Pan Jerzy spod Opola, zarządzający jednoosobową firmą remontowo-budowlaną, odczuł na własnej skórze dotkliwe skutki pandemii.

– Przez półtorej miesiąca praktycznie nic nie zarobiłem, a opłaty wszystkie trzeba odprowadzać – mówi pan Jerzy.

Uznał, że bez skorzystania z rządowej tarczy antykryzysowej, o której usłyszał w telewizji, dalej nie pociągnie.

– Poprosiłem sąsiada inżyniera o pomoc w wypełnieniu tych wszystkich papierów – mówi pan Jerzy, prosty, solidny i wszechstronny budowlaniec, którego cyfrowe umiejętności kończą się na obsłudze komórki, a za którego całą papierologię załatwiał dotąd emerytowany księgowy, cyfrowo również starej daty. Tyle, że księgowy, należący do grupy wysokiego ryzyka, z powodu epidemii musiał się izolować, więc pan Jerzy został sam.

– Po pierwsze nie mam w domu komputera, a po drugie to wszystko takie niepotrzebnie skomplikowane… – dodaje.

Na szczęście, podczas wyjścia do sklepu natknął się na sąsiada inżyniera, wyżalił mu się, a sąsiad zaoferował pomoc. Dowiedział się, że pan Jerzy może liczyć na 5 tys. zł bezzwrotnej pożyczki, znalazł w internecie odpowiedni kwestionariusz i wydrukował.

Pan Jerzy usiadł nad kwestionariuszem i po godzinie skapitulował.

– Tam, gdzie trzeba był wpisać moje dane, NIP, pesel, czy regon, poszło szybko, ale przy kolejnych punktach już nie wiedziałem, czy mam je wypełniać, co w nie w wpisywać, przy czym stawiać krzyżyk, a przy czym nie – przyznaje z zażenowaniem.

Np. zupełnie nie rozumiał, o co chodzi z pytaniem: „Czy wysokość niepokrytych strat podmiotu przewyższa: 50 proc. wysokości kapitału zarejestrowanego/50 proc. wysokości kapitału według ksiąg podmiotu”. Czy ma w nim zakreślić „tak”, ”nie”, czy „nie dotyczy”.

Nie było wyjścia, pan Jerzy znów zastukał do sąsiada po pomoc, a temu wypełnienie wniosku zajęło dwie godziny, z czego połowę zajęło wertowanie internetu. Potem pan Jerzy włożył wniosek do koperty i zawiózł do Powiatowego Urzędu Pracy w Opolu.

– Już potem dowiedziałem się od kolegów, że te babki z opolskiego pośredniaka to pierwsza klasa – dodaje. – We wszystkim pomagały, jak ktoś słabo wypełnił, to dzwoniły i mówiły, co i gdzie trzeba poprawić.

W opolskim PUP w Opolu zapewniają, że wypełnianie formularzy nie jest skomplikowane.

– Gdyby patrzono na naszą stronę, gdzie wszystko jest podane krok po kroku, jak się wypełnia, to nie byłoby problemów – mówi Irena Lebiedzińska, szefowa PUP w Opolu. – A elektronicznie jest jeszcze prostsze. Choć trzeba powiedzieć, że z tym wypełnianiem jest już coraz lepiej.

Dotychczas zdarzało się, że ktoś wypełnił pół formularza i taki niekompletny przesłał. Niektórzy nadal nie podają adresu mailowego, czy telefonu.

– I jak mamy się z taką osobą kontaktować, jeżeli trzeba coś zmienić? – pyta Irena Lebiedzińska. – Wysyłamy wtedy tradycyjną pocztą, ale to wszystko przedłuża procedurę rozpatrzenia wniosku.

Z badań Business Centre Club wynika, że w porównaniu do okresu sprzed pandemii, sytuacja 1/3 badanych firm zdecydowanie pogorszyła się, w przypadku kolejnej 1/3 – jest trudna ale „do wytrzymania”. Skutki lockdownu i pandemii dotknęły w niedużym zakresie tylko co czwartą firmę. Jednocześnie 44 proc. przedsiębiorstw deklaruje, że przetrwa, ile będzie trzeba, a co czwarta firma – że wytrzyma do pół roku. Nieco ponad 30 proc. twierdzi, że jest w stanie wytrzymać jeszcze 3-4 miesiące.

Według danych BCC prawie, połowa firm, bo 46 proc. dostała pomoc w ramach Tarczy Antykryzysowej, a 30 proc. z Tarczy Finansowej Polskiego Funduszu Rozwoju. Największą barierą dla przedsiębiorców jest niejasność przepisów, zbyt długi czas oczekiwania na rozpatrzenie wniosku oraz trudności w uzyskaniu szczegółowych informacji.

– Czas staje się po ponad dwóch miesiącach lockdownu naczelną kategorią ekonomiczną, decyduje o rynkowym być albo nie być wielu przedsiębiorców – podkreśla Marek Goliszewski, prezes BCC. – To, że aż 54 proc z nich nie otrzymało jeszcze żadnej pomocy w ramach Tarczy Antykryzysowej, a duża część jedynie zwolnienie ze składek ZUS, świadczy, że państwo wręcz igra z  ich losem. Trzeba wreszcie to  zmienić, szybciej i precyzyjniej adresując oraz przekazując pomoc, a także maksymalnie upraszczając formalności i likwidując uznaniowość jej przyznawania.

Według BCC, aż 74 proc. firm, aby przetrwać i sobie poradzić, zaangażowało swoje rezerwy finansowe. Niektóre wysłały pracowników na zaległe urlopy, czy zrezygnowały z usług zewnętrznych. A prawie połowa, bo 48 proc. firm, które złożyły wnioski o wsparcie, nie otrzymało jeszcze decyzji. Ci, którzy już dostali, czekali na nią od tygodnia do dwóch tygodni.

Pan Jerzy jeszcze nie dostał, choć swój wniosek złożył miesiąc temu. I chyba bez błędu, bo nikt do niego nie dzwonił, że trzeba coś poprawiać.

Jolanta Jasińska-Mrukot

 

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarstwo, moja miłość, tak było od zawsze. Próbowałam się ze dwa razy rozstać z tym zawodem, ale jakoś bezskutecznie. Przez wiele lat byłam dziennikarzem NTO. Mam na swoim koncie książkę „Historie z palca niewyssane” – zbiór moich reportaży (wydrukowanie ich zaproponował mi właściciel wydawnictwa Scriptorium). Zdobyłam dwie (ważne dla mnie) ogólnopolskie nagrody dziennikarskie – pierwsze miejsce za reportaż o ludziach z ulicy. Druga nagroda to też pierwsze miejsce (na 24 gazety Mediów Regionalnych) – za reportaż i cykl artykułów poświęconych jednemu tematowi. Moje teksty wielokrotnie przedrukowywała Angora, a opublikowałam setki artykułów, w tym wiele reportaży. Właśnie reportaż jest moją największą pasją. Moim mężem jest też dziennikarz (podobno nikt inny nie wytrzymałby z dziennikarką). Nasze dzieci (jak na razie) poszły własną drogą, a jeśli już piszą, to wyłącznie dla zabawy. Napisałam doktorat o ludziach od pokoleń żyjących w skrajnej biedzie, mam nadzieję, że niedługo się obronię.