Z Agnieszką Gabruk, wicedyrektorem Regionalnego Ośrodka Polityki Społecznej w Opolu, rozmawia Jolanta Jasińska-Mrukot

– Od kilku tygodni Opowiecie.info przygląda się osobom z różnych przyczyn niezaradnych życiowo. Okazuje się, że nie zawsze one mogły liczyć na wsparcie i pomoc otoczenia.

– Prowadziliśmy kiedyś badania dotyczące właśnie tej problematyki. Z naszych badań jednoznacznie wynikało, że takie osoby są narażone nie tylko w swoim środowisku, ale także w rodzinie na różne akty przemocy. Niewątpliwie do aktu przemocy należą też, jak w tym przypadku, nadużycia finansowe. Z badań wynika, że mieszkańcy tej samej miejscowości nie chcą się wtrącać, bo się obawiają o życie, o zdrowie, a być może jeszcze inne pobudki o tym decydują. W środowisku wiejskim jest tak, że z jednej strony ludzie niby nie chcą się zajmować, nie chcąc wchodzić w nieswoje sprawy, ale z drugiej strony całe środowisko huczy, bo wszyscy o danej sprawie mówią.

– Ale jak to jest, że milczą także w przypadku, kiedy ich sąsiadów pozbawia domów lub innych nieruchomości? Zaledwie jedna gmina Lasowice Wielkie mocno się zaangażowała, żeby ich mieszkaniec odzyskał własność.

– Wszyscy wiedzą, a nikt nie reaguje, bo liczy na to, że ktoś inny się problemem zainteresuje, że to załatwi. To jest podejście: „Cudzych problemów nie zauważam, nie dorabiam sobie roboty”.

– Kto najczęściej pada ofiarą aktów przemocy i oszustwa?

– Zawsze jednostka najsłabsza będzie na to narażona najbardziej. Będą to osoby starsze, kobiety i dzieci, albo uzależnione od alkoholu. I zapewne nie są to jedyne ofiary. Czasem decydują kwestie braku samodzielności życiowej. W przypadku osób uzależnionych jest to pęd do zdobycia pieniędzy na alkohol. Są więc łakomym kąskiem,  łatwo ich sprowadzić na manowce. To trochę inna sytuacja, niż w przypadku ofiar wyłudzeń „na wnuczka”, „policjanta”, czy „prokuratora”, gdzie osoby samodzielne dają się oszukać, bo przestępca był bardziej przebiegły.

Myśmy szczegółowo tego obszaru nie badali, bo to jest z pogranicza policji. To policja prowadzi takie statystyki dotyczące spraw tego rodzaju przemocy.

– A co można byłoby zrobić, żeby uchronić takie osoby? Uwrażliwić Ośrodki Pomocy Społecznej, mieszkańców poprzez parafie, uaktywnić bardziej lokalnych samorządowców?

– Ludziom trzeba o tym mówić. Szczególnie w tych małych środowiskach, żeby dotrzeć do ludzi chociażby za pośrednictwem kościoła, albo na spotkaniach w sołectwach i wiejskich świetlicach. Trzeba mówić, i jeszcze raz mówić. Najlepszą formą będzie profilaktyka, żeby zapobiegać takim sytuacją. A i tak to nie będzie w stu procentach skuteczne, bo zawsze będą takie osoby, które dadzą się oszukać. Szczególnie mam tutaj na uwadze, te ze zmianami demencyjnymi.

– Czy Ośrodki Pomocy Społecznej mogłyby w tym odegrać jakąś rolę, szczególnie kiedy mówimy o osobach niezaradnych życiowo? Kto w ogóle korzysta z pomocy społecznej?

– Wiadomo, że nie wszystkie osoby starsze korzystają z OPS. Tylko te, które nie przekraczają kryteriów dochodowych, ewentualnie osoby 75 plus, którym przysługuje zasiłek pielęgnacyjny. albo osoby korzystające z usług opiekuńczych, czy specjalistycznych usług opiekuńczych. To jest grupa do której pomoc społeczna może dotrzeć.

– Więc osoby niezaradne życiowo też nie zawsze korzystają z OPS?

