Z Marceliną Zawiszą z partii Razem, opolską posłanką Lewicy, rozmawia Jolanta Jasińska-Mrukot

– Pani jest córką górnika, ratownika górniczego, co pani czuła, kiedy pod kopalniami „Zofiówka” i „Pniówek” zapalały się kolejne znicze? Kiedy tylu górników, wraz z ratownikami, którzy ruszyli im na pomoc, straciło życie…

Mam taką refleksję, że zapominamy, jak niebezpieczną i trudną pracą jest praca górnika. I przypominamy sobie o tym tylko wtedy, gdy dochodzi do tragedii. Pamiętam, od wczesnego dzieciństwa, że jak tylko zatrzęsła się ziemia, to moja mama z przerażeniem patrzyła w dal, oczekując informacji, czy tato wyjechał z kopalni. A teraz mój brat pracuje na kopalni. I kiedy słyszę kolejne informacje o kolejnych zgonach… Wiem, że państwo polskie nie zrobiło wszystkiego, żeby zapewnić górnikom bezpieczeństwo. Jedną rzeczą jest zadbać o regulacje, a czym innym zadbać o kontrole i egzekwowanie prawa. Musimy też niestety pamiętać, że kopalnia to nieprzewidywalny żywioł.

– Czy to nie jest tak, że z przestrzeganiem bezpieczeństwa w kopalniach zawsze było na bakier? I ciągle się mówi, o niebezpiecznych kopalniach metanowych.

Właśnie nie tylko na kopalniach. To samo mamy z budownictwem! Jest standardem nieprzestrzeganie zasad BHP. W takiej sytuacji narażamy ludzi na utratę życia i zdrowia. W „budowlance”, czy na kopalni realnie mówimy o życiu. To nie kończy się na łamaniu ręki, tutaj chodzi o utratę życia. To ogromne tragedie całych rodzin po stracie bliskiej osoby. A po 1989 roku jest ta pogoń za zyskiem, potrzeba wyłącznego patrzenia na zysk, a nie na ludzi i ich bezpieczeństwo. Takie wyciskanie z ludzi, ile się da. To właśnie prowadzi do tragedii. Skutkuje to kolejnymi wypadkami i zgonami, które nigdy nie powinny mieć miejsca.

– A co pani zdaniem nie zadziałało w kopalni „Zofiówka”?

– Czekamy na wyniki badań ekspertów, dowiemy się, kiedy oni się wypowiedzą. Mogę jedynie mówić na podstawie informacji dotyczących innych wypadków i wyników kontroli w innych kopalniach. Rozmawiam z górnikami, czytam raporty PIP, z kontroli BHP. Tam są odpowiedzi na pytanie, dlaczego takie tragedie mają miejsce, my to wszystko wiemy, tylko patrzy się na to przez palce lub udając, że się tego nie widzi.

– Coraz częściej się mówi, że do spółek górniczych na kierownicze stanowiska trafiają osoby zupełnie niezwiązane z tą branżą.

Przecież to nie dotyczy tylko górnictwa. Daje się ludzi z nadania politycznego, a nie ekspertów i fachowców z branży. Oni wiedzieliby, co robić i czego nie robić, żeby zapewnić ludziom bezpieczeństwo.

– Pani, córka górnika wychowana na Śląsku, jest zwolenniczką dekarbonizacji. I jest w tym racja, bo czy na zawsze musimy kojarzyć Śląsk tylko z węglem i tragediami w kopalniach?

Przecież Śląsk możemy kojarzyć z przemysłem motoryzacyjnym i innymi zakładami produkcyjnymi. Poza tym kopalnie nie są tylko na Śląsku. Jestem zwolenniczką dekarbonizacji, ale takiej, która nie zostawia ludzi za burtą. Dekarbonizacji, która patrzy na realia. Pokłady węgla są ograniczone, położone coraz głębiej i coraz niebezpieczniej jest go wydobywać.

– Czy musimy go wydobywać? 

Jeżeli chodzi o węgiel energetyczny, to o wiele bezpieczniej byłoby przestawić się na elektrownie jądrowe z bardzo dużym wsparciem OZE (odnawialne źródła energii). Tak, żeby energia jądrowa była energią stabilizującą, a jak najwięcej energii pozyskiwać z wiatru i słońca. Transformacja musi być z poszanowaniem praw nabytych tych osób, które już pracują w kopalniach. Trzeba pamiętać, że nie jesteśmy w stanie z dnia na dzień odejść od węgla. Szczególnie teraz, w tej sytuacji geopolitycznej, w której się znaleźliśmy. Warto też podkreślić różnicę pomiędzy kompaniami wydobywającymi węgiel do elektrowni i węgiel koksujący, który służy np. do produkcji stali. Węgiel koksujący jest na liście surowców strategicznych UE i jego wydobywanie będzie miało miejsce nadal. W takich kopalniach były ostatnio tragiczne wypadki i tam trzeba zadbać o maksimum bezpieczeństwa, bo nacisk na zwiększenie wydobycia jest większy.

– Ale o tym, że musimy odejść od węgla, wiemy już od 20 lat.

– To nie jest winą górników, że żaden rząd nie wybudował alternatywnych elektrowni, w których spalałoby się coś innego niż gaz lub węgiel. A mam takie wrażenie, że w Polsce oskarża się górników o to, że chcą wydobywać węgiel. Chcą, bo gdzieś muszą pracować.

Czy to nie jest tak, że kolejne rządy mają tylko przed sobą perspektywę czteroletnią i żadna ekipa nie ma odwagi powiedzieć, że górnicy nie są już potrzebni.

– Oni są potrzebni! Raz, że węgiel wydobywa się nie tylko w celach energetycznych, a dwa, że dopóki nie powstaną alternatywne elektrownie, to nawet jak zamkniemy kopalnie, to i tak węgiel będziemy importować. Teraz tej alternatywy nie mamy i to jest winą rządu. Budowa elektrowni atomowej idzie bardzo opornie, winę za to ponoszą wszystkie poprzednie rządy. A przecież samo zamknięcie kopalń, likwidacja tych miejsc pracy nie sprawi, że nagle staniemy się zieloną gospodarką.

– Ostatnio poseł Janusz Kowalski stał po kopalnią „Wieczorek” i mówił, że w tej kopalni mogły być miejsca pracy, ale poprzednia ekipa rządząca ją zamknęła. Tymczasem zamknięto ją już za rządów PiS, bo skończyły się pokłady węgla. Czy populiści nie grają tutaj na niewiedzy ludzi?

Pan Kowalski robiąc konferencje pod tymi kopalniami trochę zapomina, że to jego partia jest w koalicji rządzącej z PiS i od siedmiu lat to oni odpowiadają za to, że kopalnie są zamykane. I za to, że budowa elektrowni jądrowej idzie w Polsce opornie.

– A inna sprawa, to nieludzkie, żeby w czasie, kiedy Śląsk pogrążony jest w żałobie, prowadzić akcję propagandową pod nieczynnym Wieczorkiem.

To, że poseł Kowalski buduje swoją karierę na takich tragediach, świadczy tylko o nim.

 Dziękuję za rozmowę.    

                           

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarstwo, moja miłość, tak było od zawsze. Próbowałam się ze dwa razy rozstać z tym zawodem, ale jakoś bezskutecznie. Przez wiele lat byłam dziennikarzem NTO. Mam na swoim koncie książkę „Historie z palca niewyssane” – zbiór moich reportaży (wydrukowanie ich zaproponował mi właściciel wydawnictwa Scriptorium). Zdobyłam dwie (ważne dla mnie) ogólnopolskie nagrody dziennikarskie – pierwsze miejsce za reportaż o ludziach z ulicy. Druga nagroda to też pierwsze miejsce (na 24 gazety Mediów Regionalnych) – za reportaż i cykl artykułów poświęconych jednemu tematowi. Moje teksty wielokrotnie przedrukowywała Angora, a opublikowałam setki artykułów, w tym wiele reportaży. Właśnie reportaż jest moją największą pasją. Moim mężem jest też dziennikarz (podobno nikt inny nie wytrzymałby z dziennikarką). Nasze dzieci (jak na razie) poszły własną drogą, a jeśli już piszą, to wyłącznie dla zabawy. Napisałam doktorat o ludziach od pokoleń żyjących w skrajnej biedzie, mam nadzieję, że niedługo się obronię.