W zastraszającym tempie wzrosły koszty produkcji rolnej spowodowane drożejącym paliwem i nawozami. Na dodatek, nie dość, że ceny niektórych nawozów wzrosły nawet o 300 procent, to jeszcze brakuje ich na rynku.

Rolnicy uważają, że sztucznie nakręca się prawo popytu i sprzedaży, ograniczenia w dostawach na rynek powodują, że ich cena stale rośnie.

Szczególnie rozczarowani mogą być wyborcy PiS, bo wzrosły ceny nawozów produkowanych przez zakłady należące do spółek skarbu państwa.

– Ceny nawozów fosforowo-potasowych podrożały jedynie o 40 procent, a azotowe najwięcej, nawet 300 procent – mówi Marek Froelich, prezes Opolskiej Izby Rolniczej.

Rolnicy są rozgoryczeni, bo jak twierdzą, cena nawozów wzrosła akurat wtedy, kiedy Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa (ARiMR) zaczęła wypłacać zaliczki na poczet płatności obszarowych, czyli kiedy rolnicy dostali pieniądze.

Czy podwyżka nawozów azotowych jest ekonomicznie uzasadniona?

– Faktem jest, że zdrożał gaz, a jest podstawowym składnikiem produkcji nawozów azotowych, to nawet 70 proc. wartości produkcji – przyznaje prezes opolskich rolników. – Tylko, że nawozy produkują spółki skarbu państwa na podstawie wieloletnich umów dostaw gazu, więc co się tutaj takiego stało, że można podnieść o 300 procent cenę nawozów azotowych?

Dlatego Izby Rolnicze z całej Polski chciały to wyjaśnić i zgłosiły to do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów.

– Chodzi o to, żeby sprawdzić, czy ktoś przy okazji podwyżek gazu nie próbuje nabijać sobie kieszeni. Z drugiej strony są to spółki skarbu państwa, których obowiązkiem jest kontrolowanie cen – tłumaczy Marek Froelich. – Miało się odbyć spotkanie z prezesem zakładów azotowych podczas Krajowej Rady Izb Rolniczych już miesiąc temu, ale do spotkania nie doszło. I do tego żadnej odpowiedzi do dzisiaj.

Podczas tego ogólnopolskiego spotkania izb rolniczych doszło do kuriozalnej sytuacji. Prezes owych zakładów azotowych „nie dojechał”, ale przedstawiciel handlowy zdążył.

– I próbował nam te nawozy sprzedać – mówi Marek Froelich.

Jak mówią opolscy rolnicy, wszystko stanęło na głowie. Dotąd wiedzieli, że jesienią jest sezonowa obniżka nawozów, więc jesienią je kupowali. Teraz przeżywają zaskoczenie, bo dzieje się coś odwrotnego, nawozy są droższe niż wiosną. Nastąpiła dramatyczna podwyżka cen i nic nie wskazuje na to, że stanieją.

– Jak widać, wszystko sprzeciwia się rolnictwu, bo podrożało też paliwo – dodaje Marek Froelich. – Niedawno przyrzekano nam, że będzie podwyższenie zwrotu akcyzy za paliwo. W tej chwili jest z 80 litrów, a ma być ze 100 litrów na hektar.

Prezes opolskich IR podkreśla, że nie nadąża już za rządowymi obietnicami składanymi rolnikom. Ich sytuacja staje się coraz trudniejsza, ale nie wydaje się, by „miastowi” się tym przejmowali.

– A to nie jest tak, że jak coś się dzieje w rolnictwie, to nie dotyczy ludzi w mieście, wprost przeciwnie – podkreśla dodaje Froelich.

Wielu polityków lekceważy groźbę Polexitu, a nawet byłaby z niego zadowolona, ale wyjście z Unii oznaczałoby też koniec dopłat hektarowych dla rolników. Tymczasem stanowią one nawet połowę dochodu przeciętnego gospodarstwa rolnego.

– Gdyby to zabrać, to ceny żywności byłyby nie do opanowania – dodaje Marek Froelich. – Teraz możemy się cieszyć względnie tanią żywnością w Europie, ale gdyby zabrakło dopłat, to już ta żywność taka tania nie będzie.

Obawę wzrostu cen żywności budzi także biologizacja rolnictwa. Polska, jako państwo członkowskie UE, będzie zobowiązana za dwa lata do obniżenia zużycia środków ochrony roślin i nawozów sztucznych.

– Nikt nie przeczy, że powinniśmy nad tą ekologią myśleć, ale to jest dla nas za szybko – podkreśla prezes opolskiej IR. – Biologizacja oznacza, że zamiast nawozów mineralnych, sztucznych – bo w niektórych krajach stosuje się ich tak dużo, że ziemia staje martwa – wprowadza się środki biologiczne, użyźniające ziemię i zwiększają ilość próchnicy w glebie. Ale to jest proces trwający kilkanaście lat.

Taka Austria wprowadzała to przez dwadzieścia lat, a my to mamy zrobić za dwa lata. Ktoś musiałby odpowiednie stanowisko wynegocjować. Ale kto z polskiego rządu to zrobi…

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarstwo, moja miłość, tak było od zawsze. Próbowałam się ze dwa razy rozstać z tym zawodem, ale jakoś bezskutecznie. Przez wiele lat byłam dziennikarzem NTO. Mam na swoim koncie książkę „Historie z palca niewyssane” – zbiór moich reportaży (wydrukowanie ich zaproponował mi właściciel wydawnictwa Scriptorium). Zdobyłam dwie (ważne dla mnie) ogólnopolskie nagrody dziennikarskie – pierwsze miejsce za reportaż o ludziach z ulicy. Druga nagroda to też pierwsze miejsce (na 24 gazety Mediów Regionalnych) – za reportaż i cykl artykułów poświęconych jednemu tematowi. Moje teksty wielokrotnie przedrukowywała Angora, a opublikowałam setki artykułów, w tym wiele reportaży. Właśnie reportaż jest moją największą pasją. Moim mężem jest też dziennikarz (podobno nikt inny nie wytrzymałby z dziennikarką). Nasze dzieci (jak na razie) poszły własną drogą, a jeśli już piszą, to wyłącznie dla zabawy. Napisałam doktorat o ludziach od pokoleń żyjących w skrajnej biedzie, mam nadzieję, że niedługo się obronię.