwszaka, a najmłodsi szybko się uczą, by dorównać umiejętnościami starszym kolegom. Razem tworzą piękne, nowatorskie przedstawienia teatralne, które zachwycają widzów z kraju i zza granicy.
– Dzięki nam w każdą sobotę i podczas ferii luboszycka szkoła tętni życiem. Dzieci przychodzą i tworzą autorskie spektakle. I to jest wspaniałe – mówi pani Ewa.

„Kochane dziecko z tego Gałganka”

Krótka historia długich lat działalności
Grupa teatralna Gałganek powstała 38 lat temu. 3 lata później opiekę nad nim przejęła Ewa Sitarz, która dzisiaj tworzy wyjątkowe spektakle z kolejnym już pokoleniem małych artystów. Na zajęcia przychodzą dzieci osób, które parę lat wcześniej same były „Gałgankami”.
– Rodzice, którzy też byli kiedyś w Gałganku, jeżdżą ze mną czasem na przeglądy. A później siedzą na widowni i płaczą, bo widząc swoje dzieci na scenie, przypominają sobie, jak oni przeżywali swoje występy. To jest coś wspaniałego – opowiada pani Ewa. – I nawet się księdza dorobiłam! – wykrzykuje ze śmiechem. – Bo przecież ksiądz Łukasz (Knieć – przyp.) był w nim od trzeciej klasy, po tym, jak przyszedł do mnie i zapytał „Cy mogę się zapisać do Gałganka?”. Tak to było… Po ponad trzydziestu latach pracy widzę, że z „Gałganów” wyrastają ludzie szczególni. Są charyzmatyczni, zaangażowani, widać ich na każdym kroku. To wszyscy ci rodzice, którzy aktywnie uczestniczą w życiu szkoły, udzielają się na festynach i tak dalej – opowiada. – Staramy się, żeby te dzieci wyrosły na odpowiedzialne i mądre osoby.
Do grupy może dołączyć każdy uczeń luboszyckiej podstawówki. Obecnie pani Ewa zajmuje się dwudziestką „Gałganków”, zdarzało się jednak, że grupa rozrastała się do 25 osób.
– Zazwyczaj spotykam się z zespołami, w których jest piątka albo szóstka dzieci. Też mogłabym pójść na łatwiznę i wybrać sobie najzdolniejszą grupę, ale dla mnie najcenniejsze jest to, że te dzieciaki w ogóle chcą coś robić. A kiedy po pół roku okazuje się, że któryś wyjątkowo „sztywny” „Gałganek” się otworzył, wyeliminował jąkanie stresowe, poprawił dykcję, poczuł się dowartościowany i szczęśliwy, to jak ja miałabym go wygonić? – opowiada pani Ewa.