– Zgodnie z zasadą, powinny być w systemie. Jeśli to są osoby uzależnione, niemające praw do zasiłku, ani nie mają żadnych dochodów, to mogą, ale nie muszą znajdować się w systemie.

– Czy te osoby są wyszukiwane w środowisku?

– W skrajnych przypadkach, kiedy dociera informacja, że komuś trzeba udzielić pomocy, wtedy jest interwencja z tzw. urzędu. Ale pomoc udzielana jest na wniosek danej osoby lub jej rodziny, bądź innej osoby, ale za zgodą zainteresowanego. W przypadku np. osób bezdomnych ta interwencja przychodzi z zewnątrz, po prostu ktoś wyciąga do nich rękę.

Czasem ktoś sam nie dotrze, a potrzebuje pomocy, to co wtedy?

– Trzeba sobie powiedzieć szczerze i brutalnie, że pomoc społeczna jest bardzo przeciążona i niedofinansowana, więc trudno na nich przerzucać ciężar wszystkich spraw. Przede wszystkim brakuje osób, które pracują w terenie. Na Opolszczyźnie tylko około 40 gmin, na 71 gmin w województwie, spełnia warunki zatrudniania pracowników socjalnych. To pokazuje, jak drastycznie brakuje pracowników socjalnych. Zgodnie z ustawą, powinien być jeden pracownik socjalny na dwa tysiące mieszkańców danej gminy lub jeden pracownik na maksymalnie 50 rodzin i osób samotnie gospodarujących. Przepisy mówią, że ma być nie mniej, niż trzech pracowników socjalnych w OPS. Dla porównania, jeszcze dziesięć lat temu zaledwie jedna gmina spełniała te wymogi. Dlatego mówimy o pewnego rodzaju niemocy. Nawet jak pracownicy bardzo się starają, to nie są w stanie ogarnąć wszystkich problemów społecznych, jakie występują w ich gminie.

  – Kim są ludzie, którzy najczęściej korzystają z pomocy społecznej?

– To osoby, które mają problemy natury uzależnień, niewydolności wychowawczej i niewydolności życiowej (najwięcej z tytułu bezrobocia i ubóstwa). One uzależnienie od systemu opieki społecznej wyniosły z rodziny. Dziedziczenie biedy i problemów następuje pokoleniowo, nieliczne jednostki potrafią się z tego wyrywać. W systemie pomocy społecznej około 60 procent to osoby, które od zawsze korzystają z tej pomocy. Pozostałe 40 proc. to jest część rotacyjna, to znaczy czasowo korzystają, w chwili jakiegoś załamania i odchodzą. Dlatego od 2012 roku pojawiło się stanowisko asystentów rodziny, by pracowali z rodzinami, które pokoleniowo korzystają z pomocy. Chodzi o przełamywanie barier i aktywizowanie dzieci, żeby uczyć je samodzielności, gospodarności. Bo jeśli rodzina nie przekazuje wzorca wychowania, to musi to zrobić ktoś z zewnątrz.

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarstwo, moja miłość, tak było od zawsze. Próbowałam się ze dwa razy rozstać z tym zawodem, ale jakoś bezskutecznie. Przez wiele lat byłam dziennikarzem NTO. Mam na swoim koncie książkę „Historie z palca niewyssane” – zbiór moich reportaży (wydrukowanie ich zaproponował mi właściciel wydawnictwa Scriptorium). Zdobyłam dwie (ważne dla mnie) ogólnopolskie nagrody dziennikarskie – pierwsze miejsce za reportaż o ludziach z ulicy. Druga nagroda to też pierwsze miejsce (na 24 gazety Mediów Regionalnych) – za reportaż i cykl artykułów poświęconych jednemu tematowi. Moje teksty wielokrotnie przedrukowywała Angora, a opublikowałam setki artykułów, w tym wiele reportaży. Właśnie reportaż jest moją największą pasją. Moim mężem jest też dziennikarz (podobno nikt inny nie wytrzymałby z dziennikarką). Nasze dzieci (jak na razie) poszły własną drogą, a jeśli już piszą, to wyłącznie dla zabawy. Napisałam doktorat o ludziach od pokoleń żyjących w skrajnej biedzie, mam nadzieję, że niedługo się obronię.