Czy Opole przypomina Włochy? Jak wiernie miejscowe restauracje oddają włoską kuchnię? Czy opolanie chętnie uczą się języka włoskiego? O tym wszystkim i znacznie więcej opowiedziała nam Caterina Salomoni-Bobrowska – Włoszka urodzona w Bolonii, stolicy regionu Emilia-Romagna. Od 10 lat mieszka w Opolu i naucza języka, by, jak mówi, budować most pomiędzy kulturami.

 

Opowiecie.info: W warunkach opolskich jest Pani osobą dość niezwykłą. Mamy tu mniejszość niemiecką, mamy coraz liczniejszą ludność ukraińską. Języka włoskiego się raczej u nas nie słyszy. Co Panią skłoniło do przyjazdu i pozostania na Opolszczyźnie?

Caterina Salomoni-Bobrowska: Moją historię widzę dość romantycznie. Zawsze wierzyłam w jakąś magiczną ścieżkę, która prowadzi do określonego celu. Jak niewidzialna nić, która ciągnie w którymś kierunku, magnes… Wierzę, że każdy z nas ma misję, którą musi jakoś kontynuować. Swoją misję wiążę z Opolem. Moją drogę utorował mój ojciec, który 46 lat temu zupełnie przypadkowo poznał moją matkę. Mieli tysiące przeszkód na swojej drodze, ale ostatecznie moja matka mogła się przenieść do Bolonii, do człowieka, który sentymentalnie porwał ją zimnego jesiennego wieczoru po wystawie zorganizowanej przez Cepelię. Miłość ojca do Polski, poczucie spokoju i błogości, które mógł znaleźć tylko w Opolu, doprowadziły go do tego, że chciał się tu przenieść na emeryturze. Nagła śmierć uniemożliwiła mu realizację tego planu. I tutaj moje przeznaczenie nabiera kształtu. Jego pasja zrodziła moją pasję, jego pragnienia stały się moimi i tak kontynuuję jego marzenia. Po latach nieobecności w Opolu wróciłam na Boże Narodzenie i przypadkiem spotkałam starego znajomego. Nie zapominając o swojej pierwszej polskiej miłości, zapytałam o niego i po dwóch dniach spotkaliśmy się. To był 25 grudnia i od tego czasu żyjemy razem, jesteśmy małżeństwem i mamy cudowną dziewczynkę, Magdalenę Wiktorię. Oto w skrócie powód, dla którego znalazłam się w Polsce: miłość! Taka przez duże „M”, która wierzy w marzenia!

To rzeczywiście romantyczna historia. A czy dziś ma Pani włoskich znajomych na Opolszczyźnie? Czy tworzycie jakąś społeczność?

Nie spotykam się z Włochami. Myślę, że nie mam czasu! Jestem bardzo zaangażowana zawodowo, oddaję swe ciało i duszę pracy, którą bardzo kocham. Uważam ją za most pomiędzy Polską a Włochami. To połączenie światów tak różnych, lecz jednocześnie tak ekscytujących!

„W Opolu kuchnia włoska nie istnieje!”. Rozmowa z Cateriną Salomoni-Bobrowską, Włoszką mieszkającą w Opolu

No właśnie. Jak różne jest życie w Polsce i we Włoszech? Czy porównuje Pani czasem te dwie perspektywy?

Trudno jednoznacznie odpowiedzieć. Życie nas wszystkich zależy w dużej mierze od różnych okoliczności, nie zawsze związanych z krajem, w którym mieszkamy. Teraz we Włoszech nie żyje się tak beztrosko jak w czasach, gdy byłam małą dziewczynką. Wiele się zmieniło, młodym ludziom doskwiera szczególnie brak stabilności, pewności siebie i pracy! Jedno jest pewne: we Włoszech panuje atmosfera lekkości, radości. Ludzie idą z wyrazem życzliwości na twarzach. To coś, czego nie widać w Polsce, w której większość wydaje się obrażona, zrzędliwa, jakby wszystko i wszyscy byli jakimiś wrogami. Prawdziwym pięknem mojego kraju jest słońce! Słońce i słoneczni ludzie.

A jak patrzy Pani na Opole jako miasto? Mówiła Pani, że miłość Pani ojca do Opola wiązała się z poczuciem spokoju i błogości. Pewien kolega, który niedawno odwiedzał stolicę Opolszczyzny, podzielił się refleksją, że w Opolu można poczuć włoski klimat architektoniczny. Wiemy, zresztą, że budynek Ratusza wzorowany jest na florenckim Palazzo Vecchio. Czy Opole ma w sobie coś z włoskich miast podobnej wielkości, jak Siena czy Bergamo?

