Z Ireneuszem Janikiem, paralotniarzem z Dobrzenia Wielkiego, o wielkiej pasji do latania, mistrzostwach dla zawodowców oraz podróżowaniu paralotnią nad regionem, rozmawia Tomasz Chabior.

Co czuje paralotniarz, gdy wzbija się w powietrze?

Ludzie od zawsze marzyli o lataniu i bardzo dobrze, że zrealizowali to marzenie. Jak ktoś już rozpocznie przygodę paralotniarstwem, to szybko jej nie skończy. W przestworzach czuć wolność, wyzwolenie i wszystko, czego nie znajdzie się na ziemi. Poza tym, widoki z góry są niesamowite. Pojawia się też adrenalina, szczególnie w trakcie startu i lądowania. Trudno to opisać, bo tego trzeba po prostu doświadczyć.

Paralotniarstwo jest trudne?

Nie. Należy tylko znaleźć dobrego instruktora z odpowiednią wiedzą. Rozpocząć można już w wieku 16 lat, oczywiście za zgodą rodziców. Ważna jest jednak sprawność fizyczna i psychiczna. Żeby ją potwierdzić, należy przejść badania lekarskie. Nauka na kursie podstawowym obejmuje 12 godzin teorii i 30 samodzielnych lotów. Później śmiałek zdaje egzamin teoretyczny. Następnie musi zaliczyć egzamin państwowy w Urzędzie Lotnictwa Cywilnego. Jeżeli uzyska pozytywny wynik może latać do woli we własnym zakresie.

Czy to niebezpieczne?

Paralotniarstwo jest bezpieczniejsze niż jazda na rowerze. (śmiech) W większości rankingów sportów ekstremalnych zajmuje odległe miejsca. Niedawno widziałem taki, w którym paralotniarstwo było dwudzieste drugie. Numer jeden stanowiła właśnie jazda na rowerze, a zaraz za nią uplasowała się jazda konna.

To tylko rankingi. Jak latać, żeby nie zrobić sobie krzywdy?

Trzeba bardzo dobrze znać się na meteorologii. Paralotniarze są uzależnieni od pogody, a chmury to dla nas mapa. Oczywiście zawsze mamy przy sobie spadochron. Ja mam dwa, bo latam zawodowo i korzystam z paralotni zawodniczych, które mają inną konstrukcję. Różnica jest taka, jak między autem osobowym a bolidem Formuły 1. Jeżeli jeden spadochron nie zadziała, zawsze pozostaje drugi. Trzy lata temu podczas lotu trafiłem w strumień turbulencyjnego powietrza i musiałem się szybko ratować. Otworzyłem więc spadochron. Jednak na dole zbyt szybko podszedłem do lądowania i spadłem na nogi, które mnie nie utrzymały. Klapnąłem na plecy i stłukłem kręgosłup. Takie sytuacje są w tej dyscyplinie normalne.

Paralotniarstwo jest bezpieczniejsze niż jazda na rowerze. Rozmowa z Ireneuszem Janikiem

Paralotniarze klubu Pelikan Paragliding, którego właścicielem jest Ireneusz Janik, podczas lotu na paralotniach. / fot. materiały klubowe

Startuje Pan w zawodach?

Co roku wyjeżdżam na miesiąc w kolumbijskie Andy. Rywalizuje tam około 140 pilotów z całego świata. Startujemy z wysokich partii górskich i zdobywamy kolejne punkty zwrotne. To takie regaty w powietrzu. Trasa ma około 100 km, a wygrywa ten, kto najszybciej pokona odcinek od startu do mety. Regularnie uczestniczę też w mniejszych zawodach w całej Europie, m.in. Słowacji, Niemczech, Austrii, Włoszech, Słowenii, Hiszpanii i na Ukrainie. Wszędzie, gdzie panują odpowiednie warunki pogodowe. Bywa tak, że mistrzostwa Polski odbywają się we Włoszech i biorą w nich udział obcokrajowcy (śmiech). W naszym kraju również można rywalizować, ale trudniej o dobre warunki. Zawody odbywają się najczęściej na górze Żar w okolicach Bielska-Białej.

Pańską paralotnię często widać nad Dobrzeniem Wielkim. Jak ta miejscowość wygląda z lotu ptaka?

Pasażerowie, którzy ze mną latają, są zachwyceni. Z góry można zobaczyć Stobrawski Park Krajobrazowy, elegancko widać także Opole w całej okazałości wraz z wykopaliskami, Elektrownię Opole oraz Jezioro Turawskie. Pięknie z lotu ptaka wygląda Odra, która wije się jak wąż, choć wydawać by się mogło, że jest prosta. Przy dobrej widoczności można zobaczyć także czeskiego Pradziada, Wrocław i trzeci najwyższy w Polsce budynek – SkyTower. Latam nie tylko nad Dobrzeniem. W tamtym roku w ciągu 6 godzin przeleciałem bez silnika 303 km. Doleciałem prawie do Rzeszowa. Musiałem lądować tuż przed miastem, ponieważ zbliżałem się do strefy wojskowej, nad którą ruch powietrzny jest wyłączony. Gdyby nie ona, pewnie wylądowałbym przed granicą z Ukrainą. Do domu wróciłem pociągiem, a paralotnię wiozłem w plecaku.

Jak załapać się na lot nad Dobrzeniem Wielkim?

Trzeba zadzwonić i umówić się. Kontakt można znaleźć na stronie internetowej mojego klubu Pelikan Paragliding: www.paralotnieopole.pl. Oczywiście wszystko zależy od pogody, dlatego gdy warunki są odpowiednie – dzwonię i zapraszam tych, którzy wcześniej się umawiali. Wszystko odbywa się spontanicznie, bo pogody nie można zaplanować.

Dziękuję za rozmowę.

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

W dziennikarstwie od 9 lat, w fotografii o rok krócej. Miłośnik narciarstwa, karate i siatkówki, spośród których nie uprawia tylko trzeciej z dyscyplin. Przez całe życie poświęca się sportowi, choć w Opowiecie.info zajmuje się też innymi tematami. W wolnym czasie fotografuje krajobrazy, szczególnie podczas podróży, które tak bardzo kocha.