– To było nieprawdopodobne spotkanie, ci ludzie są bardzo skromni – mówi Opowiecie.Info Małgorzata Besz-Janicka, szefowa opolskiego KOD, po powrocie z Grodkowa, gdzie przechodzi kwarantannę grupa 40 Afgańczyków, w tym 19 dzieci.

– Oni potrzebują naszego wsparcia, przecież uciekli z piekła w tym co mieli na sobie – podkreśla Besz-Janicka.

Jeden z mężczyzn miał tylko jeden but, inni byli w klapakach.

– I widać lęk w ich oczach, bo uniknęli śmierci – dodaje Małgorzata Besz-Janicka. – Oni mieli szczęście, w Polsce spotkali życzliwych im ludzi.

O Opolanach można powiedzieć, że są ludźmi o wielkich sercach, bo zamieszczony przez Małgorzatę Besz-Janicką  w sobotę post na fejsbuku o niedzielnej zbiórce dla Afgańczyków spotkała się z niebywałym odzewem. Z placu Daszyńskiego w Opolu, gdzie o 12.00 prowadzono zbiórkę, do Grodkowa odjechało siedem wyładowanych samochodów!

– Po rozmowie telefonicznej dowiedziałam się, że potrzebują  butów ciepłych ubrań – opowiada szefowa opolskiego Komitetu Obrony Demokracji. – Dwa dni temu w Grodkowie jedna z Afganek urodziła dziecko, któremu dała na imię Katarzyna. Kupiłam bieliznę, szczególnie z myślą o kobietach, słodycze dla dzieci i owoce. Także torby i walizki, żeby się mogli spakować. I wiele innych rzeczy.

– Ludzie chcą pomagać, to odruch solidarności i serca Opolan, wobec tych, którzy potrzebują pomocy, ten obraz jest bardzo krzepiący – powiedziała Opowiecie.info Ewa Stańczuk z Opola, która zaangażowała się w akcję pomocy, a jej mąż potem swoim transitem zawiózł do Grodkowa dary przekazane przez Opolan. – Pomagamy  niezależnie od tego, co myślimy, bo jak można pozostawić człowieka w potrzebie?

Pani Agnieszka z Opola przyszła z 5-letnią córeczką. Razem pakowały zabawki dla dzieci z Afganistanu.

– Mamy gry planszowe, kolorowanki, zabawki, po to, żeby im umilić czas oraz środki higieniczne potrzebnych do codziennej pielęgnacji – wylicza pani Agnieszka.

Pani Agnieszka z Opola dodaje, że przyniosła też ubranka swojej córeczki, z których już wyrosła.

– Ale wszystkie w bardzo dobrym stanie i czyste – podkreśla. – Przyniosłam też kilka rzeczy dla dzieci i dla kobiet.

Wielu Opolan odpowiedziało właśnie w taki sposób, mając przy tym na uwadze różnice kulturowe, tzn., żeby ubrania nie były jaskrawe.

Monika i Janusz Bartosiewiczowie z Opola, kiedy tylko usłyszeli, że Afganka urodziła w Grodkowie córeczkę, której z wdzięczności dla Polaków za ocalenie dała na imię Katarzyna, kupili paczki z pieluszkami dla niemowlaka, a dla dorosłych ciepłe ubrania.

Niektórzy nawet kupowali nowe buty i opisywali, w jakim są rozmiarze. Ktoś inny przyniósł torbę podróżną, zabawki i gry planszowe dla dzieci, a także szaliki i czapki, bo robi się coraz chłodniej.

Magda, już za miesiąc studentka Uniwersytetu Jagiellońskiego, spakowała, to czym mogła się podzielić. O zbiórce dowiedziała się na swojej grupie.

– Staramy się informować o wszystkich akcjach społecznych, choć mamy różne poglądy – dodaje Magda.

Julia i Artur przybiegli, kiedy usłyszeli, że jest zbiórka. Dla nich nieważne barwy polityczne i wyznanie, bo jak mówią liczy się człowiek.

W zbiórce na pl. Daszyńskiego pomagali mecenas Jacek Różycki i mecenas Andrzej Sieradzki. – Nieważne zupełnie, co sobie myślimy, tylko odruch serca się liczy – podkreśla mecenas Różycki. – I nie dziwi mnie ta liczba osób, która biegnie z pomocą. Tak trzeba zrobić, bo jesteśmy wszyscy ludźmi.

