Niektórzy uchodźcy przebywający w opolskich akademikach przygotowują się do wyjazdu. To głównie kobiety z zachodniej Ukrainy, które uznały, że mogą już tam wracać. Inne przygotowują się do samodzielnego życia w Polsce. Jak sobie poradzą z dziećmi, pracą w nowym życiu, dowiemy się za kilka miesięcy.

Wszyscy ukraińscy uchodźcy mieszkający w akademikach Uniwersytetu Opolskiego pozostaną już tylko do września. Ofiarność gospodarzy tego miejsca była ogromna.

– To jest czas, kiedy uchodźcy już wiedzą, że systemowo możemy pomóc wszystkim przez te dwa ostatnie miesiące – mówi Maciej Kochański, rzecznik Uniwersytetu Opolskiego. – I teraz jest czas na ich usamodzielnienia się. W większości te osoby już podjęły jakąś pracę.

Niektóre kobiety pracują sezonowo, inne już normalnie na etacie. Planują, żeby wynająć w kilka osób jakieś mieszkanie, tak, by rozpocząć nowe życie.

Teraz w akademiku Niechcic mieszka 280 uchodźców, nowe osoby już nie będą przyjmowane. Uczelnia wygasza przyjmowanie uchodźców, ale w trudnych sytuacjach pomoc wojewody będzie kontynuowana.

– Jedna z pań trzy dni temu urodziła dziecko, wiadomo, że taka osoba nie usamodzielni się – tłumaczy rzecznik UO. – Ale systemowo udzielana pomoc kończy się we wrześniu. Oczywiście, przybywające osoby nie pozostaną bez pomocy. Jeżeli pojawi się ktoś nowy, to zostanie odesłany do miejsca wyznaczonego przez wojewodę.

W punkcie recepcyjnym Politechniki Opolskiej pojawiają się ciągle nowe osoby z Ukrainy. Mogą usłyszeć, że na jedną dobę można się zatrzymać w hali sportowej, ale na dłużej to miejsca są, ale już tylko poza Opolem. W akademiku jak zwalnia się miejsce, to błyskawicznie pojawiają się chętni.

Skąd biorą się ci nowi, skoro napływ uchodźców z Ukrainy ustał?

– To z racji tego, że kończy się dofinansowanie dla prywatnych osób, które przyjęły do swoich domów uchodźców wojennych – mówi Julia Ukolova, Ukrainka od 10 lat mieszkająca w Opolu, pracownik Politechniki Opolskiej. – Wiadomo, że to już długo trwa, a jak ktoś do małego mieszkania wziął sobie rodzinę, to po takim czasie może być to trudne i nie jest już w stanie dłużej gościć uchodźców. Takim osobom szukamy miejsca.

Teraz, choć rządowa pomoc była słaba i tak kończy. Z końcem czerwca wiele się zmienia, bo część Ukraińców, którzy dotarli do polski w pierwszych dniach wojny, straci możliwość korzystania z mieszkań finansowanych z publicznej kasy (rządowej).

Zgodnie ze specustawą, udzielający im schronienia z wyżywieniem mogli liczyć na zwrot w wysokości 40 złotych na osobę za dobę. Ta pomoc działa przez 120 dni, więc pobyt pierwszych uchodźców wojennych przestaje być dofinansowany. Na wsparcie rządowe nadal mogą liczyć osoby niepełnosprawne, wielodzietne rodziny, kobiety w ciąży i osoby starsze.

W akademikach Politechniki Opolskiej, gdzie przebywają uchodźczynie z Ukrainy, można usłyszeć, że połowa z nich nie podejmie samodzielnego życia. Mają na uwadze kobiety z małymi dziećmi, albo osoby starsze, mających ponad 70 lat emerytów. Ci z zachodu Ukrainy wyjeżdżają do siebie, inni zostają, bo często nie mają do czego wracać. Domy zrównane z ziemią, a mąż i syn walczą. Te kobiety, które już nie mają do czego wracać, pewnie zostaną w Opolu, ale czy we wrześniu będą gotowe do podjęcia samodzielnego życia?

– Nie jest prosto dostać miejsce dla dziecka w żłobku, albo przedszkolu, a nie mają u kogo zostawić dzieci – tłumaczy Julia Ukolova. – Ale kobiety próbują sobie jakoś to organizować, więc ta, co ma małe dziecko, weźmie pod opiekę trójeczkę przedszkolaków, tak, żeby mama poszła do pracy.

Te, które już mogą rozpocząć samodzielne życie, bo mają pracę, albo za chwilę ją podejmą, muszą znaleźć sobie jeszcze mieszkanie.

– Wynajęcie mieszkania to chyba najpoważniejszy problem, ze względu na cenę – podkreśla Julia Ukolova. – W pojedynkę mało kogo będzie stać.

 

 

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarstwo, moja miłość, tak było od zawsze. Próbowałam się ze dwa razy rozstać z tym zawodem, ale jakoś bezskutecznie. Przez wiele lat byłam dziennikarzem NTO. Mam na swoim koncie książkę „Historie z palca niewyssane” – zbiór moich reportaży (wydrukowanie ich zaproponował mi właściciel wydawnictwa Scriptorium). Zdobyłam dwie (ważne dla mnie) ogólnopolskie nagrody dziennikarskie – pierwsze miejsce za reportaż o ludziach z ulicy. Druga nagroda to też pierwsze miejsce (na 24 gazety Mediów Regionalnych) – za reportaż i cykl artykułów poświęconych jednemu tematowi. Moje teksty wielokrotnie przedrukowywała Angora, a opublikowałam setki artykułów, w tym wiele reportaży. Właśnie reportaż jest moją największą pasją. Moim mężem jest też dziennikarz (podobno nikt inny nie wytrzymałby z dziennikarką). Nasze dzieci (jak na razie) poszły własną drogą, a jeśli już piszą, to wyłącznie dla zabawy. Napisałam doktorat o ludziach od pokoleń żyjących w skrajnej biedzie, mam nadzieję, że niedługo się obronię.