Z Ryszardem Wilczyńskim, opolskim posłem Koalicji Obywatelskiej, rozmawia Jolanta Jasińska-Mrukot

– Uważa się pana za promotora Pięknej Wsi, ten program zawitał na Opolszczyznę, zanim w Polsce ktokolwiek o nim słyszał.

– Dziękuję bardzo, ale Piękną Wieś na Opolszczyznę wprowadził jeszcze wojewoda Ryszard Zembaczyński. Jeżeli chodzi o Program Odnowy Wsi, to byliśmy rzeczywiście pierwsi w Polsce. Program wystartował w 1997 roku w ramach sejmiku samorządowego województwa opolskiego. To była taka wojewódzka reprezentacja gmin. Mieliśmy własny, skromniutki budżet, przede wszystkim na to, żeby uczyć liderów społeczności wiejskiej, budować sołeckie strategie.

– Czyli te początki budzenia aktywności na wsi nie były finansowane z funduszy unijnych, ale samą ideę podpatrzyliście w unii.

– Tak, najpierw podczas wizyt w Nadrenii-Palatynacie, a potem w Dolnej Austrii.

– W początkach Pięknej Wsi chodziło głównie o estetykę i upiększanie naszej opolskiej wsi.

– Wówczas to były przedsięwzięcia startowe, związane z infrastrukturą życia wspólnotowego. I jakością przestrzenną. Chodziło o miejsca, gdzie ludzie mogą się spotkać, zależało nam, żeby tworzyć place festynowe, miejsca, gdzie można celebrować tą swoją wspólnotowość. To było coś, czego brakowało, czyli infrastruktury dla życia społecznego. Potem zaczęto odnawiać tereny rekreacyjne, stawy, ścieżki. Tworzono i wprowadzano takie elementy, które potrafiły pokazać unikatowość tej społeczności wiejskiej i historii danej wsi. Zaczęły powstawać sale tradycji i pamięci, czy tablice pamiątkowe. Na to już były pieniądze z UE, z Programu Odnowy Wsi, za to już można było wyremontować budynek. Pojawiły się siłownie, miejsca do ćwiczeń dla seniorów. A mieszkańcy wzięli odpowiedzialność za rozwój wsi, traktując ją jako własną i wartościową. Trudno było ludzi początkowo do tego przekonać, bo mieli przekonanie, że wieś jest gorsza, a mieszkanie na wsi jest ułomną formą bytowania.

– Czy tak było we wszystkich miejscowościach?

– Inaczej to wyglądało w śląskich miejscowościach, gdzie jakość życia i zamieszkania zawsze była nieporównywalnie wyższa, niż na terenach napływowych. Ale to był naprawdę problem, kiedy trzeba było budować poczucie wartości poprzez uświadamianie, że odrębność wsi jest wartością dla społeczności. Potem się pojawiła kwestia tożsamości miejsca, żeby ta wieś się wyróżniała. O, podam przykład Pilszcza, żeby mieć coś szczególnego. Potem pojawiły się festyny, jako chęć zaimponowania, potrzeba pokazania, że my też potrafimy, na przykład słynna „Złota kosa” w Piątkowiczach, czy „Zawody drwali” w Bobrowej.

– Na początku była jakaś strategia?

– Program Odnowy Wsi pojawiał się tam, gdzie były największe problemy. Przez 15 lat miałem wpływ na ten program, można powiedzieć, że miałem taką super wizję nad tym, co robi samorząd województwa. Później z niektórych działań klasycznych zrezygnowano na rzecz m.in. bioróżnorodności. A teraz sama metoda Odnowy Wsi nie jest już realizowana w sposób pełny i klasyczny tzn., że jest najpierw grupa odnowy, potem strategia, potem projekty. Nie ma jakiejś myśli rozwojowej, czy rozwijanego tematu, funkcji, czy specjalizacji wsi. Albo załatwienia jakiegoś problemu.

– Coś się zmieniło?

– No, zmieniło się, bo wieś cierpi przez depopulację. Niejednokrotnie już nie udało się odtworzyć wiejskiego przywództwa. Tak było w Malerzowicach w gminie Łambinowice, czy Krzyżowicach w gminie Olszanka. Najpierw kilka lat sprawnego funkcjonowania, a potem się coś zadziało. Nie da się „pod parą” utrzymać społeczności wiejskiej przez szereg lat. Pięć, siedem lat takiego przywództwa, a potem powinna nastąpić wymiana, bo następuje wypalenie. I nawet środki unijne na to nie pomogły.

– Tych pieniędzy to było sporo.

– Zaczęło się od 40 mln euro, potem urosło do 118 mln euro w perspektywie 2004-2008. Okresowo w latach 2007-2013 to było miliard euro na Polskę! A w 2009 roku, na bazie doświadczeń opolskich tzw. odpisu sołeckiego, który polegał na tym, że wójtowie i burmistrzowie w oparciu o liczbę ludności zostawiali na wsi pieniądze, pojawił się fundusz sołecki, który przyjął się w całym kraju.

– Niektórzy jednak kręcili nosem, bo ludzie się od tego nie wzbogacili…

– To prawda, nie przekładało się bezpośrednio na zamożność mieszkańców, ale zaistniało życie wspólnotowe, nabrało szeregu form i toczyło się. A liderzy tak się angażowali, że potrafili zaniedbać swoje życie osobiste.

– Czy udało się zbudować wzorzec do naśladowania, że takie osoby są solą tej  ziemi?

– Jeżeli chodzi o liderów, to na pewno obywatele przez duże „O”, bo nie najważniejsze okazały się w tym wszystkim pieniądze, tylko to, by wybrać właściwy kierunek rozwoju i utrzymywać proces. To było widać, że to wszystko zmierza we właściwym kierunku. Jednak ostatnie lata to czas atomizacji, z powodu różnic politycznych. Tutaj obywatelskość i wspólnotowość poniosły gigantyczne straty. Nadzieją są dla mnie wybory Rafała Trzaskowskiego.

– Widzi pan takie podziały na naszych opolskich wsiach?

– Niestety, tak. To zabiło w wielu miejscach procesy odnowy wsi, budowane przez wiele lat. Kiedy pojawia się konflikt i jest on animowany zewnętrznie, to wieś się dzieli na dwa, trzy obozy i w tym momencie już nie można wygenerować tego zaangażowania i zgody wokół idei. Zaczyna się grajdołowaty krajobraz, bo każdy sobie rzepkę skrobie.

– Czyli to, o co zabiegano, a nawet walczono przez tyle lat, zostało teraz zniszczone?

– W wielu miejscach to zostało zepsute. I to widać, bo sam proces Odnowy Wsi polegał na wzajemnym zaufaniu, na zaufaniu do przywódcy i gminy. A jak się zaczyna gra, że tamci lepsi, tamci gorsi, kiedy pojawia się ta nieszczerość z polityką, to zaczyna wszystko więdnąć.

– Da się coś jeszcze uratować?

– Teraz trzeba byłoby ten proces uruchomić na nowo. I już inaczej trzeba by było do tego podejść i załatwiania takich spraw bieżących, jak np. sprawa transportu, dojazdu do lekarza, na zakupy. Wprowadzić elementy z odnawialną energią, z klimatem. Tutaj potrzeba nowych impulsów, ale żeby one zaistniały, to potrzeba jedności i wspólnoty.

– Odnowa Wsi była nastawiona na wspólnotowość, obywatelskość, samorządność i lokalność, czyli całkiem odwrotnie niż to, czego chce PiS, czyli centralizacji zabijając samorządność i aktywność obywatelską. Dlaczego więc nasza wieś głosuje na PiS?

– Po pierwsze, nie cała opolska wieś. Ale liczba głosów „za” jest zaskakująca. Trzeba przyznać, że obywatelskość nigdy nie była za głęboka, obejmując tylko krąg liderów, nie była pojmowana jako przedkładanie dobra wspólnego nad interes osobisty. Obywatelskość jeszcze jest słabo zakorzeniona, po drugie swoje zrobiły transfery socjalne, dla wielu odczuwalne, to wrażenie: mnie się poprawiło. Kolejna sprawa to propaganda, a wieś odbiera telewizję reżimową, czyli dawną publiczną. I to ma wpływ w sposób dramatyczny, bo kiedy chodzę po wsiach, to widzę, jak rozbudziła w ludziach poziom nienawiści i schematów. No, bo jeśli ktoś mówi, że nie będzie głosował na Trzaskowskiego, bo nie chce Niemca? PiS nas kulturowo, mentalnościowo cofnął o dziesięciolecia. Pewne rzeczy, takie jak samorządność, obywatelskość, przy PiS-ie zaczęła więdnąć. Teraz najbardziej wykluczone czują się osoby o obywatelskim odczuwaniu rzeczywistości.

– Czy w przypadku reelekcji Andrzeja Dudy nastąpi kontynuacja tego procesu?

– To będzie dzielenie społeczeństwa i dalszej zapaści. Proszę zobaczyć, pojawił się problem z Kołami Gospodyń Wiejskich. Nagle mamy dwa rodzaje KGW, bo w 2018 roku, przed eurowyborami, PiS przegłosował taką ustawę. Te przy rządowej agencji mogą otrzymywać pieniądze. Te „nierządowe”, przy związku kółek i organizacji rolniczych, są traktowane inaczej. Organizacje nie mogą być „rządowe”, a przyznawanie pieniędzy powinno być obiektywne.

 

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarstwo, moja miłość, tak było od zawsze. Próbowałam się ze dwa razy rozstać z tym zawodem, ale jakoś bezskutecznie. Przez wiele lat byłam dziennikarzem NTO. Mam na swoim koncie książkę „Historie z palca niewyssane” – zbiór moich reportaży (wydrukowanie ich zaproponował mi właściciel wydawnictwa Scriptorium). Zdobyłam dwie (ważne dla mnie) ogólnopolskie nagrody dziennikarskie – pierwsze miejsce za reportaż o ludziach z ulicy. Druga nagroda to też pierwsze miejsce (na 24 gazety Mediów Regionalnych) – za reportaż i cykl artykułów poświęconych jednemu tematowi. Moje teksty wielokrotnie przedrukowywała Angora, a opublikowałam setki artykułów, w tym wiele reportaży. Właśnie reportaż jest moją największą pasją. Moim mężem jest też dziennikarz (podobno nikt inny nie wytrzymałby z dziennikarką). Nasze dzieci (jak na razie) poszły własną drogą, a jeśli już piszą, to wyłącznie dla zabawy. Napisałam doktorat o ludziach od pokoleń żyjących w skrajnej biedzie, mam nadzieję, że niedługo się obronię.