Epidemia uaktywniła nowe zjawisko społeczne. Jest nim przemoc w rodzinach, której członkowie do tej pory mogli nie mieć pojęcia, że mają w sobie skłonność do agresji. Pojawiła się ona w nowych środowiskach, w których dotychczas nie dochodziło do takich sytuacji.

Żyjemy w ekstremalnym napięciu, w sytuacji kryzysowej. Izolacja, niepewność jutra, strach o zdrowie. Widmo utraty pracy, obawa o pogorszenie sytuacji materialnej. Do tego dzieci i dom na głowie przez całą dobę, bez chwili wytchnienia. Ludzie uwięzieni w czterech ścianach, zmuszeni do ciągłego przebywania w swoim towarzystwie. To wszystko z dnia na dzień staje się coraz bardziej uciążliwe. Aż ktoś dochodzi do wniosku, że to bliscy są źródłem jego problemów. I pojawia się przemoc, fizyczna i psychiczna.

– Wszystkie niebieskie karty założone przez policję w pierwszych tygodniach po ogłoszeniu izolacji społecznej dotyczyły rodzin, których wcześniej nie znaliśmy – mówi Barbara Leszczyńska, kierowniczka opolskiego Specjalistycznego Ośrodka Wsparcia dla Ofiar Przemocy w Rodzinie. – To jest informacja, że ludzie nie radzili sobie z zamknięciem.

Do aktów przemocy zaczyna dochodzić, kiedy ludzie do tej pory mający jakąś odskocznię od domowego życia zostają skazani na przebywanie ze sobą, często na niespełna 50 metrach.

Sytuacja wokół zagęszcza się, a emocje kumulują i nie bardzo mogą znaleźć ujście w codziennej aktywności. Brak życia towarzyskiego, rozrywek, a często nawet wyjścia do pracy. Przymusowe zamknięcie w domu pozbawiło nas wentyla bezpieczeństwa w postaci kontaktów społecznych. A w praktyce – możliwości rozładowania napięcia.

Niewiele trzeba, żeby w takich okolicznościach uaktywniła się agresja. Nawet w rodzinach, które do tej pory były od niej wolne. Czasem wystarczy byle drobiazg i tłumione emocje zostają wyładowane na osobie najbliższej.

Do tego policja zajęta innymi sprawami, sądy i prokuratury działające inaczej niż dotychczas i brak możliwości wygadania się przyjaciółce, sąsiadce, komukolwiek. Wystarczy, żeby ktoś mający skłonność do przemocy poczuł wiatr w żaglach i uznał, że w tej sytuacji nikt za bardzo nie będzie przejmował się czymś tak błahym jak krzyki za ścianą. Wymarzone warunki dające utajonemu dotąd sprawcy poczucie bezkarności.

– Wszyscy są skoncentrowani na wirusie, także policja, która jest raczej zorientowana na innego rodzaju pracę, np. na sprawdzanie osób przebywających na kwarantannie – wyjaśnia Małgorzata Kozak, zastępca dyrektora Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Opolu.

Trudno oszacować skalę nowego zjawiska. Pracownicy socjalni, prowadząc akcje prewencyjne, koncentrowali się na środowiskach, które już znają.

– Pracownicy wiedzą, w których rodzinach jest zagrożenie przemocą i kontaktują się z dzielnicowymi, którzy sprawdzają te środowiska – mówi Barbara Leszczyńska.

Im dłużej będziemy zamknięci w czterech ścianach, tym problem przemocy może narastać. Wzrastać też może poczucie osamotnienia ofiar.

– Boję się, że to może być taka tykająca bomba i ona pewnie eksploduje, ale myślę, że dopiero za jakiś czas to zjawisko będzie w pełni widoczne – podkreśla Małgorzata Kozak.

Osoby doświadczające przemocy mogą przerwać izolację i szukać schronienia w Specjalistycznym Ośrodku Wsparcia dla Ofiar Przemocy w Rodzinie czy Miejskim Ośrodku Pomocy Rodzinie w Opolu. Obie placówki dysponują miejscami dla ofiar przemocy stworzonymi specjalnie na potrzeby pandemii.

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze