Ze szkół odchodzą nauczyciele, młodsi do innej pracy, a starsi na emerytury, z których potem są ściągani, bo nie ma kto uczyć. Z powodu niedoboru kadr w niektórych opolskich szkołach ponadpodstawowych jest ograniczany nabór.

Już nie tylko brakuje nauczycieli przedmiotów zawodowych i ścisłych, jak było od wielu lat, ale też polonistów, anglistów, czy iberystów. Wygląda to bardzo źle, bo jeśli tak dalej pójdzie, to nie będzie miał kto uczyć naszych dzieci. W opolskim Liceum Ogólnokształcącym nr 2 nie przyjęto 60 uczniów do pierwszych klas ze względu na problemy kadrowe.

– Jest bardzo duży problem z nauczycielami, mam kontakt z innymi dyrektorami w Opolu i wszyscy się z nim borykamy – mówi Agnieszka Buganik-Pszczyńska, dyrektor II LO im. Marii Konopnickiej w Opolu. – Największy problem mam z iberystami. Dwie panie, które stanowiły trzon, od września już nie będą pracowały u nas. Brakuje nam też katechety, nauczyciela fizyki, biologii, matematyki i angielskiego. Pracują u nas emeryci, których głaszczemy, żeby jeszcze nie odchodzili z pracy.

Nauczycieli brakuje, bo niektórzy odchodzą od zawodu, a pięcioro idzie na roczny urlop dla podratowania zdrowia. W ogóle ruchy kadrowe w „dwójce” dotyczą 15 proc. nauczycieli, którzy jeszcze w ubiegłym roku pracowali, a w tym roku już ich nie będzie. Wielu z nich zakłada własną działalność np. nauczyciele WF zostają trenerami personalnymi, podobnie z iberystami zakładającymi własną działalność.

– Słyszę od nauczycieli, że nie chcą pracować dla idei, a wielu z tych, którzy pozostają, pracuje w dwóch, trzech szkołach – przyznaje Agnieszka Buganik-Pszczyńska. – Mamy ogromny problem z ułożeniem planu, nikt sobie nie zdaje sprawy, jaki to jest ogromny wysiłek nauczycieli i kadry kierowniczej w tak dużej szkole jak nasza.

Z naborem uczniów do pierwszej klasy nie było problemu w Zespole Szkół Budowlanych im. Papieża Jana Pawła II w Opolu.

– Moglibyśmy przyjąć jeszcze więcej uczniów – mówi Violetta Szczepkowska, dyrektor Zespołu Szkół Budowlanych im. Papieża Jana Pawła w Opolu. – Ale mamy problem, bo nauczyciele składają wypowiedzenia ze względu na wynagrodzenia. Mamy braki nauczycieli wielu przedmiotów, ale młodszych zastąpią nauczyciele emeryci. Dwóch nauczycieli od angielskiego się zwolniło, ale całe szczęście, że jednego udało się ściągnąć z emerytury. Polskiego też uczy pani emerytka.

Nauczyciela do przedmiotu budownictwo i aranżacja także ściągnięto z emerytury. A poszukiwania odbywają się wieloma kanałami nieformalnymi, bo ogłoszenie na stronie kuratorium oświaty niekoniecznie są skuteczne, to, co było kiedyś, dzisiaj już nie działa…

– W poszukiwaniu nauczycieli przedmiotów zawodowych dzwonimy też do pracodawców i firm – przyznaje Violetta Szczepkowska.

Jednak ktoś z prywatnej firmy godziny lekcyjne może traktować jedynie hobbystycznie, bo gratyfikacja za godzinę to żadne dla niego pieniądze. Zgłosiła się na przykład młoda pani inżynier, by uczyć zawodu w technikum, ale kiedy dostała pierwszą wypłatę, powiedziała, że tyle zarabia w ciągu tygodnia na budowie. Szybko ze szkoły się zwolniła.

– Jedna z nauczycielek, pasjonatek zawodu, zwolniła się, żeby jechać za granicę, bo jak argumentowała, z nauczycielskiej pensji rodziny nie utrzyma – opowiada dyrektor Szczepkowska. – Co ja mogę takiej nauczycielce powiedzieć, kiedy teraz będzie podwyżka do najniższej krajowej dla początkujących nauczycieli a pozostali nauczyciele stoją w miejscu? Inna nauczycielka, świetna germanistka, kiedy dostała wypłatę, była przekonana, że to zaliczka, więc zaraz się zwolniła…

Obecnie to powszechne zjawisko, że nauczyciele nie ograniczają się do pracy w jednej szkole.

