Z Zofią Fiebich z Murowa, o samotnej wyprawie przez sześć europejskich państw, programie Discover EU, niedocenianych walorach turystycznych Polski i podróżniczych marzeniach, rozmawia Tomasz Chabior.

Tomasz Chabior: Jak to się stało, że osiemnastolatka wyruszyła w samotną podróż po Europie?

Zofia Fiebich: To dzięki programowi Disover EU dla państw uczestniczących w programie Erasmus+. Prowadzi go Unia Europejska, która płaci za transport po terenie Europy – pociągi i samoloty. Wycieczka może trwać maksymalnie trzydzieści dni, podczas gdy ja podróżowałam przez trzy tygodnie. Dni, w których można skorzystać z darmowego przejazdu jest siedem, ale limit ten nie dotyczy podróży samolotami, którymi jednak można polecieć tylko na wyspy.

Jakie kryteria musiałaś spełnić, żeby móc dołączyć do projektu?

Wbrew pozorom było ich niewiele. Wspomniałam już, że należało mieszkać w państwie objętym projektem Erasmus+. To Unia Europejska i niektóre państwa leżące poza jej granicami, jak chociażby Szwajcaria, Norwegia, Islandia, Turcja czy Serbia. Wymogiem był też wiek, który musiał wynosić dokładnie 18 lat. Każdy w tym wieku ma dwie szanse, by dostać się do programu – po jednej wiosną i jesienią.

Jaki jest więc klucz, według którego wybiera się uczestników Discover EU?

Należy odpowiedzieć na kilka pytań, ale wszystko zależy od ostatniego z nich, które zmienia się w każdej turze. W mojej brzmiało ono: „Jak myślisz, ile osób biorących udział w turze dalej się uczy?”. Im bliżej poprawnej odpowiedzi, tym większe szanse. Napisałam, że 81 tys. osób, podczas gdy okazało się, że faktycznie były ich 83 tys.

Unia Europejska pokryła więc koszt transportu. Za resztę musiałaś już zapłacić sama?

Musiałam ponieść koszty opłat za noclegi, wyżywienia i atrakcji. Wydaje się, że to drogie przedsięwzięcie, ale śpiąc tylko w hostelach przez trzy tygodnie wydałam na nie jedynie 1200 zł. Gotowałam sobie najczęściej sama, co też było sporą oszczędnością, choć w każdym z odwiedzonych miejsc starałam się również wyjść do restauracji i spróbować czegoś lokalnego. Poza tym Europa Wschodnia nie jest tak droga, jak chociażby Francja, Włochy czy Hiszpania.

Trasa była dowolna czy z góry określona?

Było kilka gotowych propozycji, ale z żadnej nie skorzystałam. Bardzo chciałam zobaczyć Bułgarię i to właśnie ona była głównym celem mojej podróży. Jednak żeby tam dotrzeć i wrócić stamtąd, nie starczyłoby mi siedmiu dni na jazdę pociągami. Postanowiłam więc polecieć samolotem na Cypr, a stamtąd do Bułgarii. Następnie jechałam kolejami przez Bułgarię, Rumunię, Węgry, Słowację i Polskę, zwiedzając po drodze jeszcze kilka miejsc.

Zacznijmy więc od Cypru. Interesujący kierunek?

Dla mnie był to kierunek do tej pory niespotykany. Nigdy wcześniej nie byłam w kraju o takim klimacie, w którym na ulicach rosną kaktusy. Była to też moja pierwsza podróż na wyspę. Na miejscu odwiedziłam dwa nadmorskie miasta – Larnakę i Ajia Napę. Spodobała mi się, ale nie chciałabym na niej mieszkać. Pięknych miejsc nie brakowało, ale znalazło się też sporo walących się budynków, które stały tuż obok ładnych budowli. Okolica, której lepiej unikać w nocy.

Co natomiast zobaczyłaś w Bułgarii?

Sofię, stolicę tego państwa, ale nie porwała mnie. Później jednak pojechałam do Płowdiwu, który bardzo mi się spodobał. To miasteczko, w którym było co robić, od oglądania ciekawej zabudowy, aż po chodzenie po okolicznych wzgórzach. Płowdiw polecił mi mój były nauczyciel geografii, pan Marek. W Bułgarii spędziłam tydzień i jeszcze tam wrócę – chcę zobaczyć więcej natury niż miast, w tym góry i Morze Czarne.

Z Bułgarii do Rumunii, a tam?

Bukareszt, czyli kolejna stolica. To bardzo zróżnicowane miasto o pięknej architekturze łączącej wiele stylów. Widziałam między innymi rumuński parlament, jeden z największych budynków świata. Chodziłam też na miejscowe wycieczki, byłam nawet na jednej dotyczącej historii komunizmu w tym kraju. Rumunia podobała mi się, ale zaskoczyły mnie ceny. Byłam przekonana, że będzie taniej.

Po Rumunii Węgry?

Tak. Bułgaria i Rumunia leżą w Unii Europejskiej, ale nie w strefie Schengen, dlatego też na przejściach granicznych przechodziłam kontrole paszportowe. Podróż z Bukaresztu do węgierskiego Budapesztu trwała 15 godzin. Jechałam pociągiem, śpiąc w kuszetce, w dość komfortowych warunkach, jak w kołysce. Minusem była jednak wspomniana kontrola, która wypadła około godziny 4.00.

To kolejna stolica, którą odwiedziłaś!