Nauka przez zabawę
W każdą sobotę i w drugim tygodniu ferii zimowych małe „Gałgany” zbierają się o 9 rano na sali gimnastycznej luboszyckiej podstawówki. Zaczynają od śpiewania, pląsów, wspólnych zabaw. Po to, by stworzyć atmosferę sprzyjającą tworzeniu i taką, która pozwala im się otworzyć.
– Dzisiaj wśród dzieci jest taki problem, że one boją się rówieśników. Są zamknięte, bo obawiają się, że jeśli się wyzwolą i pozwolą sobie na jakieś szaleństwo, to zostaną wyśmiane. A w teatrze przecież właśnie o to chodzi, żeby umiejętnie, w sposób niepowierzchowny, przekazywać emocje – tłumaczy pani Ewa.
Po rozgrzewce, która pozwala dzieciom rozbudzić się i poczuć twórczą atmosferę, zaczyna się zabawa słowem – wierszami albo fragmentami przedstawień. Jeśli któryś z tekstów szczególnie się „Gałgankom” spodoba, pani Ewa zastanawia się, jaki scenariusz napisać na jego podstawie i jak wprowadzić do niego dramaturgię. Nie tworzą plagiatów, nie inspirują się treściami dostępnymi w Internecie. Często cały spektakl tworzą sami, starając się w nim przekazać coś, co jest najistotniejsze. Dla dzieci, dla dorosłych, dla świata. Nie zawsze jest to wyłącznie zabawa, choć pani Ewa stara się, by „Gałganki” uczyły, się bawiąc.
– Dzieci nigdy nie dostają tekstu do domu. Ani jednej linijki. One mają to grać, a nie wyklepać z pamięci, bo później trudno to wyprostować. Także nigdy nie ma żadnego zadania domowego. Czasem natomiast poproszę, żeby przynieść jakieś drobne rekwizyty, jak rolki po papierze toaletowym, z których robiliśmy ogromną skakankę. Samych tekstów uczymy się w trakcie zajęć, bawimy się nimi. Nie dzielimy też poszczególnych kwestii między siebie, całość jest w każdym. Dopiero później decydujemy, kto zagra poszczególne role. Dzięki temu te spektakle są takie szalone. Wszyscy są cały czas na scenie, dzięki czemu czują, że wszystko zależy od nich, od całej gałgankowej rodzinki – opowiada pani Ewa, której ulubionym etapem pracy jest wymyślanie tytułu. – Propozycji jest pełno, czasami robię nawet konkurs. Tytuły zawsze są u nas trochę tajemnicze, zaciekawiają widza.
Zajęcia teatralne, chociaż odbywają się w budynku szkolnym, są dla dzieci oderwaniem od codziennej rutyny. To czas, który poświęcają wyłącznie dla siebie. Zdaniem Ewy Sitarz fakt, że udział w zajęciach jest wyłącznie ich wyborem, sprawia, że „Gałganki” są twórcze, swobodne i nieobciążone natrętnymi myślami o szkolnych obowiązkach.
– Staram się robić takie spektakle, żeby dzieci nie czuły tej dydaktycznej ich strony, tylko bawiły się i rozbudowywały wyobraźnię. A potem nagle powstaje spektakl, który w każdym momencie dla widza jest niespodzianką. Jest nieprzewidywalny.

„Kochane dziecko z tego Gałganka”

„…Najtrudniej być prorokiem wśród swoich”
– U nas, w gminie Łubniany, nie mamy gdzie wystąpić. A kiedy się napracujesz i widzisz, że powstało coś pięknego, to chcesz to pokazać. Tu nie ma gdzie. Szkolnej sali gimnastycznej nie da się wyciemnić, nie ma sceny i miejsca na światła. A co z widzami, skoro my sami zajmujemy pół sali? Teraz w Łubniańskim Ośrodku Kultury też jest malutka scena. A my potrzebujemy dużej przestrzeni, na której zmieszczą się nasze wszystkie dzieci, scenografia, światła… Dopiero prawdziwe sale teatralne potrafią oddać to, jakie dzieła tworzymy. Ja sama jestem czasem przerażona, że powstało coś tak pięknego. Bo kiedy robimy próby na sali gimnastycznej, to część scenografii czy światła mogę sobie tylko wyobrazić. A jak „Gałganki” stają na prawdziwej scenie, zaczyna się burza, błyskają światła, falują materiały, na których kolorowe klocki udają statki, to robi wrażenie. Na przeglądach oglądam te spektakle praktycznie po raz pierwszy, razem z jurorami. Także bardzo szkoda, że nie ma w całej gminie sali teatralnej, w której dzieci mogłyby się zaprezentować. Nie ma takiego miejsca, nie ma takiej możliwości. Serce aż się kraje. Bo podziwiają nas w całej Polsce, a tutaj nawet nie wszyscy rodzice mieli okazję zobaczyć swoje pociechy – mówi z żalem pani Ewa. – Kiedyś robiliśmy przedstawienia w domu parafialnym. Chociaż ta scena też jest mała, to mogłam chociaż światłami pooperować. Bo my mamy reflektory, potrzebny sprzęt, stroje i rekwizyty. Wszystko mamy z nagród zdobywanych dzięki swojej pracy. W żadnym wypadku nie jesteśmy obciążeniem finansowym dla szkoły.
Ewa Sitarz planuje zorganizowanie w przyszłym roku przedstawienia na sali opolskiego teatru, gdzie mogłaby zaprosić nie tylko rodziny „Gałganków”, ale i całą lokalną społeczność. Po to, żeby mogli obejrzeć ich spektakle w takiej formie i takim kształcie, na jaki zasługują.