– Ściągamy nauczycieli z innych szkół, pracują w dwóch szkołach. – mówi Dorota Wołyniec, wicedyrektor I Liceum Ogólnokształcącego w Opolu. – Problemy zawsze są z przedmiotami ścisłymi, takimi, jak choćby informatyka. Ale znaleźć nauczyciela polonistę, który gotów jest przyjść na pełny etat, też nie jest łatwo. A polonista musi poświęcić uczniom więcej czasu, poza godzinami lekcyjnymi.

Czy za parę lat zabraknie nauczycieli?

– Sytuacja na przełomie lipca i sierpnia, kiedy robiliśmy rozeznanie, nie wyglądała w Opolu tak zatrważająco w Opolu – mówi Beata Kowal z ydziału oświaty UM Opole. – Nie zauważamy tego problemu w takim wymiarze, jak w innych miastach. Ale on na pewno jest. Podjęliśmy starania, żeby powstały studia umożliwiające nauczycielom zdobywanie dodatkowych kwalifikacji.

Czyli, jak ktoś uczy matematyki, to może też fizyki, bo to pokrewne przedmioty?

– Tak. Ale mogą być też całkiem nowe przedmioty, choć nie mówimy o skrajnych przypadkach – tłumaczy Beata Kowal. – A brak nauczycieli to złożony problem. Jest luka pokoleniowa i niewiele osób chce być nauczycielem. Wiadomo, ile informatyk zarobi w szkole, a ile w firmie. To jest nieporównywalne.

Ostatnio wiele się mówi o selekcji negatywnej w zawodzie nauczyciela, chociaż trafia do niego wiele uzdolnionych osób.

– Inżynier, czy prawnik, którzy źle czują się w swoim zawodzie, mogą okazać się świetnymi nauczycielami – podkreśla Piotr Sitnik, dyrektor Zespołu Szkół Licealno-Technicznych w Kluczborku, kształcących m.in. programistów i informatyków. – Chcę zwrócić uwagę, że w innych krajach europejskich trudność dostania się na wydział nauczycielski jest taka sama, jak na medycynę. Kształcenie nowych pokoleń to ważna sprawa, a u nas zmienia się tylko programy, pojawiają się ciągle nowe pomysły na edukację, której takie działania nie uzdrawiają. Reforma to za mało, bo zmiany muszą zachodzić od przedszkola i trwać wiele lat.

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Jeden komentarz

  1. Będzie jeszcze gorzej. Sama odchodzę w wieku 55 lat na kompensówkę. Układy lokalne, majstrowanie przy maturze, coraz bardziej roszczeniowi rodzice i niekoniecznie pracowici uczniowie przyczynili się – w moim przypadku – do totalnego zniechęcenia.

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarstwo, moja miłość, tak było od zawsze. Próbowałam się ze dwa razy rozstać z tym zawodem, ale jakoś bezskutecznie. Przez wiele lat byłam dziennikarzem NTO. Mam na swoim koncie książkę „Historie z palca niewyssane” – zbiór moich reportaży (wydrukowanie ich zaproponował mi właściciel wydawnictwa Scriptorium). Zdobyłam dwie (ważne dla mnie) ogólnopolskie nagrody dziennikarskie – pierwsze miejsce za reportaż o ludziach z ulicy. Druga nagroda to też pierwsze miejsce (na 24 gazety Mediów Regionalnych) – za reportaż i cykl artykułów poświęconych jednemu tematowi. Moje teksty wielokrotnie przedrukowywała Angora, a opublikowałam setki artykułów, w tym wiele reportaży. Właśnie reportaż jest moją największą pasją. Moim mężem jest też dziennikarz (podobno nikt inny nie wytrzymałby z dziennikarką). Nasze dzieci (jak na razie) poszły własną drogą, a jeśli już piszą, to wyłącznie dla zabawy. Napisałam doktorat o ludziach od pokoleń żyjących w skrajnej biedzie, mam nadzieję, że niedługo się obronię.