Moja rodzinna Bolonia jest bardzo charakterystyczna i gdybym miała ją porównać do Opola, to nie znalazłabym zbyt wielu podobieństw. Generalnie rzecz biorąc, włoskie budynki i topografia miast znacznie różnią się od polskiej rzeczywistości. To prawda, że gmach miejski Opola powstał na bazie florenckiego, ale moim zdaniem budynek opolski znacznie się różni od włoskiego. Kolory, fasady, place mają charakterystyczne struktury. W Bolonii, jak w innych włoskich miastach, rynek reprezentuje serce kraju, punkt, w którym wszystko się dzieje, wszyscy spotykają się, by rozmawiać bez żadnego celu… Krótko mówiąc – by być razem. Budynki otaczające włoskie place są efektownym architektonicznym tytanem historii i bogactwa. Gmachy polskich miast są raczej kolorowe, niskie, zdobione pięknymi, często kwiecistymi wzorami prawdziwych klejnotów. Myślę, że nie można porównywać włoskiej struktury do wschodnioeuropejskiej, mimo że istnieją w niej ślady włoskich artystów, rzeźbiarzy i reprezentantów renesansu, którzy osiedlili się głównie w Krakowie, pozostawiając po sobie ślad Włochów w Polsce.

A myśli Pani czasem o powrocie do Bolonii?

Myślę o moim mieście z ogromną melancholią. Moja Bolonia została podbita przez erę konsumpcjonizmu i globalizacji. Moje wspaniałe, bogate, pełne przepychu miasto, znane na całym świecie z czerwonych fasad, uniwersytetu i kuchni, już nie istnieje. Rozpad Bolonii sprawia, że moje serce płacze, odpychając ode mnie pragnienie, by dorastało w niej moje dziecko. W Opolu czuję się komfortowo i spokojnie. Myślę, że znalazłam swoją wyspę szczęścia!

Czy jako Włoszka w Polsce doświadcza Pani stereotypizacji? Rozumie Pani: że na co dzień je Pani pizzę i pije wino, w domu piłka nożna w telewizji, a rozmowy o Mussolinim?

Musimy obalić mit na temat stereotypu Włochów: pizza, wino i mandolina! Nie jem pizzy każdego dnia, ale oczywiście wolę kuchnię włoską, bo uważam ją za zdrowszą i mniej tłustą od polskiej. Kocham wino, ale kto go nie lubi?! Piłka nożna jest częścią mojej przeszłości od kiedy byłam małym chuliganem. Kiedy mieszkałam w Bolonii, miałam bilet okresowy i śledziłam poczynania mojej drużyny – Bolonii – nawet na wyjeździe. Odkąd przeniosłam się do Polski, przestałam interesować się piłką nożną i teraz jestem w tej materii kompletną ignorantką. Wraz z wiekiem zmieniły się moje pasje. Z kolei Mussolini pozostał w mojej krwi… Mój mąż nazywa mnie „małym Mussolinim”! Mam silny, prawie dyktatorski charakter. Mam szacunek do samej siebie, ale nie jestem brutalna. Staram się żyć w zgodzie z zasadami, nie wykorzystując nikogo i docierać na szczyt własnymi siłami. Myślę, że rozmowa o Il Duce zabrałaby cały dzień i byłaby powodem wielu debat. Włoska historia skrywa wiele meandrów, które trzeba jeszcze wyjaśnić i z powodu których pozwalamy Mussoliniemu upaść bez mierzenia się z niepotrzebnymi kontrowersjami.

Nurtuje nas jedna kwestia. Włoska kuchnia jest popularna na całym świecie, co często oznacza jej zbanalizowanie. Zachwycamy się pizzą z restauracji na rynku we włoskim miasteczku, a jednocześnie nawet w małych miejscowościach mamy dziś pizzę z dowozem do mieszkania, nawet w nocy. Od kilku lat w supermarketach w Polsce triumfują inicjatywy typu „tydzień włoski” z produktami z Italii. Czy zatem włoska kuchnia jest jeszcze włoska?

