8 października 2019 roku podczas wybuchu poniemieckich pocisków artyleryjskich w lesie koło Kuźni Raciborskiej zginęło dwóch saperów, a trzech zostało ciężko rannych. Dwóch z nich odzyskuje zdrowie w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym w Opolu.

To starszy chorąży sztabowy Tomasz Znojkiewicz, były dowódca 29. Patrolu Saperskiego 6. Batalionu Powietrznodesantowego z Gliwic oraz młodszy chorąży Tadeusz Pęcek, były żołnierz tego batalionu. Odzyskali oni częściowo słuch dzięki operacjom wykonanym przez prof. Krzysztofa Morawskiego, kierownika oddziału w USK w Opolu i Kliniki Otolaryngologii Uniwersytetu Opolskiego.

Służba saperów jest bardzo niebezpieczna i podczas rozminowywania lub unieszkodliwiania niewybuchów ciągle zdarzają się sytuacje, które kończą się śmiercią lub ranami żołnierzy, ale tragedia sprzed blisko trzech lat była największa po 1989 roku.

7 października 2019 roku w lesie koło Kuźni Raciborskiej grzybiarz znalazł pięć pocisków artyleryjskich z czasów II wojny światowej. Na tym terenie armia niemiecka miała mnóstwo polowych składów amunicji, których nie zdążyła opróżnić lub zniszczyć przed nacierającą Armią Czerwoną.

Do unieszkodliwienia znalezionych pięciu pocisków wysłano sześciu doświadczonych saperów z gliwickiego batalionu. Podczas rozbrajania doszło do eksplozji, w której dwóch saperów zginęło na miejscu, a pozostali zostali ranni, w tym trzech bardzo ciężko.

– Spędzili wiele miesięcy w szpitalach, lekarze mówią, iż to był cud, że przeżyli – opowiada Grzegorz Matyjaszczyk, wojskowy lekarz i prezes Fundacji „Salut” z Katowic, która zajmuje się mundurowymi, którzy w wyniku nieszczęśliwych zdarzeń doznali uszczerbku na zdrowiu. – Ranni saperzy przeszli wiele operacji ratujących życie i zdrowie, m.in. rekonstrukcje kości twarzoczaszki, rekonstrukcję powieki oka, uszkodzonych przez wybuch błon bębenkowych.

Dzięki współpracy Fundacji „Salut” z USK na leczenie do Opola trafili dwaj saperzy.

– Uszkodzenia słuchu, których doznali, były bardzo skomplikowane – mówi prof. Krzysztof Morawski. – Przeprowadziliśmy już zabiegi odtworzenia błon bębenkowych i kosteczek słuchowych. Czekają ich jeszcze kolejne etapy leczenia. Jeśli będzie taka potrzeba, to możemy zaoferować także wszczepienie implantów słuchowych.

Saperzy oraz Fundacja „Salut”: są bardzo wdzięczni za to, co dla rannych zrobili prof. Krzysztof Morawski oraz personel Kliniki Otolaryngologii USK. Przedstawiciele fundacji wręczyli profesorowi Morawskiemu szablę husarską z wygrawerowaną dedykacją i tabliczkę z podziękowaniami.

– Mogliśmy liczyć na ogromne wsparcie, życzliwość oraz profesjonalną opiekę medyczną ze strony profesora – podkreślił prezes Matyjaszczyk podczas uroczystości w USK. – Pomimo ogromnych obrażeń po wybuchu, naszym podopiecznym udało się odzyskać częściowo słuch, na tyle żeby mogli funkcjonować.

– Podczas wybuchu doznałem licznych obrażeń głowy, utraty słuchu, wzroku, smaku i węchu – wyliczał st. chor. sztab. Tomasz Znojkiewicz, który dzięki dotychczasowej rehabilitacji podjął pracę w macierzystej jednostce wojskowej, ale jako pracownik cywilny.

– Ja jestem na etapie odtwarzania szczęki, po wszczepieniu kości z biodra oraz poprawiania słuchu – dodał mł. chor. Tadeusz Pęcek.

Dr Andrzej Kucharski, dyrektor ds. lecznictwa USK podkreśla, iż dzięki prof. Morawskiemu opolski Uniwersytecki Szpital Kliniczny wkroczył na nowy obszar: leczenia pacjentów z formacji mundurowych, poszkodowanych podczas pełnionej służby.

– Jako wielospecjalistyczna jednostka jesteśmy przygotowani do przyjmowania pacjentów z wieloma urazami – dodaje dr Kucharski. – To ważne i w kontekście codziennej, jak widzimy często niebezpiecznej, pracy służb mundurowych na terenie kraju, ale i wojny za naszą wschodnią granicą, z której do polskich szpitali trafiają ranni ukraińscy żołnierze.

 

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarstwo, moja miłość, tak było od zawsze. Próbowałam się ze dwa razy rozstać z tym zawodem, ale jakoś bezskutecznie. Przez wiele lat byłam dziennikarzem NTO. Mam na swoim koncie książkę „Historie z palca niewyssane” – zbiór moich reportaży (wydrukowanie ich zaproponował mi właściciel wydawnictwa Scriptorium). Zdobyłam dwie (ważne dla mnie) ogólnopolskie nagrody dziennikarskie – pierwsze miejsce za reportaż o ludziach z ulicy. Druga nagroda to też pierwsze miejsce (na 24 gazety Mediów Regionalnych) – za reportaż i cykl artykułów poświęconych jednemu tematowi. Moje teksty wielokrotnie przedrukowywała Angora, a opublikowałam setki artykułów, w tym wiele reportaży. Właśnie reportaż jest moją największą pasją. Moim mężem jest też dziennikarz (podobno nikt inny nie wytrzymałby z dziennikarką). Nasze dzieci (jak na razie) poszły własną drogą, a jeśli już piszą, to wyłącznie dla zabawy. Napisałam doktorat o ludziach od pokoleń żyjących w skrajnej biedzie, mam nadzieję, że niedługo się obronię.