Afgańczycy przebywają też na kwarantannie w Suchym Borze. Jest tam od czwartku grupa 73 mężczyzn, kobiet i dzieci. Jak tylko przyjechali, Stowarzyszenie Na Rzecz Rozwoju Wsi Suchy Bór rozpoczęło zbiórkę darów, którą musiało zakończyć już w sobotę. Bo odzew był tak wielki i powszechny, że zebrano więcej, niż uciekinierzy z Afganistanu potrzebują.

Na swojej stronie stowarzyszenie zamieściło komunikat: „Kochani, jesteśmy przytłoczeni (w dosłownym tego słowa znaczeniu) ilością darów, jakie nam przywieźliście z całej Polski. Naprawdę, nie spodziewaliśmy się tak wielkiego odzewu. Mamy wszystkie pomieszczenia w ośrodku zapakowane po dach.

Dziękujemy serdecznie! Nie gniewajcie się, ale nie jesteśmy w stanie przyjąć niczego więcej. To, co mamy, musimy przesortować, przepakować i przekażemy do innych ośrodków w Polsce. Nasi afgańscy przyjaciele są mile zaskoczeni, bardzo dziękują za każdą pomoc”.

– My także chcieliśmy zorganizować zbiórkę dla nowych mieszkańców Suchego Boru, ale okazało się, że na razie pomoc była wystarczająca – mówi Łucja Pisarska-Łabno, prezes stowarzyszenia „Opolska pozytywka”, wraz z mężem prowadzi świetlicę socjoterapeutyczną dla dzieci. – Ale kiedy będą przenosić się do swoich nowych mieszkań, będziemy chcieli im pomóc im w ich urządzaniu.

Stowarzyszenie na Rzecz Rozwoju Wsi Suchy Bór prowadzi teraz zbiórkę pieniędzy na zakup leków, odżywek i soków dla dzieci.

Podobnie jak w Grodkowie, jedna z Afganek z Suchego Boru także urodziła dziecko. Jej córeczka przyszła na świat w opolskiej porodówce w piątek. Czeka już na nią wyprawka, którą w ekspresowym tempie przygotowali mieszkańcy Suchego Boru.

Informacja o przybyciu do Suchego Boru i Grodkowa uciekinierów z Afganistanu była dla Opolan zaskakująca, ale zaskakująca jest też ich reakcja w kontekście wieloletniej kampanii antyimigranckiej prowadzonej przez PiS. Okazuje, że wobec mieszkańców Opolszczyzny ta propaganda nie zadziałała. Ludzie wykazali olbrzymią dobroć i serce, osobiste zaangażowanie w akcję pomocy oraz brak jakichkolwiek uprzedzeń wobec odmiennych kulturowo i religijnie Afgańczyków. Zobaczyli w nich ludzi – przerażonych, bez dobytku, potrzebujących.

Zdaliśmy egzamin z człowieczeństwa.

.Jolanta Jasińska-Mrukot

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarstwo, moja miłość, tak było od zawsze. Próbowałam się ze dwa razy rozstać z tym zawodem, ale jakoś bezskutecznie. Przez wiele lat byłam dziennikarzem NTO. Mam na swoim koncie książkę „Historie z palca niewyssane” – zbiór moich reportaży (wydrukowanie ich zaproponował mi właściciel wydawnictwa Scriptorium). Zdobyłam dwie (ważne dla mnie) ogólnopolskie nagrody dziennikarskie – pierwsze miejsce za reportaż o ludziach z ulicy. Druga nagroda to też pierwsze miejsce (na 24 gazety Mediów Regionalnych) – za reportaż i cykl artykułów poświęconych jednemu tematowi. Moje teksty wielokrotnie przedrukowywała Angora, a opublikowałam setki artykułów, w tym wiele reportaży. Właśnie reportaż jest moją największą pasją. Moim mężem jest też dziennikarz (podobno nikt inny nie wytrzymałby z dziennikarką). Nasze dzieci (jak na razie) poszły własną drogą, a jeśli już piszą, to wyłącznie dla zabawy. Napisałam doktorat o ludziach od pokoleń żyjących w skrajnej biedzie, mam nadzieję, że niedługo się obronię.