To pytanie postawi mnie w złym świetle… Jesteście brutalni! Uważam, że kuchnia włoska to coś naprawdę niebanalnego. Jak dla mnie w Opolu prawdziwa włoska kuchnia nie istnieje! Nie ma prawdziwej włoskiej restauracji, w której można by spróbować potraw z mojego kraju. Wszystko, co się nam serwuje, jest „spolszczone”! Przykro mi, że tak jest. Wierzę, że tak jak smaki i kultura każdego kraju, również autentyczne włoskie smaki powinny być chronione. Oczywiście rozumiem, że nie jest łatwo wiernie odtworzyć smak, gdy używany podstawowych składników (jak woda, sól, mąka itd.) innych niż te, które znajdziemy we Włoszech. Woda ma w kuchni fundamentalne znaczenie. Ta w Opolu zawiera dużo wapienia, który zmienia ciasto do pizzy, smak kawy… i wiele innych rzeczy. Ale irytujące jest pójście do „włoskiej pizzerii” i słuchanie, czy chcemy sałatę na pizzy w miejsce rukoli, która się skończyła! Kolejna sprawa, której nie umiem wytłumaczyć, dotyczy błędów ortograficznych, leksykalnych czy kontekstowych kart dań – menu, jakie spotykam w wyżej wymienionych, rzekomo włoskich restauracjach. Uważam je za niezmiernie duży brak szacunku w stosunku do Włochów, miłośników włoskiej kuchni z prawdziwego zdarzenia, czy osób znających język włoski. To jest tak, jakby właściciele czy menadżerzy tych restauracji uważali, iż menu nie ma wielkiego znaczenia, ponieważ w Opolu mieszkają sami ignoranci, którzy nie mają pojęcia o języku włoskim i kuchni oryginalnej… A przecież wystarczy tak mało, żeby te karty nabrały poprawności pod każdym względem. Wystarczyłoby na przykład wysłać menu do korekty, a menu jest wizytówką tych miejsc! Moim zdaniem, jeśli chcemy serwować kuchnię włoską czy egzotyczną, musimy najpierw poznać ją od wszystkich stron i dopiero wtedy zacząć! Nie wszyscy Włosi są urodzonymi kucharzami lub producentami pizzy, to oczywiste. Nawet we Włoszech można zjeść naprawdę źle, ale to nie znaczy, że trzeba bagatelizować tradycyjną kuchnię mojego kraju. W konsekwecji polecam zwracać uwagę na produkty „made in Italy” w supermarketach – większość z nich jest produkowana w Polsce lub w Niemczech.

Pani Caterino, na co dzień uczy Pani języka włoskiego. Jak dużo chętnych jest na naukę włoskiego w Opolu?

Z ogromnym zdumieniem, ale i radością muszę przyznać, że chęć nauki języka włoskiego jest w Opolu naprawdę żarliwa. Jest wielu ludzi, którzy decydują się uczyć mojego języka. Włoski jest zdecydowanie melodyjny i z fonetycznego punktu widzenia łatwy, lecz uwaga: gramatyka kryje w sobie niemało cierni. Każda róża ma swoje… Włoski także! Co nie znaczy, że nie jest kwiatem języków romańskich!

A jakie są motywacje Pani uczniów? Włoski nie wydaje się tak niezbędny jak angielski czy – lokalnie – niemiecki. To bardziej pasja, wewnętrzna potrzeba?

Mam ogromne szczęście, że jestem otoczona fantastycznymi ludźmi, których uważam za integralną część mojego życia! Moi uczniowie są wspaniałymi ludźmi, głównie dzięki chęci nauki języka włoskiego dla czystej pasji. Ludzie, którzy uczą się go z miłości do kuchni, do podróżowania, do kultury i sztuki, z miłości do włoskiego życia… Tym, co sprawia mi największą radość, jest wzajemne zaufanie i przyjaźń, jakie zrodziły się między mną a moimi uczniami, że ucząc się ode mnie części mojej kultury, historii i języka, uczą mnie bardzo ważnych kwestii dotyczących ich kultury i ich kraju. Jestem naprawdę dumna, że otaczają mnie tak wyjątkowi i wewnętrznie bogaci ludzie!

A gdyby zapytać Panią, dlaczego warto uczyć się języka włoskiego, to co by Pani powiedziała?

Każdy język, którego się uczymy, jest osobistym bogactwem, którego nikt nigdy nam nie może zabrać! Móc komunikować się z ludźmi, rozumieć, co nas otacza bez barier językowych, zbliżyć się do świata, do innych – myślę, że to wspaniały prezent, który musimy wykorzystać. Języki otwierają nieskończone drzwi i nowe sposoby na odkrywanie i podbijanie! I na koniec: ucząc się włoskiego, będziecie mogli poznać z bliska tak uwolnionego szaleńca, jak ja!

Grazie mille per la nostra conversazione! Dziękujemy bardzo za naszą rozmowę! Życzymy sukcesów i odnalezienia prawdziwie włoskiej restauracji w Opolu!

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Zawsze Pewnie, Zawsze Konkretnie