Quady i motocykle crossowe rozjeżdżają polskie lasy. Niszczą poszycie, płoszą zwierzęta i stanowią zagrożenie dla ludzi. Leśnicy próbują walczyć z coraz powszechniejszym zjawiskiem, ale szansa na ujęcie crossowca jest niewielka, a niskie mandaty nie odstraszają.

– Problem narasta od lat. W nadleśnictwach podmiejskich, choćby w Opolu przypadków rozjeżdżania lasu przez crossowców jest znacznie więcej, niż na terenie nadleśnictwa Prószków. Jednak wyraźnie widać, że tendencja jest wzrostowa. Problem występuje w różnym natężeniu, ale powszechnie – informuje nadleśniczy Marek Bocianowski z Nadleśnictwa Prószków. – Zainteresowanie tą dziedziną rekreacji ruchowej może wynikać z faktu, że nasi sportowcy odnoszą w crossie sukcesy na arenie międzynarodowej. Poza tym, quady i motocykle enduro są też w zasięgu finansowym coraz większej ilości osób.

– A z drugiej strony jest bardzo mało miejsc, gdzie można tymi pojazdami jeździć – kontynuuje nadleśniczy. – Coraz częściej osoby chcące realizować tę pasję – łamią prawo. Crossowcy są też w totalnym konflikcie z innymi użytkownikami lasu, z tymi którzy do lasu idą, żeby mieć spokój. Te pojazdy są bardzo głośne, o wiele głośniejsze niż standardowe. Tłumiki mają symboliczne albo żadne i nie trzymają parametrów wymaganych na drogach publicznych.

Płoszą zwierzęta, niszczą poszycie i leśne szlaki

Wiele osób artykułuje pod adresem leśników pretensje: dlaczego nic z tym nie robicie? Zwracają uwagę, że crossowcy im przeszkadzają, że przyjechali do lasu odpocząć, a nie słuchać ryków jeżdżących po lesie enduro. – To, że zakłócają ciszę i spokój, to tylko jeden problem. Nasze nizinne lasy nie zawsze stanowią dla nich dostateczne wyzwanie. W związku z czym, wjeżdżają w miejsca, które są najtrudniejsze terenowo. Czyli, np. nie jeżdżą drogą, ale przejeżdżają tam i z powrotem przez leśny rów, niszcząc go – mówi Marek Bocianowski.

– Albo robią punkt przeprawowy przez leśne bajorko czy bagno, które chronimy, którego nie wolno nam zaorać, nie wolno posadzić tam drzew, ponieważ jest to oaza bioróżnorodności zasługująca na ochronę – wyjaśnia nadleśniczy. – Rosną tam rzadkie gatunki roślin, żyją rzadkie owady, drobne bezkręgowce, płazy, gady. I właśnie ta oaza bioróżnorodności staje się ulubionym miejscem organizowania przepraw crossowych. O wiele większy problem z crossowcami jest w górach, czy np. na Pustyni Błędowskiej. Ze względu na ukształtowanie terenu, jest to wręcz mekka dla tego rodzaju aktywności.

Kaski dają użytkownikom quadów i motocykli anonimowość

Quady i motocykle rozjeżdżają też leśną infrastrukturę. – Jeżeli przez oskarpowany rów ktoś przejedzie się parę razy quadem, skarpy się osypują, rów się zamula i trzeba go naprawiać – mówi Bocianowski. – Ponadto bardzo intensywny sposób użytkowania powoduje, że często stan techniczny tych pojazdów nie jest idealny. Dochodzi do nieszczelności, wycieków oleju i to jest kolejny poważny problem. A i zwierzętom, zwłaszcza w okresach, gdy młode przychodzą na świat, gdy łanie się cielą, wypadałoby w środku lasu po prostu dać spokój.

Nadleśniczy zwraca uwagę na niedoskonałość prawa. – Leśnicy mogą crossowca wezwać do zatrzymania i nałożyć mandat. Jednak szansa na ujęcie jest niewielka. Quady czy motocrossy są anonimowe, co uniemożliwia straży leśnej rozpoznanie kierowców. Pojazdy są do siebie podobne, często umorusane błotem. Kierowcy mają na sobie kaski, co uniemożliwia identyfikację twarzy. Czasem trudno nawet rozróżnić płeć, a co dopiero ustalić dane osobowe. Dopóki nie będzie tablic, rozpoznanie kierowców nie będzie możliwe, a problemu nie uda się rozwiązać bez zmiany prawa. Ważna jest też edukacja i brak społecznej akceptacji dla takich form niszczenia lasów.

Jazda konna po lesie – coraz powszechniejsza

Marek Bocianowski zwraca uwagę na mniej oczywisty, niż crossowcy problem w polskich lasach. – Obserwujemy też duży wzrost jazdy konnej po gruntach i drogach leśnych, które nie są do tego przystosowane. To jest stosunkowo nowe zjawisko, związane z poszukiwaniem nowych form aktywności i rekreacji.

– Wydaje się, że koń jest najbardziej ekologicznym środkiem transportu. Podkute podkową kopyto konia, wywiera dość duży nacisk punktowy na podłoże – zwraca uwagę Bocianowski. – Cierpi często sam koń, który nie za bardzo powinien chodzić po nawierzchni tłuczniowej zbudowanej z warstwy zaklinowanego kamienia, a z drugiej strony on tę warstwę kamienia podkutym kopytem rozklinowuje. Po prostu uszkadza nawierzchnię. Jeszcze większy problem jest z drogami gruntowymi. Jeżeli po takiej drodze poruszają się samochody, rowery czy chodzą ludzie, to nic złego się nie dzieje. A jeżeli przecwałuje po niej konik, ta nawierzchnia się uwalnia, staje się grząska, co utrudnia pieszym i rowerzystom korzystanie z niej.

Kolejna rzecz to krzyżowanie się w lesie ruchu pieszego, rowerowego i konnego. – Każda z tych grup ma odmienne oczekiwania – zauważa nadleśniczy. – Ludzie zakochani w koniach nie potrafią zrozumieć, że jest spora grupa innych użytkowników lasu, która czuje obawę przed tak dużym zwierzęciem. Czy ta obawa jest racjonalna, czy nie, to osobny temat. Jazda konna po drzewostanie jest zabroniona. Koń, który jest dużym zwierzęciem może łamać drzewka, zwłaszcza te w początkowej fazie wzrostu, w młodnikach. Czasami spotykamy się też z popasaniem konia na uprawie leśnej, gdzie ze smakiem zjada sobie młode drzewa, które na pewno są dla niego atrakcyjną karmą.

Za konną jazdę po lesie w pierwszej kolejności grozi pouczenie. – Możemy też nałożyć mandat karny. Jednak bardzo często osoby jeżdżące konno nam tego zadania nie ułatwiają, ponieważ są przebrane do jazdy konnej i nie posiadają dokumentów, a koń numerów rejestracyjnych też nie posiada – kończy nadleśniczy.

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze