Poseł Ryszard Galla: Nie mogę popierać czegoś złego, bo nie pozwalałoby mi na to sumienie i nie pozwala mi też mój elektorat

Z Ryszardem Gallą, opolskim posłem mniejszości niemieckiej, wiceprzewodniczącym sejmowej Komisji Mniejszości Narodowych i Etnicznych, rozmawia Jolanta Jasińska-Mrukot

– Dość dziwna sprawa, bo PiS już po raz czwarty chciał pana odwołać ze stanowiska wiceprzewodniczącego komisji. Czy jest jakiś powód?

– Pan (poseł Wojciech Zubowski z PiS – aut.), który składał ten wniosek, mówi mi, że on osobiście do mnie nic nie ma. Uważa, że jestem merytorycznie bardzo dobrze przygotowany, że mam dużą wiedzę, ale składa wniosek o moje odwołanie, bo „jestem nieuwzględniony w uzgodnieniach międzyklubowych”.

– Nie rozumiem.

To jest taka zasada, że kluby uzgadniają między sobą, jak obsadzane są miejsca w prezydiach poszczególnych komisji. Ja nie jestem w żadnym klubie, jestem posłem niezrzeszonym. I nie jest to sytuacja nagminna, a wyjątkowa w komisji mniejszości. Jestem jedynym przedstawicielem mniejszości z bezpośrednich wyborów, z ramienia Komitetu Mniejszości Niemieckiej. Taka sytuacja nie ma określenia prawnego, ale zwyczajowo funkcjonuje od 30 lat w polskim parlamencie i jest też pewnego rodzaju niepisanym prawem.

– Czyli dotychczas przez te 30 lat nikomu to nie przeszkadzało?

Nigdy. Wcześniej poseł Henryk Kroll był wiceprzewodniczącym tej komisji, a po nim byłem ja. W pierwszej kadencji PiS nie było problemu.  Teraz pan poseł, nie wiem, czy z polecenia kierownictwa klubu, próbuje mnie odwołać. To jest nienormalna sytuacja, jestem posłem wielokadencyjnym. Teraz zamiast zajmować się tematami istotnymi, to po raz kolejny pojawia się sprawa mojego odwołania.

– Ale aż cztery razy próbowali i ani razu nie udało się pana odwołać!

Sytuacja jest patowa, bo jest dziewięć na dziewięć (równowaga głosów „za” i „przeciw” w komisji – aut.). Wniosek nie uzyskał wymaganej większości i został odrzucony. Jedyny pożytek z tego, że można zapisać, że w komisji co miesiąc jest sto procent obecności (śmiech), bo wszyscy się mobilizują. Opozycja nie chce odpuścić rządzącym i jest przeciwko odwołaniu mojej osoby.

– Zapewne się pan ostatnimi działaniami naraził PiS?

Ma pani rację. Prawdopodobnie kością niezgody jest moje głosowanie, bo niektórzy uważają, że poseł mniejszości musi być prorządowy. Właściwie to każdy poseł powinien być prorządowy, ale tylko w momencie, kiedy rząd proponuje zgodne z prawem rozwiązania. Ale co zrobić na przykład w sytuacji ustawy autorstwa Zbigniewa Ziobry, według której sędziami mogą być tylko osoby z jednym obywatelstwem, w domyśle polskimu. Przecież teraz młodzież, dobrze wykształcona, bywa za granicami, jesteśmy w rodzinie europejskiej. I jeśli jakiś młody człowiek studiujący w Wielkiej Brytanii dostałby obywatelstwo angielskie, to przyjeżdżając do Polski i chcąc zostać sędzią musiałby się go zrzec. Z naszego środowiska (mniejszości niemieckiej – aut.) miałem wiele sygnałów z całej Polski, od czynnych sędziów, że teraz będą musieli się określić. Więc ja nie mogę głosować za taką ustawą.

– W sprawie ograniczenia nauki języka niemieckiego, jako ojczystego, do jednej godziny tygodniowo też pan przecież nie milczał…

Nie mogą mi zarzucić, że dobrych ustaw, np. dotyczącej Ukraińców, nie popieram, bo to jest potrzebne i musi być. Na popieranie czegoś złego nie pozwalałoby mi sumienie, nie pozwala mi też na to mój elektorat.

– Ale to odwoływanie pana czwarty raz trzeba chyba nazwać zabawą.

– To się zaczęło jakoś w listopadzie.

– Czy to w tym samym czasie, kiedy poseł Kowalski zaczął tak dużo mówić o języku niemieckim w szkołach?

– Tak, tak… to w tym samym czasie. Poseł Kowalski zwrócił na to uwagę. W tym wszystkim przykry jest ten bezsensowny upór, bo to nic nie zmienia. Całe to obcinanie godzin karze sromotnie dzieci, bo czego można się nauczyć podczas jednej godziny języka tygodniowo? Żaden pedagog takiej decyzji by nie podjął, a tutaj osoba odpowiedzialna w Polsce za edukację dzieci tak postąpiła. A za tym pójdzie redukcja 1200 etatów nauczycieli języka niemieckiego, czyli dobrze działający system, budowany przez trzydzieści lat, nagle został zburzony. To jest nieracjonalne i nikt na tym nie skorzysta.

Poseł Galla w ramach sejmowej KMNiE złożył do NIK wniosek o przeprowadzenie kontroli sposobu nauczania języków mniejszości narodowych i etnicznych ze szczególnym uwzględnieniem języka niemieckiego jako ojczystego.            

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarstwo, moja miłość, tak było od zawsze. Próbowałam się ze dwa razy rozstać z tym zawodem, ale jakoś bezskutecznie. Przez wiele lat byłam dziennikarzem NTO. Mam na swoim koncie książkę „Historie z palca niewyssane” – zbiór moich reportaży (wydrukowanie ich zaproponował mi właściciel wydawnictwa Scriptorium). Zdobyłam dwie (ważne dla mnie) ogólnopolskie nagrody dziennikarskie – pierwsze miejsce za reportaż o ludziach z ulicy. Druga nagroda to też pierwsze miejsce (na 24 gazety Mediów Regionalnych) – za reportaż i cykl artykułów poświęconych jednemu tematowi. Moje teksty wielokrotnie przedrukowywała Angora, a opublikowałam setki artykułów, w tym wiele reportaży. Właśnie reportaż jest moją największą pasją. Moim mężem jest też dziennikarz (podobno nikt inny nie wytrzymałby z dziennikarką). Nasze dzieci (jak na razie) poszły własną drogą, a jeśli już piszą, to wyłącznie dla zabawy. Napisałam doktorat o ludziach od pokoleń żyjących w skrajnej biedzie, mam nadzieję, że niedługo się obronię.