Honorowym krwiodawcą został przypadkiem: żona leżała na porodówce, a Jemu zaproponowano oddanie krwi. Z Januszem Mogilnickim rozmawia Leszek Myczka.

  • Dziś ma 83 lata i z tej racji krwi już nie oddaje, ciągle jednak  jest aktywny w Polskim Czerwonym Krzyżu. Od ponad 20 lat pełni funkcję wiceprezesa Zarządu Oddziału Rejonowego PCK w Opolu, przez jedną kadencję był prezesem. To wszystko honorowo. Zawodowo całe życie związany był z handlem. Mieszka z żoną w niewielkim mieszkaniu, w bloku przy ul. Waryńskiego w Opolu. Na szóstym piętrze, ale ma windę…
  • Ostatnio przeżył miejscowy wylew krwi, ale jako krwiodawca dał sobie z nim radę…
  • Janusza Mogilnickiego będzie można spotkać podczas pikniku organizowanego przez PCK na Placu Wolności w Opolu 14 czerwca. Serdecznie wszystkich zaprasza.

Leszek Myczka: Krąży plotka, że krwiodawcy są nałogowcami – że gdy zaczną krew oddawać – to nie mogą przestać?

Janusz Mogilnicki: Bzdura. Zdarzają się takie objawy, że ktoś może tak sobie pomyśleć, ale organizm ludzki jest tak skonstruowany, że wszystko potrafi sam wyregulować. Nie  ma takich skutków ubocznych. Wiem po sobie: nie oddaję krwi już od paru lat i ciśnienie ma m w normie. Teraz mam te niewielkie wylewy, ale to w związku z sercem… no a poza tym wiek. Młodzikiem nie jestem.

Więcej jest krwiodawców czy krwiodawczyń? Znamy takie opinie, że mężczyźni bardziej boja się igieł i  krwi?

To prawda. Ze wstydem muszę przyznać i zawsze na prelekcjach dla młodzieży szkolnej  o tym mówię. Mężczyźni są bardziej bojaźliwi. Może dlatego, że kobiety są stworzone do rodzenia i jakoś łatwiej przychodzi im dzięki temu te lęki zwalczyć. Może są bardziej odporne? Miałem kilku kolegów, którzy zaczęli oddawać krew wcześniej niż ja, a mimo to przed tym „zabiegiem” byli przerażeni. A to z praktycznego punktu widzenia jest niedobre, bo jak twierdzą lekarze, gdy pacjent się boi to żyły chowają się głębiej i trudniej się w nie wkłuć. Niektórzy nie tyle, że się boją, ale nie mogą patrzeć jak krew z nich wypływa. Istotnie jednak mniej niewiast oddaje krew. Jednak nie dlatego że nie są chętne tylko maja więcej ograniczeń. Nie wolno oddawać krwi w okresie macierzyństwa czy  miesiączki. To spowodowało, że wyróżnienia za ilość oddanej krwi kobiety dostają szybciej niż mężczyźni. To tak dla wyrównania szans.

Chętnych jest dużo – mówi Pan – ale krwi wciąż brakuje…

Bo potrzeby są coraz większe. W momencie gdy powstała u nas kardiochirurgia bardzo wzrosły. Kiedyś wystarczało to co honorowi krwiodawcy oddawali. Czasami w okresie letnim brakowało, ale wydaje mi się, że to był trochę wydumany powód, bo na ile ludzie na urlop wyjeżdżają – trzy tygodnie, miesiąc? I nie wszyscy razem. Kobieta może oddać krew po trzech a mężczyzna po dwóch miesiącach.  Ale media trochę podkręcały atmosferę w sezonie ogórkowym. Choć istotnie niektóre operacje można robić tylko w lecie i więcej się wówczas zdarza wypadków – szczególnie komunikacyjnych. Czasami w krótkim okresie trzeba bardzo dużo krwi, szczególnie przy jakimś  zbiorowym wydarzeniu.

Krew pobieraną od krwiodawców wykorzystuje się do różnych celów, nie tylko do przetaczania innym pacjentom?

Przetacza się tylko małą część. Większość jest przerabiana na osocze i preparaty, które ratują życie. Na początku XX wieku powstała specjalna dziedzina medycyny – hematologia, która bada możliwości i zajmuje się przetwarzaniem krwi ludzkiej na w tej chwili już ponad dwadzieścia leków. Od dawna próbuje się wyprodukować sztuczną krew, i choć jej skład jest doskonale znany dotychczas się nie udało. Prawdziwej krwi nie da się na razie niczym zastąpić w żadnej sytuacji. A pamiętajmy – jest w niektórych sytuacjach substancja niezbędną dla uratowania życia.

A krew trzeba przetaczać w bardzo różnych sytuacjach, nie tylko podczas operacji. Zdarzają się noworodki z  konfliktem serologicznym gdy matka ma grupę krwi Rh- a ojciec Rh+. Wówczas zaraz po urodzeniu trzeba dziecku przetoczyć krew, bo nie przeżyje.

Czy był Pan kiedyś świadkiem, albo może nawet uczestnikiem takiego przetaczania krwi Krwisty wywiad z Januszem Mogilnickimbezpośrednio od jednego do drugiego człowieka? Czy to się w ogóle jeszcze zdarza?

Nie mogę powiedzieć, że to się nie zdarza, bo pewnie w sytuacjach ekstremalnych przy jakiejś katastrofie jest możliwe, ale ja nie znam takiego przypadku.

Pamiętam, że za czasów mojej młodości i służby wojskowej żołnierze bardzo chętnie oddawali krew, bo to było premiowane dodatkowymi dniami urlopu. Czy dziś tez istnieją jakieś takie wabiki na krwiodawców?

Teraz tego już nie ma. Nie ma także oddawania krwi za pieniądze, choć jej cena jest szacowana mniej więcej na 250 złotych za litr. 3% krwi bardzo rzadkich grup pobierana jest do badań dla celów naukowych i te są pobierane odpłatnie. W całej Europie zlikwidowano  „przemysł krwiodawczy” po tym, jak w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku ktoś oddał za pieniądze krew zarażoną wirusem HIV. Doszło do kilkudziesięciu zgonów – tłumaczyć się musieli wszyscy od pielęgniarek pobierających po ministra zdrowia. To był koniec tego sposobu zarabiania pieniędzy. Tym bardziej, że po popularyzacji idei honorowego  krwiodawstwa, chętnych jest sporo.

Co nie znaczy, że nie należy prowadzić akcji promującej honorowe krwiodawstwo.

Osobiscie namawiam młodzież na spotkaniach w szkołach do oddawania krwi i uważam, że mając na koncie powyżej 70 litrów oddanej krwi mam do tego moralne prawo. Wszystko to odbywa się pod patronatem Polskiego Czerwonego Krzyża, który w tym roku obchodzi stulecie istnienia. PCK powstał tuż po odzyskaniu przez Polskę niepodległości. 18 stycznia 1919 roku założono Polskie Towarzystwo Czerwonego Krzyża, przemianowane w 1927 roku na Polski Czerwony Krzyż.

Organizacja jest częścią Międzynarodowego Ruchu Czerwonego Krzyża i Czerwonego Półksiężyca. Do licznych podejmowanych przez nią działań należą: udzielanie pomocy humanitarnej w czasie klęsk i wojen, pomoc socjalna, nauka pierwszej pomocy, zabezpieczenie medyczne imprez masowych, propagowanie idei honorowego krwiodawstwa oraz rozpowszechnianie znajomości międzynarodowego prawa konfliktów zbrojnych. Umieszczony na białym tle czerwony równoramienny krzyż występujący w połączeniu z nazwą „Polski Czerwony Krzyż” jest symbolem organizacji.

Krwisty wywiad z Januszem MogilnickimPierwszym zadaniem PTCK było niesienie pomocy rannym w powstaniu wielkopolskim oraz ofiarom walk o granice niepodległej Polski no i oczywiście tutaj u nas podczas powstań śląskich. Zaraz po I wojnie światowej PTCK prowadził walkę z epidemiami, organizował pomoc sanitarną dla wojska oraz opiekował się repatriantami. W okresie międzywojennym podejmował wszelkie akcje opiekuńcze, szkolił kadry pielęgniarskie we własnym szpitalu przy ulicy Smolnej w Warszawie. We wrześniu 1939 roku PCK organizował pomoc dla obrońców Warszawy. Podczas Powstania Warszawskiego tworzył szpitale polowe, punkty opatrunkowe oraz patrole sanitarne.

Ciekawostką jest fakt, że Opole było jedną z pierwszych jednostek, które powstały, bo tutaj była taka potrzeba. 100 lat temu Paweł Sapieha i Helena Paderewska zorganizowali to wszystko wspaniale. My w naszym regionie też możemy się pochwalić świetnymi organizatorami: mamy dziś Elwirę Bury, Danutę Pilipczuk.

11 maja w filharmonii opolskiej z okazji stulecia PCK zorganizowaliśmy galę, a 14 czerwca organizujemy piknik na Placu Wolności. Zapraszamy wszystkich!

Krwisty wywiad z Januszem Mogilnickim

 

Fot. melonik

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarz, publicysta, dokumentalista (radio, tv, prasa) znany z niekonwencjonalnych nakryć głowy i czerwonych butów. Interesuje się głównie historią, ale w związku z aktualną sytuacją społeczno-polityczną jest to głównie historia wycinanych drzew i betonowanych placów miejskich. Ma już 65 lat, ale jego ojciec dożył 102. Uważa więc, że niejedno jeszcze przed nim.