Bardzo zresztą ładna! W Budapeszcie urządziłam sobie kilka spacerów, ale i tak nie zobaczyłam wszystkiego, co chciałam. Jednak zdążyłam dotrzeć chociażby pod parlament – równie interesujący jak ten w Bukareszcie – oraz na wzgórza, z których rozciągały się piękne miejskie panoramy. Zresztą podczas całej podróży chodziłam bardzo dużo.

Jaki łączny dystans przeszłaś?

W trakcie tych trzech tygodni zrobiłam 350 tys. kroków, co można przeliczyć na około 280 km.

W drodze do Polski zobaczyłaś jeszcze Słowację, ale konkretnie jakie miejsce?

Bratysławę, a więc czwartą stolica na mapie mojej podróży. Nie spodobała mi się, bo niczym się nie wyróżniała. Może i jest to dobre miasto do życia, ale moim zdaniem nie ma duszy, nie zachwyca, a atrakcji jest niewiele.

Tęskniłaś za domem, czy jednak wolałaś, żeby ta podróż się nie kończyła?

Po dwóch tygodniach w podróży, gdy byłam już w Bukareszcie, miałam chwile załamania. Tęskniłam już za domem, w dodatku trafiłam na dosyć odpychający hostel. Poza tym zepsuła mi się ładowarka do telefonu, a to podczas wyjazdu dość ważna rzecz. Skumulowało się kilka nieprzyjemnych sytuacji i wtedy myślałam o powrocie, ale dałam sobie trochę odpocząć i to pomogło.

Pewnie poznałaś mnóstwo ciekawych ludzi. Kogo szczególnie wspominasz?

Spałam w wieloosobowych pokojach w hostelach, więc nie było to trudne. Najwięcej spotykałam… Australijczyków! Tłumaczyli mi, że skoro w ich kraju jest teraz zima, to wielu rodaków podróżuje po letniej Europie. Poznałam też dziewczynę z Hong-Kongu, która poleciła mi góry w rumuńskiej Transylwanii. Pewnie kiedyś się tam wybiorę. Były też osoby z Francji, Niemiec, Stanów Zjednoczonych, Anglii, Hiszpanii, Kenii, a nawet… uwaga… brazylijsko-włoskie rodzeństwo, które studiuje w Czechach.

Jak radziłaś sobie rozmawiając z tymi wszystkimi osobami?

Dobrze! Uważam, że nie należy przejmować się barierą językową, tylko otwierać się na ludzi, rozmawiać z nimi i nie stresować się tym. Żeby porozmawiać o prostych sprawach nie trzeba być bardzo biegłym. Jednak gdy już się z kimś zakolegujemy, to tematy rozmów stają się bardziej złożone i tutaj przydaje się nieco lepsza znajomość języków.

Co po takiej wyprawie poradziłabyś spragnionym przygód rówieśniczkom i rówieśnikom?

Żeby brać sprawy w swoje ręce! Nie trzeba od razu skakać na głęboką wodę, choć zachęcam do tego, bo wiem, co taki skok mi dał. Za chwilę do projektu Discover EU będą mogły zgłaszać się osoby urodzone w 2005 roku. Nie trzeba wcale jechać daleko, nie trzeba też wydawać mnóstwa pieniędzy, ani podróżować samemu. Można przecież wyjechać razem z innymi osobami, a kompanów do podróży można znaleźć między innymi na wielu grupach w internecie. Warto chociaż raz spróbować.

Podróżowałaś po Europie już wcześniej?

Często razem z rodzicami odwiedzałam Czechy – przede wszystkim góry leżące blisko Opolszczyzny, ale byłam też w Pradze. Oprócz tego jeździłam do Niemiec, między innymi Berlina, a gdy byłam w szkole podstawowej pojechałam na wymianę do Halle. Odwiedziłam też między innymi: Ostendę w Belgii, Metz, Lille i Dunkierkę we Francji, północne wybrzeże tego kraju oraz Wiedeń, czyli stolicę Austrii.

Masz swoje ulubione miejsce?

To… Kraków! Bardzo mi się spodobał i chciałabym wyjechać tam w październiku na studia związane z logistyką lub transportem. Ładny jest też Poznań. Wiele osób nie docenia walorów naszego państwa, a ja dużo po nim podróżuję i uważam, że jest piękne. Podczas ostatniej wyprawy szczególnie do gustu przypadł mi też bułgarski Płowdiw, a w trakcie tych nieco dawniejszych wyjazdów francuska Dunkierka.

Zdradzisz na koniec swoje podróżnicze marzenia?

Nigdy nie byłam poza Europą, dlatego chciałabym kiedyś odwiedzić Azję, na przykład Tajlandię. Jednak na razie to sfera marzeń, a nie planów. Mam też ochotę na powrót do Bułgarii i Rumunii – w te miejsca, których nie zobaczyłam, czyli nad Morze Czarne w Bułgarii i do Transylwanii w Rumunii.

Dziękuję za rozmowę!

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

W dziennikarstwie od 9 lat, w fotografii o rok krócej. Miłośnik narciarstwa, karate i siatkówki, spośród których nie uprawia tylko trzeciej z dyscyplin. Przez całe życie poświęca się sportowi, choć w Opowiecie.info zajmuje się też innymi tematami. W wolnym czasie fotografuje krajobrazy, szczególnie podczas podróży, które tak bardzo kocha.