Z Torunia Gałganek wrócił z wyróżnieniem
Kilka dni temu „Gałgany” wróciły z trzydniowego pobytu w Toruniu, z Ogólnopolskiego Festiwalu Teatralnego „BUT” (od „Brodnickiej Uczty Teatralnej”). Pojechały tam w piątek, 9 czerwca, by zaprezentować się na forum ogólnopolskim i zasygnalizować, że w tej małej, luboszyckiej szkole funkcjonuje bardzo profesjonalna grupa.
– Udało nam się tam pojechać już w tamtym roku. Chcieliśmy posmakować nowej sceny, pokazać się w innych miejscu, bo najczęściej uczestniczymy w tych samych przeglądach, jak w Strzelcach Opolskich czy w Oleśnie. Spodobało nam się i bardzo chcieliśmy pojechać także w tym roku – tłumaczy pani Ewa.
Gałganek zachwycił się Toruniem z wzajemnością. Za spektakl „Czas na najpiękniejsze słowo” przyznano luboszyckiej grupie wyróżnienie. Jurorzy zwrócili uwagę na przepiękną dykcję, emisję głosu i sposób poruszania młodych aktorów. Przede wszystkim doceniono jednak ich twórczość i umiejętność pomysłowego wykorzystania własnoręcznie stworzonych rekwizytów. Wszyscy zgodnie uznali, że luboszycki Gałganek stworzył dzieło sztuki.
Tytułowe „najpiękniejsze słowa”, które dzieci przywołały na tle pięknej, skrzypcowej muzyki, to: chleb, matka, pokój, miłość, praca, wolność i zgoda. Na scenie zapanował prawdziwie magiczny nastrój.
– Najpiękniejszym podziękowaniem było to, że widzowie autentycznie płakali. I nie były to lekkie łzy wzruszenia, kobietom wręcz spływały makijaże – opowiada Ewa Sitarz. – Miejsc pierwszych, grand prix, było mnóstwo, ale nie na tym to polega. Najważniejsze jest poczucie, że zrobiliśmy to, co mieliśmy zrobić. I tutaj się udało. Bo sztuka służy przecież wywoływaniu wspaniałych emocji, ma łagodzić obyczaje i w tym zabieganym świecie przypominać, co jest najbardziej wartościowe.

„Kochane dziecko z tego Gałganka”

Wyjazd Gałganka do Torunia był możliwy dzięki sponsorom: Powiatowi Opolskiemu, przedsiębiorstwu „RUDATOM” z Kępy, Piotrowi Jaworskiemu z Luboszyc, Przedsiębiorstwu Inżynierii Komunalnej „ECOKOM” oraz Piekarni „Wodnicki” z Kępy. Finansowe wsparcie pozwoliło na pokrycie kosztów pobytu i transportu.
– Jestem zaskoczona hojnością ludzi, którzy docenili wartość pracy tych dzieci. Bardzo dziękujemy wszystkim sponsorom, którzy umożliwili nam pokazanie tego spektaklu widzom w całej Polsce. Dla dzieci to była wspaniała nagroda – podsumowuje Ewa Sitarz.
Podziękowania należą się także wszystkim nauczycielom, dyrekcji oraz obsłudze szkoły podstawowej w Luboszycach, którzy dbają o Gałganka jak o prawdziwy klejnot. Warto wspomnieć również o rodzicach, którym zależy na rozwoju swoich dzieci. Dzięki tym ludziom małe „Gałganki” mają szansę pokonywać swoje największe słabości i odnosić sukcesy.
„Jak się z wrażenia otworzy usta na początku spektaklu, tak do końca pozostają otwarte” – usłyszała kiedyś pani Ewa. Taka opinia to chyba wystarczający dowód na to, że praca wszystkich zaangażowanych w Gałganka osób przynosi piękne efekty.

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Zawsze Pewnie, Zawsze Konkretnie